Z akwarium i klatki na wolność. Tak tworzymy ogromne zagrożenie dla natury

Lubimy otaczać się przyrodą, która wydaje się nam bezpieczna i nie nastręcza trudności. Sytuacja zmienia się, kiedy musimy zaakceptować fakt, że natura bywa inna niż nasze wyobrażenie o jej łagodności, spokoju i bezkonfliktowości z ludzkimi interesami. Lubimy mieć zwierzęta obok nas, w domowym zaciszu. I nie tylko psy i koty. Ale również te egzotyczne, oryginalne i czasami zakazane. Zdarza się, że kiedy stają się problematyczne, wypuszczamy je na wolność. I to jest najgorszy z możliwych scenariuszy.

Żółw jaszczurowaty to na szczęście jeszcze w Polsce rzadkość. Ale zdarzają się osobniki żyjące na wolności
Żółw jaszczurowaty to na szczęście jeszcze w Polsce rzadkość. Ale zdarzają się osobniki żyjące na wolności123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Pasja hodowców bywa zagrożeniem

Potrzeba obcowania człowieka z przyrodą, może przerodzić się w niebezpieczeństwo dla niej samej. Po podjęciu decyzji o rozpoczęciu utrzymywania zwierząt w warunkach domowych, robimy to w zdecydowanej większości z wielkim zaangażowaniem. Mamy nie tylko czworonożnych pupili. Towarzyszą nam gatunki ze wszystkich gromad zwierząt. Wybrane, utrzymywane w nieodpowiednich warunkach i przez nieodpowiedzialnych właścicieli, stają się wielkim zagrożeniem dla naszej, rodzimej bioróżnorodności. Oszacowanie ilości zwierząt, które każdego roku trafiają do przyrody, pochodzących z naszych domowych hodowli, jest praktycznie nie możliwe. Wiadomo natomiast, że ich udział w przyrodzie stale wzrasta i odnajdujemy je w nowych siedliskach.

Te, które do tej pory nazywano gatunkami obcymi, znajdują jak najlepsze miejsca do rozpoczęcia życia jako dzikie i poza kontrolę ludzi. Polska przyroda notuje stałą obecność takich gatunków jak: żółw ostrogrzbiety, żółw jaszczurowaty, rak pręgowany oraz rak sygnałowy, które w przeszłości nie spotykane były poza akwariami lub paludariami. Niestety, bezpieczna bariera ich relacji pomiędzy człowiekiem i przyrodą, została zburzona i zostały one uwolnione do przyrody. Pisząc o "uciekinierach" z naszych domów do środowiska należy również wspomnieć o papugach, a w tym przypadku o aleksandrecie obrożnej, która inwazyjnie opanowuje Europę. Średniej wielkości ptak, o zielono-seledynowym ubarwieniu ogólnie wzbudza zachwyt wśród obserwatorów. Ponadto wykazuje zainteresowanie obecnością ludzi, co wzmacnia zachwyt nad nią samą. Polska również, nie jest już wolna od jej obecności. W 2018 r., odnotowano pierwszy udany, dziki lęg tej papugi w naszym kraju (województwo opolskie).

Dzisiaj znana jest już z 27 miejsc, w których została zanotowana w Polsce. Takich i podobnych historii znamy wiele. Warto wspomnieć o: bassie słonecznym, rybie spotykanej w Odrze i jej dopływach, czebaczku amurskim, który nie został jeszcze zdiagnozowany jedynie na północy kraju, trawiance, której obecność w Polsce notuje się od 1993 r. oraz o dwóch gatunkach sumików: karłowatym i czarnym. Wiele wskazuje na fakt, że coraz częściej będziemy obserwowali krabiki amerykańskie, raki luizjańskie oraz szczeżuję chińską. I nie są to dobre informacje dla naszej, polskiej przyrody. Raczej powinniśmy rozpatrywać je w kategoriach zagrożenia i już dzisiaj podejmować odpowiednie kroki, aby zacząć podejmować odpowiednie kroki, mające na celu ograniczanie zwiększania zasięgu takich organizmów.

Aleksandretta obrożna
Aleksandretta obrożnaANP KinaEast News

Bywają silniejsze i mocniejsze niż nasze polskie

Przyroda, którą widzimy wokół siebie, kształtowana była przez tysiące lat. Ustalone zależności i korelacje wypracowały ścisłe powiązania między poszczególnymi elementami środowiska naturalnego jak również uaktywniły mechanizmy obrony przez pojawianiem się innych gatunków. Zmiany zachodziły powoli, zgodnie z rytmem przyrody. Powstające załamania równowagi biologicznej, generowały potrzebę odtworzenia stabilnego układu, które zachodziło w obrębie gatunków, obecnych i znanych na danym obszarze. Niestety, ale świat ożywiony nie jest odporny na nagłe pojawienie się nowego czynnika.

Tak jest właśnie w przypadku gatunków określanych mianem obcych, a w konsekwencji dla wybranych nazywanych inwazyjnymi. Nie wszystkie z nich, zaraz po pojawieniu się w naszych warunkach rozprzestrzeniają się nagle i wszędzie. Część z nich nie jest w stanie dostosować się do nowego środowiska i szybko giną, bez pozostawienia potomstwa.

Są również takie, jak np. krewetka nakrapiana (Atyaephyra desmarestii), znaleziona w Polsce w 2001 r. w Odrze, niedaleko Gryfina, której populacje rozwijają się powoli, a ich ekspansja przybiera na sile wraz z ociepleniem klimatu.

Podobnie jest z inną, słodkowodną krewetką. Neocardinia davidi, (jej czerwona odmiana "Red Cherry" hodowana jest pospolicie przez polskich akwarystów), pochodząca z południowo-wschodniej Azji, od 2003 r. utrzymuje się w kanale, do którego odprowadzane są podgrzane wody z elektrowni w Gryfinie. Obecnie nie jest notowana w innych miejscach, ze względu na zbyt zimne wody w polskich zbiornikach naturalnych. Jednak zwiększeni zasięgu nie jest wykluczone w przyszłości. Warto wspomnieć o pojawiających się ponownie informacjach na temat "zabójczej krewetki", która po raz pierwszy została stwierdzona w Szwecji, właśnie w tym roku.

Trzeba wyjaśnić, że Dikerogammarus villosus mylnie diagnozowany jest jako krewetka. Należy on do obunogów, który naturalnie pochodzi z Morza Kaspijskiego, a w Polsce notowany jest od prawie 20 lat w Odrze, Zalewie Szczecińskim i w Wiśle. W odróżnieniu od wcześniej wymienionych skorupiaków, w naszych krajowych zbiornikach słodkowodnych, nie pojawił się z winy hodowców-amatorów. Został on przywleczony przez wędkarzy.

Zdecydowana większość organizmów, które przedostaną się do przyrody i przeżyją, przystępują do zasiedlania nowych ekosystemów. Dość szybko stają się konkurencją dla naszych, rodzimych gatunków konkurując o pokarm oraz najlepsze miejsca do rozmnażania. Wypracowana równowaga przyrodnicza, natychmiast ulega zachwianiu, a w rezultacie załamaniu. Zniszczony układ połączeń pomiędzy gatunkami prowadzi do zniszczenia ekosystemu poddawanego presji gatunków obcych lub inwazyjnych. Niestety, ze względu na ograniczone zasoby środowiska oraz brak naturalnych wrogów organizmy te osiągają swoją maksymalną liczebność, po której następuje destrukcja, giną masowo i pozostawiają po sobie puste środowisko. Tak zniszczone ekosystemy będą się regenerowały przez dziesiątki i setki lat, ale już ustalając nowe zależności, nigdy nie wracając do stanu sprzed inwazji obcych.

Nutrie znikną z Rybnika? To gatunek inwazyjnyPolsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas