Włoch łapał polskie ptaki i sprzedawał na mięso. Zwierzęta wrócą na wolność
Oprac.: Jakub Wojajczyk
Mamy dobre informacje na temat ptaków uratowanych z rąk 54-letniego Włocha, który wyłapywał je w Polsce. Zdecydowana większość zwierząt jest już bezpieczna, a wkrótce trafi na wolność. Pomorski Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt odwiedziła Adrianna Borowicz, reporterka "Czystej Polski" Polsat News.
Jednego dnia do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Ostoja trafiło blisko pół tysiąca ptaków, to więcej niż przez cały sezon. Wycieńczeni podopieczni dostali osobną wolierę i teraz czekają na wiosnę. O sprawie pisaliśmy w grudniu.
Włoch nielegalnie wyłapywał polskie ptaki
Proceder wymyślił obywatel Włoch. Pozwolenie miał tylko na hodowlę ptaków, a nie na ich wyłapywanie. Sprzedawał je do Włoch, gdzie ceni się ptasie mięso. Śpiewaki kupowali amatorzy ptasiego śpiewu. Zakładał im fałszywe obrączki hodowlane, więc długo udało mu się utrzymywać pozory.
54-letniego Włocha zatrzymano, gdy nielegalnie chwytał ptaki w powiecie puckim. W tym celu używał technik znanych dobrze w obszarze śródziemnomorskim - wabienia głosami z głośników, sieci, rozwieszania owoców.
- Pomorze jest tym miejscem, gdzie ptaków jest bardzo dużo, więc człowiek, który obmyślił ten proceder wiedział, co robi i gdzie przyjechać - mówi dr inż. Jarosław K. Nowakowski, ornitolog i biegły w sprawie z Uniwersytetu Gdańskiego.
Schwytane ptaki wracają na wolność
Pomorska policja zatrzymała 54-latka, który pod pozorem legalnej hodowli przetrzymywał w fatalnych warunkach pół tysiąca chronionych gatunków. Ornitolodzy są w szoku, szacują, że przez ręce oszusta mogło się przewinąć nawet 20 tysięcy ptaków.
Włoch postanowił zrobić na wyłapywaniu ptaków biznes. Grozi mu nawet 5 lat więzienia. Zwierzęta, które udało się uratować powoli wracają już na wolność.
- Trzeba o tym mówić, bo niestety nie jest to prawdopodobnie jedno miejsce w Polsce, gdzie taki proceder się odbywa, jeśli nie będziemy świadomi. Sam byłem w szoku, gdy się o tym dowiedziałem - podsumowuje dr inż. Jarosław K. Nowakowski.