Szczyt klimatyczny Bidena, jak zawody w łucznictwie
Stany Zjednoczone zapowiedziały cięcie emisji gazów cieplarnianych o połowę do końca dekady. - Koszty bezczynności rosną - apelował prezydent USA do światowych przywódców.
Waszyngton walczy o odzyskanie wiarygodności w sprawach klimatycznych po tym, jak poprzednik Joe Bidena wycofał Stany Zjednoczone z Porozumienia Paryskiego. Pierwszą decyzją nowej administracji był powrót Ameryki do tego paktu, ale świat czekał na konkrety. Tuż przed rozpoczęciem wirtualnych obrad, na które zaproszono ponad 40 przywódców z całego świata, Biały Dom ogłosił, że będzie dążyć do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 50-52 proc w porównaniu z poziomem z 2005 r. i zamierza osiągnąć ten cel do końca dekady. Otwierając szczyt Biden zapowiedział, że celem Ameryki jest osiągnięcie zerowych emisji netto do 2050 r.
- Szczególnie ci z nas, którzy reprezentują największe gospodarki świata, muszą przyspieszyć - apelował amerykański prezydent. Przekonywał, że świat "ma coraz mniej czasu", by odpowiedzieć na zagrożenie, jakim są zmiany klimatyczne. - Wygrajmy ten wyścig, wygrajmy bardziej zrównoważoną przyszłość, pokonajmy kryzys egzystencjalny naszych czasów. Prezydent USA przekonywał, że przejście na czystą energię stworzy "miliony dobrze płatnych miejsc pracy", a kraje, które podejmą działania "odniosą korzyści gospodarcze z nadchodzącego boomu na czystą energię".- To imperatyw moralny, imperatyw gospodarczy. Chwila zagrożenia, ale również czas niezwykłych możliwości. Mamy mało czasu, ale wierzę, że możemy to zrobić i wierzę, że to zrobimy - mówił.
Poza zapowiedziami cięć emisji, Biały Dom obiecał także m.in. podwojenie kwoty, jaką USA będą przekazywać krajom rozwijającym się, które muszą się przystosować do coraz częstszych susz, powodzi i huragan wywoływanych ociepleniem planety. Goście Bidena też stawili się z konkretami. Redukcje emisji gazów cieplarnianych o 40-45 proc. w porównaniu z 2005 r. zapowiedział premier Kanady. Tokio do 2030 r. zetnie emisje o 46 proc., a Korea Południowa zobowiązała się nie finansować więcej zagranicznych projektów węglowych. Nawet prezydent Brazylii zadeklarował najbardziej ambitny z dotychczasowych celów: jego kraj osiągnie neutralność do 2050 r., o dekadę wcześniej niż dotąd wskazywano.
- Wyznaczono tam więcej celów, niż podczas zawodów łucznictwa - komentuje Kate Blagojevic, szefowa zespołu ds. klimatu w brytyjskim Greenpeace. - Samo wyznaczenie celów nie powoduje ograniczenia emisji. To wymaga prawdziwej polityki i pieniędzy, a jesteśmy w sytuacji, gdy cały świat wciąż jest daleki od kursu.
Zobacz również:
Sceptyczne wobec amerykańskich deklaracji wydają się Chiny. Do ostatniej chwili ważyło się, czy na amerykańskim szczycie pojawi się przywódca tego kraju. Xi Jinping w swoim przemówieniu wezwał innych uczestników rozmów, by "dążyli do harmonii między człowiekiem a naturą". Zapowiedział również, że jego kraj szczyt emisji szybciej niż inne duże gospodarki, a później będą one spadać.
W wirtualnym dwudniowym szczycie biorą udział przywódcy 40 krajów. W konferencji będzie też uczestniczył papież Franciszek.
Zgodnie z założeniami porozumienia zawartego w Paryżu państwa mają dążyć do ograniczenia wzrostu globalnej temperatury na Ziemi znacznie poniżej 2 st. Celsjusza. Jakie konsekwencje może mieć przekroczenie tego progu przeczytasz TUTAJ.Dołącz do ZIELONA INTERIA także na Facebooku.