Co to za zwierzę na obrazie Leonarda da Vinci? Odpowiedź może zaskoczyć
Nie wiadomo, kto ją udomowił - może starożytni Egipcjanie, może Fenicjanie, może Hetyci. Najstarsze ślady istnienia domowej formy tchórza znajdujemy w zapisach antycznych sprzed 2500 lat. Potem sprawa się jeszcze skomplikowała, aż w końcu powstały hybrydy tego, co domowe z tym, co dzikie. Nazywamy je tchórzofretkami. Być może Cecylia Gallerani z portretu Leonarda da Vinci to nie jest "Dama z łasiczką" ani "Dama z gronostajem", ale właśnie "Dama z tchórzofretką".
Teza, że to Egipcjanie udomowili tchórza jest mocno podważana. Wśród zapisów hieroglificznych ze starożytnego Egiptu znajdziemy znaki oznaczające wiele różnych, ważnych dla Egipcjan zwierząt, ale tchórza tam nie ma. Możliwe, że Egipcjanie trzymali tchórze uzyskane od innych mieszkańców basenu Morza Śródziemnego np. Fenicjan. W każdym razie to zwierzę świetnie sprawdzało się jako strażnik domów i budynków gospodarczych przed gryzoniami. Strzegło go tak długo, aż udomowiony tchórz stał się fretką.
Zobacz również:
Według zoologów, fretka to już odrębny gatunek z rodziny łasicowatych. Jest bardzo bliska tchórzowi, ale zarazem różni się od niego. Co więcej, fretka nie występuje naturalnie w przyrodzie. Jest formą udomowiona tak jak pies czy kot, które też z czasem oddzieliły się od swoich przodków - wilka i żbika. Przy czym fretka miała na to znacznie mniej czasu. Jej podobieństwo anatomiczne do tchórza jest zatem spore, ale natura i możliwości adaptacyjne - odmienne. To sprawia, że o ile tchórze wprowadzone w wielu miejscach na świecie jako gatunki inwazyjne okazują się niszczycielskie dla miejscowej przyrody, to fretka takie zniszczenia powoduje w znacznie większym stopniu. Tak się stało w Nowej Zelandii, Australii, wielu miejscach USA, Kanady, a także na Wyspach Kanaryjskich i wyspach śródziemnomorskich jak Sardynia i Sycylia. Stąd wiele państwa zabrania wwożenia i hodowli tych zwierząt bez uzyskania zgody.
Fretka jako forma udomowiona tchórza, która stała się odrębnym gatunkiem, z czasem nie służyła już tylko do łapania myszy i szczurów (co było ważne zwłaszcza w czasach epidemii). Zwierzątko o smukłych kształtach i często białym, miękkim futrze idealnie pasowało jako do celów towarzyskich. Kiedy więc Leonardo da Vinci w latach 1489-1490 malował w Mediolanie portret Cecylii Gallerani, wiele osób trzymało fretki jako zwierzęta domowe tak, jak dzisiaj trzyma się koty czy psy. Co więcej, albinotyczne fretki domowe o białym futrze łączyły się z dzikimi tchórzami, a powstała w ten sposób hybryda zwała się tchórzofretką.
Które zwierzę ma na rękach kochanka Sforzy?
- Czyja to była kochanka? - pyta kolekcjonera sztuki (Jan Machulski) w filmie "Vinci" Juliusza Machulskiego fałszerka obrazów i studentka akademii sztuk pięknych Magda (Kamila Baar) podczas tworzenia kopii dzieła Leonarda da Vinci.
- Ludovica Sforzy - odpowiada kolekcjoner. - Ale on to robił lewą ręką.
- Nie wnikam - odpowiada Magda.
- Nie, wąsy malował lewą ręką. Leonardo.
I wtedy fałszerka spogląda na zwierzątko, któremu domalowuje owe wąsy. Jest białe, tkwi na rękach Cecylii Gallerani i ma pyszczek drapieżnika z rodziny łasicowatych. Którego?
Przez wiele lat portret pędzla Leonardo da Vinci funkcjonował u nas jako "Dama z łasiczką". To chyba jego najpopularniejszy tytuł, sugerujący że Cecylia Gallerani ma na rękach łasicę - zwierzę często spotykane w Polsce i Europie, które zmienia zimą kolor futra na biały. Zatem to nie musi być albinoska, łasice stają się białe w sposób naturalny. Współcześni zoologowie poddali analizie to zwierzę i doszli do wniosku, że szczegóły anatomiczne nie zgadzają się z łasicą. Towarzyszka kochanki Sforzy jest za duża na łasicę, ma też zbyt wydatne uszy. Może to zatem gronostaj - nieco większy krewniak łasicy? On także zmienia kolor futra na biały, gdy nadchodzi zima.
Argumentem za była tez symbolika obrazu. Gronostaj był zwierzęciem obdarzanym szacunkiem. Nie bez powodu rektorzy wyższych uczelni latami nosili gronostajowe kołnierze, z charakterystycznymi czarnymi plamami na białym tle. Te plamy to pozostałości ogonów tych zwierząt. Gronostaj bowiem zmienia zimą futro na białe, ale pozostaje mu czarny koniec ogona (u łasicy cały ogon jest biały). Traf chciał, że zwierzę na portrecie nie ma widocznego ogona.
Wedle biografów Leonarda da Vinci, malarz nie mógł ujawnić związków między portretowaną kobietą a Ludovico Sforzą (ten miał narzeczoną), ale mógł uciec się to metafory. Gronostaj to dawny symbol czystości, nieskalaności. Na dodatek nazwisko włoskie słowo "ermellino" oznaczające to zwierzę było przydomkiem księcia Sforzy. Kobieta trzymająca go na dłoniach to jawne puszczenie oka, sugerujące że jest jego kochanką.
Tak oto "Dama z łasiczką" zmieniła się - wedle sugestii historyków - w "Damę z gronostajem", a badacze malarstwa zwracają uwagę na sposób, w jaki Leonardo da Vinci namalował nie tylko kobietę, ale i zwierzę. Widać jego gibkie ciało, skręcone, z wyraźnymi mięśniami. To było zupełnie nowatorskie, a gronostaj nadawał się do takiego sportretowania jak ulał.
O ile to gronostaj...
Zwierzę z portretu Leonarda da Vinci ma zbyt duże gabaryty, nie tylko jak na łasicę, ale i gronostaja
Łasica, gronostaj czy tchórzofretka? Kto pozował?
W tę wersję wątpią zoologowie. Ich zdaniem, zwierzę z obrazu nadal ma zbyt duże gabaryty, nie tylko jak na łasicę, ale i gronostaja. On także jest drobny, filigranowy niemalże, przystosowany do wnikania do wąskich nor gryzoni w pościgu za zdobyczą. Ma maksymalnie 30 cm długości, więc proporcje się nie zgadzają. Pyszczek jest także nie taki, jakie maja gronostaja. No i wreszcie - skąd Leonardo da Vinci wziąłby model do tak precyzyjnego namalowania zwierzęcia? Ten drapieżnik musiał być na miejscu, w pobliżu, tak aby artysta mógł na niego patrzeć.
Do tego opisu pasuje w zasadzie tylko tchórzofretka. Znacznie większa i muskularniejsza od gronostaja, o innym ciele i pysku, na dodatek była wtedy całkiem często spotykana we włoskich domach jako towarzyszka domowa. Można sobie łatwo wyobrazić, że ta hybryda tchórza i fretki znalazła się na podorędziu, gdy Leonardo zamierzał dodać do Cecylii Gallerani zwierzę łasicowate. I sportretował ją. Ona mogła mu pozować, przy gronostaju to raczej wykluczone.
Może się więc okazać, że Leonardo da Vinci namalował tak naprawdę "Damę z tchórzofretką".