Trump rozwiązuje panel klimatyczny. Naukowcy: to atak na fakty
Administracja Donalda Trumpa zlikwidowała kontrowersyjny panel doradczy, który miał podważyć konsensus naukowy w sprawie zmian klimatu. Decyzja zapadła 11 września 2025 r., w samym środku sądowej batalii o legalność powołania grupy. To zaskakujące zakończenie krótkiej, ale burzliwej historii raportu, który według ekspertów mógł zaważyć na amerykańskiej polityce klimatycznej na lata.

W skrócie
- Administracja Trumpa rozwiązała kontrowersyjny panel doradczy próbujący podważyć konsensus naukowy dotyczący zmian klimatu.
- Raport panelu był szeroko krytykowany przez środowiska naukowe za brak rzetelności i wybiórcze traktowanie danych.
- Szybka odpowiedź naukowców pokazała siłę naukowego konsensusu i znaczenie transparentności w polityce klimatycznej.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Zaledwie dwa miesiące wcześniej Departament Energii (DOE) opublikował dokument zatytułowany A Critical Review of Impacts of Greenhouse Gas Emissions on the U.S. Climate. Sygnowało go pięcioro znanych sceptyków zmian klimatycznych: John Christy, Judith Curry, Steven Koonin, Ross McKitrick i Roy Spencer. Raport przekonywał, że globalne ocieplenie jest mniej groźne, niż twierdzą główne ośrodki naukowe, że w USA nie widać wyraźnych trendów w nasilaniu się ekstremalnych zjawisk pogodowych, a podwyższony poziom dwutlenku węgla sprzyja wzrostowi roślin i może poprawiać plony. Autorzy twierdzili też, że stosowane przez IPCC scenariusze emisji i modele klimatyczne zawyżają przyszłe prognozy ocieplenia.
Dokument powstał w ekspresowym tempie - w zaledwie kilka miesięcy - i od początku miał znaczenie polityczne. Mógł posłużyć do podważenia tzw. endangerment finding, czyli decyzji amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA) z 2009 roku, uznającej gazy cieplarniane za zagrożenie dla zdrowia publicznego. Gdyby tę decyzję cofnięto, EPA straciłaby prawo do regulowania emisji dwutlenku węgla, co w praktyce sparaliżowałoby federalną politykę klimatyczną i mogło utrudnić realizację międzynarodowych zobowiązań Stanów Zjednoczonych.

Rozwiązanie panelu
Publikacji od początku towarzyszyły protesty środowisk naukowych i ekologicznych. Zarzucano Departamentowi Energii, że powołał panel w sposób niezgodny z Federal Advisory Committee Act, który wymaga jawności i reprezentacji różnych punktów widzenia. Organizacje pozarządowe wniosły pozew, wskazując, że pięcioosobowa grupa została dobrana tak, by reprezentować jeden, sceptyczny pogląd.
W obliczu tych nacisków sekretarz energii Chris Wright ogłosił we wrześniu rozwiązanie panelu. Oświadczył, że grupa i tak zrealizowała swój cel - opublikowała pierwszy projekt raportu, który, choć formalnie "roboczy", mógł być wykorzystany w debatach nad przyszłymi regulacjami. Dwóch członków zapowiedziało jednak, że będzie kontynuować prace niezależnie od rządu. "Rozwiązanie grupy nie podważa raportu" - napisał w oświadczeniu ekonomista Ross McKitrick. "Chcemy zachować integralność naukową" - dodała klimatolożka Judith Curry.
Naukowa kontrakcja
Publikacja raportu wywołała natychmiastową reakcję środowiska naukowego. W ciągu zaledwie miesiąca ponad 85 badaczy z USA i innych krajów przygotowało ponad 400-stronicową kontranalizę Climate Experts' Review of the DOE Climate Working Group Report. Jej wnioski są jednoznaczne: dokument nie spełnia podstawowych standardów jakości, obiektywizmu i rzetelności. "Dowody na to, że człowiek powoduje ocieplenie, są silniejsze niż kiedykolwiek" - podkreślili redaktorzy recenzji Andrew Dessler z Texas A&M University i Robert Kopp z Rutgers University.
Eksperci wyliczają, że raport Departamentu Energii systematycznie wybiera dane pod tezę, ignorując większość literatury naukowej. Przykładem jest powoływanie się na susze z lat 30. XX wieku, aby podważyć trend rosnących upałów, czy ograniczanie analizy wzrostu poziomu mórz do wybranych punktów pomiarowych. Autorzy koncentrują się na rzekomych korzyściach z "globalnego zazielenienia", pomijając fakt, że ocieplenie, zmiany opadów i wzrost częstości pożarów w wielu regionach ograniczają zdolność roślin do wiązania węgla. Naukowcy zwracają też uwagę, że raport bagatelizuje skutki zdrowotne zmian klimatu - od chorób przenoszonych przez owady po rosnącą liczbę zgonów związanych z falami upałów.
Kontrraport podkreśla również, że w przeciwieństwie do standardowych ocen klimatycznych - takich jak raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) czy amerykańska National Climate Assessment - dokument DOE powstał bez otwartej recenzji, w tajemnicy i w niewiarygodnie krótkim czasie. W efekcie, jak piszą autorzy recenzji, zawiera liczne błędy merytoryczne i uproszczenia w obszarach, w których autorzy nie mieli odpowiednich kompetencji.
Co pokazują dane
Eksperci przytaczają najnowsze badania pokazujące, że tempo wzrostu globalnego poziomu mórz podwoiło się w ciągu 30 lat, a w wielu amerykańskich stacjach pomiarowych widać wyraźne przyspieszenie. Fale upałów są dłuższe i bardziej dotkliwe niż kiedykolwiek w historii pomiarów. Ekstremalne opady, susze i pożary powodują coraz większe straty gospodarcze i zdrowotne. Ocieplenie napędzane przez człowieka widać w atmosferze, oceanach i na lądach - w sposób, którego nie da się wytłumaczyć naturalnymi cyklami klimatycznymi.
Naukowcy podkreślają, że także gospodarka odczuje skutki bierności. Rosnące koszty powodzi przybrzeżnych, straty w rolnictwie i wydatki na ochronę zdrowia mogą przewyższyć nakłady potrzebne na redukcję emisji. Zwracają przy tym uwagę, że raport DOE całkowicie pomija problem bioróżnorodności, kluczowy dla bezpieczeństwa żywnościowego i stabilności ekosystemów. Nie uwzględnia również rosnących kosztów ubezpieczeń i migracji ludności z terenów zagrożonych.
Gra o politykę klimatyczną
Dalsze losy dokumentu zależą od sądu. Organizacje ekologiczne domagają się, by formalnie uznał, że powołanie panelu było nielegalne, nawet jeśli został rozwiązany. Administracja Trumpa argumentuje, że sprawa jest bezprzedmiotowa. Niezależnie od wyroku raport już odegrał swoją rolę: stał się argumentem dla przeciwników regulacji i jednocześnie impulsem do bezprecedensowej mobilizacji naukowców.
Eksperci przypominają, że polityka klimatyczna USA ma wpływ globalny. Próba podważenia naukowych podstaw regulacji mogłaby utrudnić współpracę międzynarodową - od realizacji Porozumienia paryskiego po kształtowanie cen emisji w światowym handlu. "To nie tylko wewnętrzny spór o interpretację danych, ale sygnał, że część amerykańskich elit wciąż gotowa jest ignorować ryzyka klimatyczne" - ocenia Robert Kopp.

Wnioski
Choć panel został formalnie rozwiązany, spór wokół jego raportu pokazuje, jak krucha bywa granica między badaniami a polityką. Błyskawiczna odpowiedź środowiska naukowego dowiodła jednak, że fundamenty wiedzy o klimacie pozostają solidne. Ocieplenie Ziemi postępuje, a dowody na udział człowieka w tym procesie są dziś bardziej spójne i jednoznaczne niż kiedykolwiek. W ocenie badaczy to właśnie rzetelna, otwarta nauka - a nie pośpieszne dokumenty tworzone pod polityczne zamówienie - powinna stanowić podstawę decyzji, od których zależy przyszłość światowego klimatu.
Zaledwie dwa miesiące wcześniej Departament Energii (DOE) opublikował dokument zatytułowany A Critical Review of Impacts of Greenhouse Gas Emissions on the U.S. Climate. Sygnowało go pięcioro znanych sceptyków zmian klimatycznych: John Christy, Judith Curry, Steven Koonin, Ross McKitrick i Roy Spencer. Raport przekonywał, że globalne ocieplenie jest mniej groźne, niż twierdzą główne ośrodki naukowe, że w USA nie widać wyraźnych trendów w nasilaniu się ekstremalnych zjawisk pogodowych, a podwyższony poziom dwutlenku węgla sprzyja wzrostowi roślin i może poprawiać plony. Autorzy twierdzili też, że stosowane przez IPCC scenariusze emisji i modele klimatyczne zawyżają przyszłe prognozy ocieplenia.
Dokument powstał w ekspresowym tempie - w zaledwie kilka miesięcy - i od początku miał znaczenie polityczne. Mógł posłużyć do podważenia tzw. endangerment finding, czyli decyzji amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA) z 2009 roku, uznającej gazy cieplarniane za zagrożenie dla zdrowia publicznego. Gdyby tę decyzję cofnięto, EPA straciłaby prawo do regulowania emisji dwutlenku węgla, co w praktyce sparaliżowałoby federalną politykę klimatyczną.