"To nie była kradzież". Otworzyli 37 pasiek, skazując pszczoły na śmierć
Na początku grudnia w miejscowości Tworzyjanów pod Sobótką (woj. dolnośląskie) ktoś celowo otworzył 37 uli, które były przygotowane na zimę. "To nie kradzież, to wyrok" - przekazali właściciele pasieki. Sprawę zgłoszono na policję.

O akcie wandalizmu w mediach społecznościowych poinformował syn właściciela pasieki "Zdrowie Smakuje". "Ktoś metodycznie otworzył ule na mojej pasiece. Mam przed sobą kilkadziesiąt odsłoniętych gniazd pszczelich podczas zimowli. Wiem, że one tego nie przeżyją" - mówił Jan Kowalczyk, właściciel uli.
Tworzyjanów, Sobótka. Zniszczono 37 uli z pszczołami
Rodzina jest przekonana, że sprawca działał metodycznie. Świadczy o tym sposób jego postępowania. Najpierw sprawdzał, gdzie są pszczoły i na puste budki zakładał dachy z powrotem. Tam, gdzie zimowały pszczoły sprawca daszki zostawił odsłonięte. "To był wyrok" - jest przekonany syn pana Jana.
Rodzina Kowalczyków straty oszacowała na ok. 18,5 tys. zł. Wandalizm został zgłoszony na policję. Poszkodowanym chodzi jednak o coś więcej. "Pszczołom to życia nie wróci. W cywilizowanym świecie nie ma miejsca na takie bestialstwo. To nie jest tylko atak na pszczelarza - to zamach na nas wszystkich. Bez pszczół nie ma rolnictwa, nie ma natury, nie ma nas" - czytamy w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych.
W sumie uszkodzono 37 z 39 uli w pasiece. Nie wiadomo, czy którakolwiek pszczoła przetrwała. "Intencje tego złoczyńcy na pewno były takie, żeby zabić pszczele rodziny" - przekonuje pan Jan w rozmowie z Radiem Wrocław.
Jak dodaje pszczelarz, wandalizmu dokonano w najgorszym możliwym dla pszczół momencie, co jeszcze dobitniej sugeruje, że ule otwarto celowo. W nocy były wówczas mrozy, a w dzień roztopy, panowała wilgoć. To najgorsze połączenie dla pszczół - tłumaczy właściciel zniszczonej pasieki.










