Odebrali konające zwierzę. Policja zrobiła im przeszukanie w domu
Magdalena Mateja-Furmanik
W woj. wielkopolskim doszło do konfliktu między policją z Leszna a członkami Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Na mocy ustawy o ochronie zwierząt pracownicy DIOZu chcieli odebrać skrajnie zaniedbanego psa, który od czterech lat nie był w stanie chodzić oraz cierpiał na nieleczony nowotwór. Zwierzę było obklejone odchodami, które utworzyły na jego ciele twardą skorupę. Policja nie widziała podstaw do odbioru. Zamiast tego skuła jednego z członków DIOZu i zrobiła przeszukanie w domach inspektorów.
Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami, prawo do odebrania zaniedbanego zwierzęcia posiada policja, straż gminna lub organizacja, której celem statutowym jest ochrona zwierząt. Jeśli zwierzę jest w stanie zagrożenia życia lub zdrowia powyższe instytucje nie tylko mogą, ale mają obowiązek odebrać zwierzę. Do odebrania zwierzęcia nie jest konieczna opinia lekarza weterynarii. Może być jedynie używana jako pomoc w ocenie stanu zwierzęcia, ale nie jest ona niezbędna. Na tej podstawie członkowie DIOZ chcieli odebrać z woj. wielkopolskiego skrajnie zaniedbanego psa. Właściciele utrzymują, że zwierzę po wypadku samochodowym przestało chodzić i nic się nie da z tym zrobić. Od czterech lat leży i załatwia się pod siebie, a jego odchody nie zawsze są sprzątane - świadczy o tym przeraźliwie śmierdząca, gruba skorupa z odchodów uformowana na sierści zwierzęcia. Gdy właścicielom przeszkadzał smród, otwierali drzwi, bo go wywietrzyć.
Pies miał również guza nowotworowego. Właściciele stwierdzili jednak, że nie zamierzają go leczyć, ponieważ ma 12 lat. Ponadto, gdy cztery lata temu chcieli podjąć leczenie, psi fryzjer [sic!] powiedział im, że to nie ma sensu, bo psa nie da się wyleczyć. Pies nie otrzymywał nawet środków przeciwbólowych.
Zaniechanie leczenia zwierzęcia kwalifikuje się jako znęcanie i grożą za to trzy lata pozbawienia wolności. W związku z tym, na mocy ustawie o ochronie zwierząt, DIOZ chciał odebrać psa. Właściciele nie wyrazili zgody. Na miejsce została wezwana policja.
"Ja też nie leczyłem psa"
Na interwencje przyjechała dwójka policjantów z Leszna. Po oględzinach stwierdzili, że nie ma podstaw do odbioru psa, ponieważ ma zapewnioną wodę. Gdy DIOZ wskazywał na tragiczny stan zdrowotny psa, jeden z policjantów, który sam siebie nazwał "krawężnikiem", stwierdził, że zwierzę ma już 12 lat i tak starych psów się nie leczy. Dodał również, że sam miał psa rasy cocker spaniel, którego również nie leczył ze względu na wiek. DIOZ podkreśla, że tymi słowami policjant przyznał się do popełnienia przestępstwa, ponieważ za zaniechanie leczenia grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
W toku interwencji policjanci sami stwierdzili, że nie wiedzą o istnieniu ustawy o ochronie zwierząt. Gdy została im zwrócona na to uwaga, jeden z funkcjonariuszy stwierdził, że "policja nie powinna się takimi sprawami zajmować". Wydaje się jednak, że ustawodawca jest przeciwnego zdania, ponieważ w ustawie o ochronie zwierząt wprost mówi o tym, że m.in. policja ma obowiązek odebrać zwierzę, jeśli to znajduje się w stanie zagrożenia życia lub zdrowia.
Zatrzymany... członek DIOZ
Policja odmówiła odbioru zwierzęcia. Po wylegitymowaniu członków DIOZ, bez podania powodu policjanci postanowili zakuć jednego z nich - pana Eryka Złotego. Gdy zapytano o podstawę zatrzymania, policjant odpowiedział: "Ponieważ jest poszukiwany. Wyskoczył mi na czerwono, więc trudno powiedzieć".
Policjanci nie spisali protokołu zatrzymania, zatrzymany nie został pouczony o przysługujących mu prawach ani o prawie do złożenia zażalenia. DIOZ utrzymuje, że użycie środków przymusu bezpośredniego było bezzasadne i niezgodne z ustawą o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej.
Zgodnie z art. 34. 1. "Środków przymusu bezpośredniego można użyć po uprzednim bezskutecznym wezwaniu osoby do zachowania się zgodnego z prawem oraz po uprzedzeniu jej o zamiarze użycia tych środków." Z kolei w art.11 są wymienione sytuacje, w których w ogóle można ich użyć. Zdaniem DIOZ, który całą interwencję również nagrał, żadna z nich nie miała miejsca.
Do zwrotu akcji doszło już po 30 minutach. Okazało się, że policjanci chcieli odebrać tylko oświadczenie o adresie do korespondencji w sprawie innej interwencji. Pan Eryk Złoty został rozkuty i wypuszczony z policyjnego samochodu.
"Podczas tej interwencji naruszyli tak wiele przepisów, że w trybie natychmiastowym powinni zostać odsunięci od służby." - skwitowali członkowie DIOZ, którzy zamierzają podjąć odpowiednie kroki prawne.
DIOZ: "Policja się na nas mści"
DIOZ nie omieszkał zdać relacji z całej bulwersującej interwencji na swoich mediach społecznościowych, gdzie obserwuje ich ponad 600 tys. ludzi. Dowiedzieli się również, że policja z Leszna natrafiła na ich instagramowe konto, dlatego w bezpośrednich słowach skierowali do nich swoją opinię na temat ich kompetencji.
W międzyczasie DIOZowi udało się odebrać konającego psa, o czym poinformowali odpowiednie służby. Pies musiał zostać ogolony, ponieważ jego sklejonej na kamień sierści nie dało się odratować. Od razu zostało wdrożone leczenie, którego miesięczny koszt wynosi 1 tys. zł.
Okazało się, że pies nie chodzi, ponieważ jego stawy są w tragicznym stanie. Jedna z jego łap jest w stanie agonalnym przez nieleczone konsekwencje wypadku komunikacyjnego. Jednak po wdrożeniu podstawowych leków po pięciu godzinach od odbioru zwierzę zaczęło chodzić.
W międzyczasie właściciele zgłosili kradzież zwierzęcia. Wycenili go na 5 tys. zł. Krystyna Pietruszka, wiceprezeska DIOZ, stwierdziła, że "szkoda, że nie wycenili go na 50 tys., ponieważ tyle nas będzie kosztować leczenie".
Sprawą "kradzieży" psa zajęła się policja z Leszna. 11 lipca o 6 rano funkcjonariusze rozpoczęli przeszukanie w prywatnych domach członków DIOZ w celu znalezienia zwierzęcia i oddania go właścicielom.
- Od 6 rano trwają przeszukania w naszych prywatnych domach - w domach osób, które uratowały skrajnie zaniedbanego psa, obklejonego własnymi odchodami, który od czterech lat leżał jak szmata, bo był nieleczony przez swoich właścicieli. Policja z wielkim zapałem i pietyzmem od samego rana jeździ po naszych domach, szuka psa, chce nas zatrzymywać, tylko że nas w domach nie ma, bo od 6 rano pracujemy przy zwierzętach - stwierdza prezes DIOZ, Konrad Kuźmiński.
Po przeszukaniach policja przyjechała do schroniska w Wojtyszkach, które zostało przejęte przez DIOZ. Funkcjonariusze jeździli od bramy do bramy na sygnałach i krzyczeli przez megafony.
- Porozmawiałem sobie z tym panem i zapytałem, czy na pewno u niego są wszyscy zdrowi na umyśle, bo się okazało, że te czynności przez nich wykonywane są bez podstawy prawnej. Stwierdzili, że przyjechali tylko informacyjnie, "na rozpytki". Na rozpytki - na sygnałach i z megafonami... - skomentował z niedowierzaniem Konrad Kuźmiński.
DIOZ zapowiedział, że dopóki prokurator nie zatwierdzi czynności podejmowanych przez policję z Leszna, która ich zdaniem się na nich obraziła, nie będą z nią współpracować.