Pozwali rząd swojego kraju: "Staniemy się klimatycznymi uchodźcami"
Rdzenni Australijczycy pozwali rząd za to, że nie ochronił ich przed zmianami klimatycznymi, a to teraz zagraża ich domom. Pozew złożono w dniu, gdy kraj ogłosił nowe plany redukcji emisji gazów cieplarnianych. Problem w tym, że na razie to może być tylko mowa-trawa.
Formalnie pozew wnoszą dwa mieszkańcy wysp Boigu oraz Saiba, położonych w Cieśninie Torresa, ale ma to być - wedle zapowiedzi organizacji reprezentujących powodów - pierwsza z serii spraw, jaką rządowi zamierzają założyć rdzenni mieszkańcy Australii.
Pozew wzorowany jest na złożonym przeciwko rządowi Holandii, w którym mieszkańcy tego kraju utrzymywali, że władze mają obowiązek chronienia ich przed zmianami klimatu. Sprawę wygrali, a holenderski Sąd Najwyższy nakazał rządowi obniżenie emisji dwutlenku węgla szybciej, niż planowano.
Klimatyczni uchodźcy
Wyspy Cieśniny Torresa, rozrzucone u północnych wybrzeży Australii, stoją w obliczu zagrożenia powodziami i erozji gleby w wyniku globalnego ocieplenia. "Istnieje silne przekonanie, że społeczności zamieszkujące wyspy Cieśniny Torresa są silnie podatne na skutki zmian klimatu, nawet przy niewielkim wzroście poziomu mórz" - napisano w pozwie złożonym w australijskim Sądzie Federalnym.
Paul Kabai, który jest jednym z pozywających, twierdzi, że jego lud zamieszkuje wyspy od ponad 65 tys. lat, ale może się okazać, że tamtejsze społeczności będą musiały migrować z powodu potężnych sztormów i szkód, jakie wyrządzają powodzie. "Stanie się uchodźcą klimatycznym oznacza utratę wszystkiego: naszych domów, kultury, historii i naszej tożsamości" - napisał w oświadczeniu Kabai.
Mieszkańcy wysp złożyli już dwa lata temu skargę do ONZ, ale dotąd nie została ona rozpatrzona. Oczekuje się, że w Australii proces ruszy w trzecim kwartale przyszłego roku, a zanim zapadnie wyrok może minąć kolejne półtora roku.
Brudna gospodarka
Po wielu miesiącach sporów, w czasie gdy składany był pozew, rząd w Canberze przyjął ustawę, zgodnie z którą gospodarka kraju ma ociągnąć cel zerowych emisji netto do 2050 r. Nie wiadomo jednak, jak ten cel ma być osiągnięty, bo na razie nie ma żadnych skonkretyzowanych planów do 2030 r.
Australia, z powodu swoich emisji nazywana drugą najbrudniejszą gospodarką świata, zapowiedziała redukcje do końca dekady o 26-28 proc. Teraz premier Scott Morrison ma jechać na szczyt klimatyczny w Glasgow z obietnicą cięć nawet do 35 proc., ale szczegółów żadnych w zasadzie nie ma.
Jednocześnie Morrison deklarował, że realizacja rządowych planów jest mocno zależna m.in. od "globalnych trendów" i technologii wychwytywania dwutlenku węgla oraz jego magazynowania, choć takie technologie wciąż są w powijakach.
Co więcej, deklaracje mocno rozmijają się z działaniami. Tylko w tym miesiącu zatwierdzono projekty trzech nowych kopalni węgla w stanie Nowa Południowa Walia. W tym gronie jest Mangoola, która ma wyprodukować 52 mln ton węgla w ciągu następnych ośmiu lat. Australia jest jednym z największych na świecie eksporterów tego surowca oraz gazu. W odpowiedzi na pandemiczny kryzys rząd ogłosił nawet "odbudowę opalaną gazem", czyli wspierany będzie rozwój projektów gazowych, rozbudowa gazociągów, jak również terminali w portach.
Pozwy za zaniedbania w ochronie klimatu złożono już m.in. w Brazylii, Korei Południowej, USA, Kanadzie, Nowej Zelandii, Włoszech i Wielkiej Brytanii. W Kolumbii, Irlandii, Francji i Niemczech sądy uznały, że działania rządów tych krajów są nieadekwatne do zagrożenia.
źródło: Reuters, Zielona Interia