Globalne ocieplenie odsunie epokę lodowcową? Odpowiedź zaskakuje
Tak jak często myli się pogodę z klimatem, tak też często epoka lodowcowa, rozumiana jako glacjał, zlewa się w jedno z małą epoką lodowcową, czyli czasowym, najczęściej kilkusetletnim ochłodzeniem. Niefortunne nazewnictwo prowadzi do wielu nieporozumień, tymczasem od glacjału nic nas nie uchroni. Nawet globalne ocieplenie i emisja dwutlenku węgla, gdyż... nie ma on z nimi związku.
Wzrost emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, z których coraz większą rolę odgrywa metan; zanieczyszczenia i zmiany w atmosferze; wzrost średniej temperatury kolejnych miesięcy, z rekordowo ciepłym marcem; wreszcie niższy poziom wód gruntowych i susza - to wszystko sprawia, że topnieją czapy lodowe na biegunach, szybko znika śnieg i trudno nam sobie wyobrazić, by w takiej sytuacji nadciągała epoka lodowcowa. Ona jednak nadciąga, gdyż jej związek z tymi zjawiskami i wpływem człowieka na klimat jest ograniczony.
Nadciąga nowa epoka lodowcowa
Nie tak dawno gruchnęła wieść, że już około 2030-2040 r. taka epoka lodowcowa nadciągnie. Podobne informacje przekazywali chociażby naukowcy rosyjscy (ale wielu analityków ostro rozprawiło się z tą analizą).
Jurij Nagowiczyn z obserwatorium Pulkowo w St. Petersburgu wskazywał na cykliczną, malejąca aktywność Słońca i na ochłodzenie, które nas w związku z tym czeka, porównywane do "małej epoki lodowcowej" z XVII i XVIII w., gdy być może notowano najniższe temperatury od epoki mamutów.
Być może, gdyż mało o tym wiemy. Posługujemy się poszlakami, takimi jak grubość lodu, pękające drzewa i społeczne skutki mrozów chociażby z początków XVIII w.
Straszliwa zima 1708/1709 spowodowała w Polsce zagładę wielu miast, zniszczonych przez głód i epidemie. W Poznaniu np. doprowadziła do osadnictwa bamberskiego (tzw. bambrzy). Dane na ten temat nie są wiarygodne. Brytyjski klimatolog Hubert Lamb, który jest autorem pojęcia Średniowieczne Optimum Klimatyczne, a także Mała Epoka Lodowcowa oparł się w swym słynnym tekście na ten temat z 1965 roku na danych niepełnych, często anegdotycznych i wpół legendarnych, a także na źródłach historycznych podawanych z drugiej ręki, jak chociażby kroniki Jana Długosza.
Nawet jeśli przyjmiemy jednak, że "mała epoka lodowcowa" istniała w średniowieczu oraz w XVII i XVIII w. i uznamy, że takie zjawiska pojawiają się co jakiś czas. np. w związku z aktywnością Słońca, to nadal będziemy w błędzie, łącząc ją z glacjałem.
Pogoda to nie klimat, mała epoka lodowcowa to nie glacjał
To trochę analogiczna sytuacja jak mylenie pogody z klimatem, czyli zjawiska o charakterze tymczasowym z czymś znacznie większym. Przypomnijmy, że pogoda to aktualny stan atmosfery i dotyczy konkretnego momentu. Klimat jest pojęciem o wiele szerszym i związanym z trendami w dużej skali.
Mieszanie obydwu prowadzi do absurdów, takich jak dostrzeganie w doraźnym mrozie podstaw do kwestionowania zmian klimatu i globalnego ocieplenia. Prowadzi do pytania: "gdzie ta susza?", gdy tylko spadnie deszcz albo do rozkoszowania się tym, że za chwilę w Polsce w lutym czy marcu będziemy stołowali się na wolnym powietrzu bez kurtek jak Włosi czy Grecy, bez kontekstu, że oznacza to wiele ludzkich tragedii i katastrof związanych z tornadami, wichurami, powodziami, itp.
Wpływ zmiennej aktywności Słońca na zmianę średniej temperatury na Ziemi jako czynnik decydujący o globalnym ociepleniu był już wielokrotnie dementowany. Serwis Demagog, skrupulatnie tropiący wszelkie bzdury tego typu, przytoczył chociażby konkluzję Amerykańskiej Agencji Kosmicznej (NASA). Jej zdaniem, chociaż aktywność Słońca rzeczywiście okresowo spada, to nie wpływa na temperaturę na Ziemi, która gwałtownie rośnie. Natomiast wpływa na to emisja gazów cieplarnianych.
Na stronie Advancing Earth and Space Sciencec możemy z kolei znaleźć symulację, z której wynika, że ochłodzenie wywołane przez obniżoną aktywność słoneczną jest szacowane na około 0,1 do 0,3 stopnia Celsjusza, podczas gdy ocieplenie związane ze wzmocnieniem efektu cieplarnianego wyniesie od 3,5 do nawet 4,5 stopnia w ciągu kilkudziesięciu lat.
Nie ma zatem wiarygodnych naukowych podstaw, by uznać, że za kilka, kilkanaście lat zacznie się mała epoka lodowcowa. Zresztą im więcej dwutlenku węgla znajduje się w atmosferze, tym mocniejszy spadek nasłonecznienia jest konieczny do rozpoczęcia epoki lodowej.
Pytanie, czy w związku z rosnącą średnią temperaturą na świecie i wzrostem emisji kiedykolwiek taka mała, doraźna epoka lodowcowa nadejdzie. Epoka z ciężkimi zimami i temperaturami spadającymi do -50 stopni Celsjusza (wtedy pękają drzewa). Przy tak wielkich rozchybotaniu klimatu jak teraz niczego nie można wykluczyć, ale powód, dla którego jest to mało prawdopodobne znajduje się na biegunach.
Nie doceniamy ich, gdyż mało kto tam mieszka, a cała okolica okołobiegunowa skuta jest lodem. To jednak niezwykle ważne, newralgiczne miejsca Ziemi, nie mniej istotne niż oceany czy lasy równikowe.
Dwutlenek węgla w powietrzu na niespotykaną skalę
Przystanek Nauka przytacza takie dane: "W ciągu ostatnich 800 tys. lat poziom dwutlenku węgla wahał się między około 170 ppm a 280 ppm (liczba części na milion, 10-6), co oznacza, że spośród miliona molekuł powietrza, 280 z nich to cząsteczki dwutlenku węgla. Michael Sandstrom z Uniwersytetu Columbia, badacz epok lodowcowych, stwierdził, że między glacjałami i interglacjałami jest różnica zaledwie około 100 ppm. Jednak poziom dwutlenku węgla dziś jest znacznie wyższy w porównaniu z tymi, jakie występowały w przeszłości".
Co to oznacza? Ano to, że nawet niewielki wzrost średniej temperatury Ziemi może doprowadzić do drastycznych zmian także w takiej kwestii. Globalne ocieplenie nieuchronnie spowoduje, że czapy lodowe biegunów stopnieją, a jeśli tak się stanie, drastycznie wzrośnie poziom mórz. Nawet o kilkadziesiąt metrów.
To zmieni funkcjonowanie prądów oceanicznych, a one doprowadzą do dalszych zmian rzutujących na klimat Ziemi. Także do możliwych tymczasowych małych epok lodowcowych. Czy to możliwe przy globalnym - jak by nie patrzeć - ociepleniu? Tak. Na tym polega paradoks tych zmian. Destabilizują klimat.
W ramach tzw. Atlantyckiej Południkowej Cyrkulacji Wymiennej znanej jako AMOC prądy morskie, w tym Golfsztrom przenoszą ciepłe wody atlantyckie w rejon Europy. To decyduje o klimacie całej półkuli północnej. Globalne ocieplenie topi czapy lodowe biegunów, to podnosi poziom oceanów, on z kolei destabilizuje prądy morskie. Załamuje się cały AMOC, załamuje się cała cyrkulacja ciepłych i zimnych wód Atlantyku. Zmienia się klimat. Europę skuwa lód - tak, to możliwe.
Nadal jednak nie mówimy wówczas o glacjale, czyli o epoce lodowcowej sensu stricto. To zlodowacenie wykraczające daleko poza kilkaset lat naszej historii i doraźne zmiany temperatury. Mówimy o zlodowaceniach potężnych, idących w tysiące lat i odznaczających się powstaniem nasuwających się na lądy i pożerających je lodowcach. Co więcej, mówimy o zjawisku cyklicznym, na które nie mamy wpływu i nie ma na nie wpływu nawet globalne ocieplenie.
Co ile lat nadchodzi epoka lodowcowa
Duża, ta prawdziwa epoka lodowcowa jest nieuchronnie cykliczna, bo wiąże się ze zmianami nachylenia osi obrotu planety. Następują one mniej więcej co 40 tysięcy lat w sposób nieodwracalny. Do tego co 23 tysiące lat zmienia się także kształt orbity naszej planety wokół Słońca. Na tej bazie Francuz Urbain de la Verrier rozpoczął, a Szkot James Croll dokończył formułowanie teorii o powstawaniu epok lodowcowych.
Zdaniem Crolla, wpływ promieniowania słonecznego do Ziemi kształtowany jest przez trzy zjawiska, tj. orbita planety wygina się w cyklu ok. 100 tysięcy lat, nachylenie osi Ziemi do płaszczyzny jej ruchu dookoła Słońca waha się co ok. 40 tysięcy lat, precesja osi naszej zmienia się w cyklu ok. 20 tysięcy lat.
Z tego wynikało, że z epokami lodowcowymi jeszcze nie skończyliśmy, przyjdą kolejne, a w 1938 r. jugosłowiański (serbski) naukowiec Milutin Milanković opracował nawet tabelę cyklów zlodowaceń.
Oto ostatnie zlodowacenia na ziemiach Polski i Europy, według tej tabeli:
- 1200-950 tys. lat temu,
- 730 do 430 tys. lat temu,
- 300 do 170 tys. lat temu,
- 115 do 11,7 tys. lat temu.
Według nich następna epoka lodowcowa w sposób nieuchronny i bez istotnego związku z globalnym ociepleniem groziłaby nam za około 50 tys. lat. Ocieplenie nie zatrzyma wtedy spadku temperatury, ale może go spowolnić i okres ten będzie dłuższy.
Pytanie, czy wciąż z człowiekiem na powierzchni planety.