Mieli tylko przepędzić zwierzęta. Zginął młody łoś. Mieszkańcy są w szoku
Tragiczne wydarzenia z udziałem łosi miały miejsce kilka dni temu we Włocławku. Służby próbowały przeprowadzić łosie poza miasto. Dzikie zwierzęta wpadły w popłoch, co doprowadziło do śmierci łoszaka.
Ciągła presja środowiskowa i utrata siedlisk to problematyczne kwestie związane z obecnością zwierząt w miastach. Niejednokrotnie takim konfrontacjom towarzyszą tragiczne zdarzenia.
"Zjawisko to nierzadko wiąże się z kłopotami. Cierpią wtedy one same (zwierzęta - red.) oraz ludzie. Prawo w Polsce przypisuje kompetencje do działania w zakresie reagowania na leśnych gości wielu podmiotom, co wiąże się z pewnymi problemami i powoduje rozmycie odpowiedzialności" - opisuje sytuację Fundacja Mondo Cane - Inspektorat Włocławek.
Fatalnie skończyła się historia łosi, które pojawiły się w często uczęszczanym miejscu we Włocławku. Specjaliści skrytykowali reakcję służb na to zdarzenie.
Nieprzemyślana reakcja służb. Nie żyje młody łoś
W miniony piątek dwa łosie, a dokładnie klępa z młodym zostały zauważone wczesnym rankiem na ul. Ptasiej we Włocławku. Zwierzęta spokojnie maszerowały chodnikiem.
Na miejscu pojawiła się straż miejska. Na pomoc wezwano także pracowników schroniska dla zwierząt oraz weterynarza. Personel azylu przyjechał na miejsce z chwytakami, których używa się do wyłapywania zwierząt domowych - relacjonuje fundacja Mondo Cane. Na miejscu zjawił się też leśniczy, ale nie zdołał podjąć żadnej interwencji.
Pracownicy fundacji oceniają, że akcja była od początku skazana na niepowodzenie. Przepędzenie zwierząt w bezpieczne miejsce odbyło się prawdopodobnie bez przemyślanego planu.
"Zwierzęta zostały zagonione na teren dawnej jednostki wojskowej, za Pałacem Bursztynowym. Wyglądało na to, że sytuacja została opanowana. Niestety. To, co się potem wydarzyło, wywołało oburzenie mieszkańców" - relacjonuje Mondo Cane.
Odpowiedzialność
Łosie zaczęły uciekać w panice, samica zniknęła, a spanikowany łoszak wpadł pod koła jadącego auta, które akurat nadjechało. Poturbowane zwierzę przeszło kilka kroków i osunęło się na ziemię. Zwierzę jednak jeszcze żyło.
"Lekarz weterynarii uczestniczący w całym przedstawieniu skazał zwierzę na śmierć (...) (łoszak - red.) odszedł skulony pod siatką. Jego zwłoki nie zostały nawet zabezpieczone. Leżały dość długo, zaś niedaleko ciała leżała strzykawka z igłą, przeznaczona do usypiania zwierząt na odległość" - opisuje tragiczne zajście fundacja.
Głos w sprawie zabrała m.in. Barbara Moraczewska, która kandydowała w tym roku na prezydenta miasta.
"Włocławek otoczony jest lasami, zwierząt przybywa, a my ludzie przekształcamy ich naturalne siedliska w grunty użytkowe. Nie można przejść obojętnie wobec takiego bezsensownego 'zwierzobójstwa'" - napisała na Facebooku.
Marczewska uważa, że służby działały nieprofesjonalne i kompletnie się nie sprawdziły. "Brak wiedzy, brak sprzętu. Kompletna klapa miasta. Dla mnie jest niezrozumiałe, jak miasto może nie mieć procedur jak postępować w takich sytuacjach" - dodała, zaznaczając, że liczy na wyciągnięcie odpowiedzialności wobec uczestników zajścia.
"My jako organizacja chroniąca zwierzęta, choć nie zajmujemy się na co dzień zwierzętami dzikimi, jesteśmy wstrząśnięci nieudolnością służb, które zamiast pomóc, wykazały się brakiem profesjonalizmu. Ciekawi jesteśmy, czy po tym zdarzeniu wyciągnięte zostaną jakieś wnioski i konsekwencje" - mówią pracownicy Mondo Cane.
Mieszkańcy Włocławka sprawę komentują m.in. w mediach społecznościowych. Oczekują od prezydenta Włocławka Krzysztofa Kukuckiego reakcji i wyjaśnień. Dodają też, że klępa ponownie była widziana w mieście i sugerują, że szukała malucha - podaje "Gazeta Pomorska".