Niebezpieczne odpady zalewają Śląsk. Mieszkańcy sami tropią śmiecących
Pan Łukasz jest społecznikiem, który od lat tropi nielegalnie wyrzucających śmieci. Nie dość, że bez problemu namierzył nielegalnego przedsiębiorcę wyrzucającego odpady bez zezwolenia, to po jego akcji ruszyła jeszcze w mieście kontrola. Niestety na Śląsku nadal porzucane są duże ilości niebezpiecznych i potencjalnie toksycznych odpadów. Ich usunięcie będzie kosztować setki milionów złotych
- Okazało się, że jest mnóstwo dokumentów typu polisa ubezpieczeniowa z imieniem i nazwiskiem, z numerem pojazdu - mówi o swoim odkryciu pan Łukasz Daćkow, społecznik z Bytomia w programie "Czysta Polska" Polsat News.
Tropią śmiecących na własną rękę
Dokumenty były wymieszane ze starymi częściami samochodowymi i dziesiątkami opon. Wszystkiego pozbyto się koło bytomskiego stawu Barbara. - Był to jeden z bytomskich przedsiębiorców, który zajmuje się handlem aut - wyjaśnia pan Łukasz.
Dotarcie do niego było już tylko formalnością. Mężczyzna musi zapłacić mandat i uprzątnąć teren. Jak się okazało przedsiębiorca nie miał w ogóle podpisanej umowy na wywóz śmieci. Ta sprawa rozpoczęła całą serię kontroli zakładów oponiarskich i warsztatów w Bytomiu.
- Obecnie straż miejska w Bytomiu przeprowadza kontrole zakładów oponiarskich i innych warsztatów. Przez pryzmat tego doświadczenia z tym przedsiębiorcą wdrożyliśmy takie czynności i okazuje się, że nie wszyscy mają podpisane umowy na wywóz śmieci - mówi Wojciech Nowak, komendant straży miejskiej w Bytomiu.
Trwa walka o czystszy Śląsk
Nie wszyscy wciąż potrafią zrozumieć, że las, czy nawet poprzemysłowe tereny, to nie śmietnik. Łukasz Daćkow z nielegalnymi wysypiskami w Bytomiu walczy już od sześciu lat. - Staram się to robić społecznie po to, żebym mógł z własnymi dziećmi, czy nawet sam osobiście iść z psem na spacer i nie mieć takiego krajobrazu - mówi społecznik.
Niestety nadal zdarza się, że zieleń drzew miesza się poremontowym gruzem i starym sprzętem AGD. Tylko w ubiegłym roku w Katowicach mieszkańcy zgłosili blisko 500 dzikich wysypisk. - Najczęściej np. przy garażach znajdujemy dużo opon. Przy ogródkach działkowych dużo odpadów, krzeseł, foteli, grilli - mówi Olaf Józefoski ze Stowarzyszenia Wolnej Herbaty.
Członkowie Stowarzyszenia Wolnej Herbaty co roku z uporem maniaków wraz z mieszkańcami Katowic sprzątają wyrzucane nielegalnie odpady. - Jest to też okazja do wzięcia odpowiedzialności za swoją okolicę i edukacji. Osoba, która wzięła udział w akcji sprzątania i widziała, jakie to jest trudne, ile to wysiłku kosztuje, nie przejdzie obojętnie jak zobaczy, że ktoś zaśmieca taki teren - mówi Olaf Józefoski.
Śląsk ma problem z nielegalnymi chemikaliami
Dla wielu śląskich miast prawdziwym przekleństwem są jednak odpady przemysłowe, takie jak np. różnego rodzaju toksyczne chemikalia. W wielu przypadkach stoją za nimi zorganizowane grupy przestępcze, dla których opuszczone, poprzemysłowe tereny są idealnym miejscem, by się ich pozbyć.
W katowickich Szopienicach nadal zalegają odpady po firmie Eko Szop. To tykająca bomba ekologiczna, która od lat straszy mieszkańców. W powietrzu nadal czuć chemiczny zapach i nie wiadomo, ile toksycznych substancji przedostało się do gleby.
- To ok. 7 tys. 550 ton odpadów - mówi Sandra Hajduk z Urzędu Miasta w Katowicach. Oszacowano, że koszt ich usunięcia to ok. 100 mln zł. Zaproponowaliśmy rozwiązanie legislacyjne polegające na tym, aby stworzyć specjalny fundusz, który docelowo miałby być przeznaczony właśnie na to, aby opracować technologię likwidacji takich odpadów - mówi Sandra Hajduk.
Dla zorganizowanych grup przestępczych podrzucanie niebezpiecznych odpadów to złoty interes. Dla mieszkańców to dramat zagrażający ich życiu i zdrowiu. Zaś dla samorządowców to potężny wydatek finansowy.
Michał Mitoraj, "Czysta Polska" Polsat News
oprac. Jakub Wojajczyk