Wieloryby, wilki i… Zaledwie kilka grup zwierząt kluczem do ochrony klimatu
Żeby chronić klimat, trzeba chronić przyrodę. Zadbanie o zaledwie dziewięć rodzajów zwierząt pomoże wychwytywać z atmosfery ponad 10 proc. gazów cieplarnianych, które emituje ludzkość każdego roku. „Naturalne rozwiązania klimatyczne stają się fundamentalne” – podkreślają autorzy badania w tej sprawie.
Żeby uchronić się przed najgorszymi konsekwencjami zmiany klimatu, niezbędne są dwie rzeczy.Po pierwsze: musimy przestać emitować gazy cieplarniane, których źródłem jest spalanie paliw kopalnych (węgiel, ropa, gaz ziemny) i niszczenie środowiska, w tym lasów. Ale że emisje cały czas rosną, przekroczenie nakreślonych przez naukowców limitów jest już praktycznie niemożliwe. Globalne ocieplenie z obecnego poziomu 1,2 st. C osiągnie niebezpieczny próg 1,5 st. C prawdopodobnie już w przyszłej dekadzie.
Dlatego niezwykle ważny jest też punkt drugi: usuwanie gazów cieplarnianych z atmosfery. Wiele firm próbuje promować niepewne, niezwykle kosztowne i dopiero raczkujące rozwiązanie technologiczne. Najlepszy sposób jest jednak o wiele prostszy i tańszy, choć pozbawiony wsparcia marketingowego i reklam. To ochrona dzikiej przyrody.
Zwierzęta dla klimatu
O korzyściach, jakie daje ochrona przyrody, napisano już wiele opracowań. Nowe badanie opublikowane w prestiżowym Nature Climate Change wskazuje jednak na rozwiązanie, którego do tej pory nikt nie promował. A przynajmniej nie w tak kompleksowy sposób.
Grupa 15 naukowców z ośmiu państw doszła do wniosku, że kluczem do ochrony klimatu jest ochrona lub odbudowa zaledwie dziewięciu rodzajów zwierząt. To ryby morskie, jeden z gatunków wielorybów, rekiny, wilki szare, antylopa gnu, wydry morskie, woły piżmowe, słonie afrykańskie i amerykańskie bizony.
Roczne emisje z działalności człowieka wynoszą ok. 58 mld ton gazów cieplarnianych. Tymczasem wymienione zwierzęta mogą „wychwytywać” z atmosfery 6,41 mld ton rocznie. Czyli ponad 11 proc. Ale na tym nie koniec.
O ile przekroczenie progu 1,5 st. C jest niemal pewne, o tyle naukowcy mają nadzieję, że uda się poniżej tego progu powrócić. Do tego niezbędne jest wyłapanie CO2 z atmosfery. Badanie z Nature Climate Change wskazuje, że aż 95 proc. tego pochłaniania może zapewnić zadbanie o wspomniane zwierzęta. W przypadku sześciu z nich (ryby, wilki, rekiny, gnu, wydry, woły) „wystarczy” zachować obecną populację. W przypadku słoni, bizonów i wielorybów ich populację trzeba zaś odbudować.
„Gatunki dzikich zwierząt, podczas ich interakcji ze środowiskiem, są brakującym ogniwem między różnorodnością biologiczną a klimatem. Ta interakcja oznacza, że ponowne zdziczenie może być jednym z najlepszych rozwiązań klimatycznych opartych na przyrodzie dostępnych dla ludzkości” – komentuje prof. Oswald Schmitz z Uniwersytetu w Yale, przewodniczący zespołu badawczego.
Jak to możliwe?
Jakim cudem tak zdawałoby się niewielka grupa zwierząt może odgrywać tak ważną rolę? Naukowcy tłumaczą, że wymienione zwierzęta odgrywają kluczową rolę w kontrolowaniu obiegu węgla w ekosystemach lądowych, słodkowodnych i morskich. Czynią to np. poprzez żerowanie, odkładanie składników odżywczych i rozsiewanie nasion.
Przykład? W Serengeti antylopy gnu są kluczem do wychwytywania dwutlenku węgla. Zjadają duże ilości trawy i zawracają ją do gleby jako łajno. Gdy trawę wyjedzą, przenoszą się za pożywieniem w inne miejsce, a wzbogacona o nawóz ziemia może ponownie zarosnąć trawą. A że zwierzęta wydalają się także po drodze, nawożą również i inne miejsca podczas swej trasy.
Kiedy więc populacja gnu gwałtownie spadła na początku XX w. z powodu choroby przenoszonej przez bydło domowe, utrata naturalnego wypasu doprowadziła do częstszych i bardziej intensywnych pożarów, zamieniając Serengeti w źródło emisji dwutlenku węgla. „Wysiłki mające na celu przywrócenie populacji gnu okazały się ogromnym sukcesem, pomagając zmniejszyć częstotliwość i intensywność pożarów oraz przywracając Serengeti z powrotem do roli pochłaniacza dwutlenku węgla” – opisuje portal Mongabay.Z kolei gdy wieloryby umierają, opadają na dno. Wraz ze swoim ciałem, ciągną w dół ogromne ilości dwutlenku węgla, który pochłonęły, gdy żywiły się fitoplanktonem. Tak „zmagazynowane” C02 pozostaje na morskim dnie na setki lat.
Pisząc inaczej, przyroda zadbała o to, by każde działanie miało swoje konsekwencje. Procesy, które w ostatnich tysiącach lat dawały równowagę, bezpieczny klimat i pozwoliły na rozwój ludzkości, zostały jednak przez nasz gatunek zaburzone. Głównie z powodu emitowania gazów cieplarnianych i wybijania niezliczonej liczby zwierząt (światowe populacje dzikich zwierząt zmniejszyły się w ciągu ostatnich 50 lat o prawie 70 proc.).Teraz należy zrobić więc wszystko, by tę równowagę przywrócić.
Dwie strony tego samego medalu
Naukowcy stojący za badaniem zwracają uwagę, że postawienie na „ponowne zdziczenie” to jedno rozwiązanie dla obu wymienionych wyżej problemów.
„Rozwiązanie kryzysu klimatycznego i kryzysu różnorodności biologicznej nie są odrębnymi kwestiami” – tłumaczą autorzy badania.
I dodają:
Ignorowanie zwierząt prowadzi do straconych szans na zwiększenie zakresu, zasięgu przestrzennego i skali ekosystemów, które można wykorzystać do utrzymania ocieplenia klimatu w granicach 1,5 st. C.
Badacze przestrzegają jednocześnie, że zagrażanie populacjom tych zwierząt do punktu, w którym wyginą, może zmienić zamieszkiwane przez nie ekosystemy z pochłaniaczy dwutlenku węgla w źródła jego emisji. Oznaczałoby, że przestaną być rozwiązaniem problemu, a zaczną być jego częścią.Warto też dodać, że autorzy docenili istotną rolę w ochronie klimatu także w przypadku innych gatunków. To m.in. bawół afrykański, nosorożec biały, puma, dingo, naczelne, dzioborożce (gatunek ptaka), nietoperze owocożerne, foki pospolite i szare oraz żółwie karetta i żółwie zielone.