Groźny wirus nie zniknął. Okazuje się, że jest powszechny wśród zwierząt
"Już wiemy, że SARS CoV-2 nie jest wyłącznie problemem ludzkim" - mówi Carl Finkelstein z Virginia Tech po badaniach, jakie zespół biologów i wirusologów przeprowadził na zwierzętach licznie występujących wokół nas. Okazuje się, że wirus wywołujący COVID-19 i odpowiedzialny za światową pandemię z lat 2020-2022 powszechnie występuje u bardzo wielu gatunków żyjących za naszym oknem.
SARS CoV-2 odpowiada za jedną z największych i najbardziej donośnych dla losów świata pandemii. W lutym i marcu 2020 r. ten wirus zatrzymał świat rozlewającą się wokół chorobą COVID-19. Stanęły zakłady pracy, komunikacja, urzędy, całe życie ludzi zamarło w izolacji. Wiele osób zmarło, poważne były straty w gospodarce. Badania nad wirusem wykazały, że to zoonoza, powstała zapewne w wyniku mutacji międzygatunkowych. Teraz okazuje się, że wirus SARS CiV-2 wcale nie zniknął. Występuje powszechnie wokół nas u wielu gatunków zwierząt.
Zobacz również:
Virginia Tech wraz z Fralin Life Sciences Institute przeprowadziły badania nad występowaniem tego patogenu w przyrodzie. Można je przeczytać na nature.com w materiale "Powszechne zakażenia SARS CoV-2 w populacjach dzikich zwierząt". Badanie wykazało obecność wirusa u sześciu gatunków powszechnie występujących u zwierząt mieszkających w pobliżu ludzi, a przeciwciała wykryto u pięciu z nich. Wcześniejsze badania wskazywały na obecność wirusa u niektórych gatunków jeleniowatych oraz wizonów, czyli norek amerykańskich. Teraz przypadków jest więcej.
Wiele gatunków zwierząt choruje na COVID-19
Patogen odnaleziono u zwierząt jeleniowatych, a także nietoperzy, gryzoni takich jak myszy i nornice, świstaków, oposów (torbacze występujące w Ameryce), królików i coraz liczniejszych w Polsce szopów. To sporo zwierząt występujących na dodatek bardzo blisko ludzkich siedzib. Naukowcy używają nawet sformułowania, że wirus ten jest powszechny, szczególnie na obszarach o dużej aktywności człowieka, które służą jako punkty kontaktu dla transmisji międzygatunkowej.
"Przenoszenie SARS-CoV-2 na zwierzęta w niewoli zostało dobrze udokumentowane, ale wykrycia u dzikich zwierząt żyjących na wolności są obecnie ograniczone tylko do kilku gatunków" - czytamy w badaniach. Teraz ta wiedza się poszerza i wiemy już, że SARS CoV-2 jest powszechniejszy niż nam się wydaje. "Dostrzegliśmy dużą, ważną lukę w naszej wiedzy na temat transmisji SARS-CoV-2 w szerszej społeczności dzikich zwierząt" - powiedział Joseph Hoyt, jeden z autorów badania.
Wirusowi jest wszystko jedno, czy jego żywiciel chodzi na dwóch, czy czterech nogach.
Zarazem naukowcy zaznaczają, że nie ma podstaw, by sądzić, że ten wirus przenosi się na ludzi ze zwierząt żyjących koło nas, takich jak myszy, króliki czy szopy. Nie ma takich przesłanek i aby tak się stało, patogen musi przejść modyfikacje międzygatunkowe. Sprawa utrudnia jednak badania nad tego typu koronawirusami, które szukają wciąż nowych żywicieli i - jak podkreślił Carl Finkelstein z Virginia Tech - wszystko mu jedno, co to za zwierzę i na ilu nogach się porusza.
Taka rozpiętość gatunkowa zwierząt, u których ten wirus występuje sugeruje, że jest on znacznie powszechniejszy w przyrodzie, niż nam się wydaje. Dzisiaj nie stanowi już istotnego problemu dla ludzi, ale może być dużym kłopotem dla wielu zwierząt, zwłaszcza nieodpornych na niego gatunków.
"Już wiemy, że SARS CoV-2 nie jest wyłącznie problemem ludzkim i w związku z tym utrzyma się on w przyrodzie na pewno bardzo długo" - konkludują naukowcy.