Rogacz w śmiertelnym zagrożeniu, niemal się udusił. Użyto strzelby Palmera
W trudnej akcji ratowniczej uczestniczyli załoga ośrodka rehabilitacji zwierząt z woj. śląskiego, weterynarz oraz strażacy. Gęsta plątanina drutów z siatki leśnej owinęła się wokół poroża jelenia i nieomal go udusiła. Trzeba było użyć broni.

Gdyby nie akcja przeprowadzona wspólnymi siłami przy udziale strażaków i lekarki weterynarii, mogło dojść do drastycznego finału. Jeleń najprawdopodobniej nie zdołałby uwolnić się z potrzasku.
Sytuacja zdarzyła się na kawałku prywatnego lasku w dolinie potoku w Pisarzowicach (woj. śląskie, powiat bielski). Siatka leśna, w którą zaplątał się jeleń, była uzupełnieniem prywatnego ogrodzenia.
Takie "obwarowania" mogą stwarzać zagrożenie dla bezpieczeństwa zwierząt, ale i ludzi. Np. umieszczanie ostrych krawędzi na wysokości mniejszej niż 1,8 m jest potencjalnym śmiertelnym zagrożeniem dla łosi, które nieraz giną w męczarniach po nabiciu na płot. Tym razem sytuacja została opanowana.
Byk jelenia w śmiertelnej pułapce
Plątanina drutów mogła doprowadzić do uduszenia zwierzęcia. Uwolnienie byka nie było proste - wielkie zwierzę w ogromnym stresie walczyło o przeżycie, dlatego akcja musiała zostać przeprowadzona z dużą dozą spokoju i wyważenia.
W akcji uczestniczył leśniczy z Nadleśnictwa Andrychów, weterynarz z "Gryzoniowego Zawrotu Głowy", lek. wet. Justyna Frańczak, a także strażacy z OSP Pisarzowice. Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt "Mysikrólik" przekazał, że sytuacja była na tyle poważna, że trzeba było użyć tzw. strzelby Palmera.
Broń Palmera. Używa się jej tylko w wyjątkowych okolicznościach
To wiatrówka służąca do usypiania zwierząt, jest bronią gładkolufową strzelającą pociskami w formie strzykawek z substancją usypiającą. Wykorzystują ją głównie weterynarze podczas różnych akcji z udziałem dzikich zwierząt.
Wykorzystanie broni Palmera obwarowane jest wieloma obostrzeniami, dlatego używa się jej jedynie w wyjątkowych sytuacjach, np. zagrażających życiu zwierzęcia.
Inspektorzy z "Mysikrólika" wraz z leśniczym po podaniu leku zaczęli odcinak druty, w które zaplątało się zwierzę. Akcja trwała dość długo, ale zakończyła się uwolnieniem zwierzęcia.
"Oby jesienią można było go usłyszeć na rykowisku" - podsumowała załoga "Mysikrólika".