Do Bałtyku wpływają ogromne wieloryby. Jeden szczególnie lubi polskie morze
Ma nawet 27 metrów długości, co czyni go drugim co do wielkości współcześnie żyjącym zwierzęciem, zaraz po swym bliskim krewniaku - płetwalu błękitnym. A 27 metrów to tak dużo, że wydaje się być gabarytem nieodpowiednim do pływania po płytkim Bałtyku. A jednak finwal, czyli płetwal zwyczajny, jakoś upodobał sobie polskie morze i zagląda tu częściej niż inne wieloryby. Częściej, co nie znaczy, że często.
Morze Bałtyckie nie jest ani duże, ani głębokie. Największa głębia niedaleko szwedzkiej wyspy Gotlandia zwie się Landsort i mierzy 459 metrów. Dla porównania - największa głębia Morza Śródziemnego, czyli Calypso na Morzu Jońskim, to aż 5267 metrów, a zamkniętego Morza Czarnego - 2258 metrów. Dno sąsiedniego Morza Północnego sięga 809 metrów. Bałtyk nie jest akwenem zdatnym do stałego życia dla wielorybów i przywykliśmy do tego, że ich tu nie ma.
Częściowo to prawda. Nie ma tu wielorybów w dosłownym tego słowa znaczeniu, tzn. żaden wieloryb nie jest rodzimym gatunkiem bałtyckim. W wypadku zwierząt morskich nie jest to tak łatwe do ustalenia, kto jest gatunkiem rodzimym, a kto nie. Na lądzie wiemy, jak przebiegają areały i zasięgi zwierząt i roślin, ale tutaj sprawa jest - nomen omen - płynna.
Przyjmuje się jednak, że stałe zamieszkiwanie Morza Bałtyckiego, a zwłaszcza rozmnażanie się w jego wodach, uprawnia zaliczenie gatunku do fauny bałtyckiej. I takich wielorybów nie mamy.
Czy rozpoznasz morskie ssaki? Sprawa wydaje się łatwa, więc sprawdźmy [QUIZ]
Morświnów w Bałtyku jest coraz mniej
Jedynym na stałe żyjącym i rozmnażającym się w Bałtyku gatunkiem walenia jest morświn zwyczajny - nieduży, bo zaledwie dwumetrowy (najczęściej półtorametrowy) ssak należący do odrębnej rodziny morświnowatych. Nie należą one ani do delfinów, ani do wielorybów fiszbinowych czy innych rodzin. Nawiasem mówiąc, liczba bałtyckich morświnów spada. Dzisiaj mamy ich 300-400. To bardzo niewiele.
Morza i oceany nie znajdą jednak granic. Póki są połączone cieśninami i wszystkie łączą się w jeden wielki, przepływowy akwen, morskie zwierzęta mogą przemieszczać się swobodnie od jednego do drugiego.
A akurat walenie są zwierzętami wędrownymi i przemieszczają się na duże odległości. W ramach tych migracji wpływają także do Bałtyku. Okazjonalnie, co prawda, i takie sytuacje zdarzają się dość rzadko. Jest jednak jeden wieloryb, który robi to nader ochoczo.
To dość zaskakująca sytuacja, bowiem mówimy o drugim co do wielkości wielorybie i zarazem drugim co do wielkości zwierzęciu świata, jakim jest finwal. Dzisiaj nosi on oficjalną nazwę płetwal zwyczajny i jest łączony w jeden rodzaj ze swym bliskim krewnym płetwalem błękitnym - największym zwierzęciem współczesnego świata.
Płetwal błękitny osiąga ogromne rozmiary, nawet 35 metrów długości (samice, bo one są większe) i masę 150-180 ton. Finwale są mniejsze i w obliczu kuzyna wyglądają na małe, ale w gruncie rzeczy to olbrzymy. Dorosły płetwal zwyczajny dorasta do 27 metrów i ważyć może 90 ton. To sporo jak na zwierzę pływające po wąskich cieśninach duńskich oddzielających Bałtyk od Morza Północnego. A jednak finwal tu zagląda.
Finwale zaglądają do Morza Bałtyckiego
Warto pamiętać, że szwedzki zoolog Karol Linneusz, który w 1758 r. dokonał pierwszego opisu zwierząt, rozpoznał finwala jako gatunek na podstawie osobników występujących niedaleko Szpicbergenu. Już on jednak odnotowywał obecność tych gigantów niedaleko bałtyckich brzegów Szwecji w XVIII w., co świadczy o naturze tych waleni.
Być może mamy do czynienia z gatunkiem, który wyjątkowo chętnie penetruje nowe wody, nie obawia się nawet wpływania do płytkich mórz, które wielu innym wielkim wielorybom mogą wydawać się ryzykowne i podejrzane.
Pierwsza obserwacja finwala u polskich brzegów pochodzi z 23 sierpnia 1874 r., ale to nie znaczy, że dopiero wtedy zwierzę pojawiło się tu po raz pierwszy. Pierwszy raz je jedynie odnotowano. Stanowił wówczas wielką sensacją widoczną z samych plaż Gdańska, gdzie morze wyrzuciło młodą samicę.
Od tamtej pory płetwal zwyczajny pojawiał się kilkukrotnie. Zanotowano go w 1899 r. w Dziwnowie, a najszerzej opisywany w polskiej prasie przypadek przypłynięcia wieloryba miał miejsce w 1930 r. Dwa finwale pływały wtedy w Zatoce Puckiej, co wywołało spore poruszenie.
Ta sfilmowana obserwacja tego zwierzęcia pochodzi zaś z 2009 r. To ostatni przypadek pojawienia się finwala w polskim Bałtyku, ale wcześniej widziano go też w 2007 r. Natomiast w 2015 r. młody i martwy już osobnik został wyrzucony na brzeg niedaleko Stegny pod Gdańskiem.
Zoologowie uważają, że Bałtyk stanowi marginalny akwen podczas migracji tych wielorybów z wód polarnych, gdzie żerują latem do cieplejszych terenów Atlantyku. To wtedy finwale mogą trafić do pobocznych mórz jak Północne, Śródziemne czy właśnie Bałtyk.
W każdym razie finwal, chociaż widywany jest u nas sporadycznie, to i tak częściej niż inne wieloryby. Jego krewniak płetwal błękitny na wody bałtyckie wpłynął w czasach nam współczesnych, gdy można to odnotować, trzykrotnie. Miało to miejsce w 1865, 1931 i 1936 r. Za każdym razem jednak zatrzymywał się w okolicach cieśnin duńskich, dalej na Bałtyk już nie płynął jak finwal i nigdy nie dotarł na polskie wody.
Wieloryby, które wpłynęły do polskiej części Bałtyku
Z finwalem może się równać humbak, czyli długopłetwiec oceaniczny - wieloryb także migrujący na tysiące kilometrów. To w jego wypadku, jak podaje WWF, mamy jedną z najstarszych znanych i opisanych obserwacji wieloryba w Bałtyku. Pochodzi z 1578 r. z terenów Inflantów (dzisiaj Łotwa).
Białe, długie płetwy zdradzały wtedy humbaka. Wcześniejsza jest tylko informacja o obecności kaszalota w Bałtyku z 1291 r. Z kolei w 1590 r. Bałtyk odwiedził nawet sejwal, a w 1365 r. - wieloryb biskajski. Wiemy to na podstawie kości tych zwierząt wyrzuconych na brzeg. W 1709 r. koło Ystad fale oddały ciało prawdopodobnie pływacza szarego.
Humbaki zjawiały się w Morzu Bałtyckim w XXI w. Młody samiec widziany był w Zatoce Gdańskiej w 2006 r. Na przełomie lipca i sierpnia 2008 r. humbaka nazwanego Buckie widziano w Darłówka Rowach i Rzechowie, a warto pamiętać także o długopłetwcu, którego 7 lutego 1979 r. rybacy wyplątali z sieci pod Sobieszewem niedaleko Gdańska.
To wszystko goście sporadyczni i sensacyjni, ale warto pamiętać, że w obliczu zanieczyszczeń mórz, zmiany ich zasolenia, wreszcie nadmiaru bodźców i dźwięków trasy migracyjne wielorybów są coraz bardziej zakłócone. Kto wie, czy niebawem nie zobaczymy ich znowu.