Śmiercionośne bakterie migrują na północ. Zmiany klimatu zagrażają zdrowiu

Amerykańskie Centra Kontroli Chorób (CDC) ostrzegają. Śmiercionośne, “mięsożerne" bakterie pojawiają się coraz dalej na północ. Przypadki groźnych infekcji Vibrio vulnificus stają się coraz powszechniejsze.

Trójwymiarowa wizualizacja bakterii wywołującej cholerę, spokrewnionej z "mięsożerną" Vibrio vulnificus.
Trójwymiarowa wizualizacja bakterii wywołującej cholerę, spokrewnionej z "mięsożerną" Vibrio vulnificus.123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Bakterie Vibrio vulnificus wywołują niezwykle groźne infekcje. Drobnoustroje, spokrewnione z bakteriami wywołującymi cholerę, mogą powodować poważne zagrożenie życia. Do infekcji dochodzi zazwyczaj, kiedy woda, w której znajdują się bakterie, wchodzi w kontakt z otwartymi ranami. Wskutek zakażenia, dochodzi do gwałtownego zaognienia rany i potencjalnie do zagrażającego życiu stanu, nazywanego martwiczym zapaleniem powięzi. Tkanka wokół rany umiera. To właśnie stąd bierze się przekonanie o “mięsożerności" bakterii.

V. vulnificus żyje zazwyczaj w ciepłych, słonych lub słonawych wodach u wybrzeży. Do niedawna najwięcej przypadków zakażeń tą bakterią notowano więc w najcieplejszych regionach USA, takich jak Mississipi czy Luizjana. Rocznie odnotowuje się około 150-200 przypadków zakażeń. 20 proc. zainfekowanych umiera, czasem nawet dzień czy dwa po zachorowaniu.

Ciepłolubna bakteria

Im cieplejsza woda, tym lepsze warunki do życia bakterii. Podnoszące się temperatury sprawiają, że jest spotykana coraz dalej na północ. Liczba zgłoszonych przypadków zakażeń wzrosła w latach 1988-2018 ośmiokrotnie, a zasięg występowania mikroorganizmu wydaje się przesuwać na północ w tempie około 75 kilometrów rocznie.

W tym roku przypadki zakażeń groźną bakterią, w tym sześć zgonów, odnotowano w położonych daleko na północ od jej oryginalnego siedliska stanach takich, jak Connecticut czy Nowy Jork. Przypadki te miały miejsce podczas fal upałów powiązanych z ponadprzeciętną temperaturą wód przybrzeżnych.

Badacze, biorąc pod uwagę długoterminowe trendy klimatyczne przewidują, że roczna liczba przypadków śmiertelnie niebezpiecznych zakażeń może podwoić się w ciągu najbliższych 20 lat.

Rany z dala od wody

CDC zaleca lekarzom, aby zachowywali czujność w przypadku przypadków, które mogą potencjalnie być zakażeniem V. vulnificus, biorąc pod uwagę potrzebę pilnego leczenia. Ostrzega także osoby o większym ryzyku zachorowania, na przykład osoby ze słabszym układem odpornościowym lub chorobami takimi jak cukrzyca, aby tego lata zachowały szczególną ostrożność. Co najważniejsze, osoby z otwartymi ranami powinny całkowicie unikać na wschodnim wybrzeżu USA kontaktu ze słoną czy słonawą wodą do czasu całkowitego zagojenia.

"W obliczu rosnących temperatur wody i ekstremalnych zjawisk pogodowych (np. fal upałów, powodzi i silnych burz) związanych ze zmianami klimatycznymi osoby o podwyższonym ryzyku zakażenia V. vulnificus powinny zachować ostrożność podczas spędzania czasu na wodach przybrzeżnych" - CDC stwierdził w swoim poradniku.

Klimat dla chorób

Śmiercionośna bakteria nie jest jedynym groźnym mikroorganizmem, który korzysta ze zmian klimatu, by zwiększyć zasięg swojego występowania. Międzynarodowe organizacje przestrzegają, że ocieplanie się atmosfery i coraz częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe sprawią, że choroby dziś spotykane jedynie w tropikach będą coraz częściej docierać w nowe obszary.

Jedną z takich chorób jest groźna gorączka denga. Choroba przenoszona przez komary ma doskonałe warunki do rozwoju, bo dłuższe pory deszczowe oraz częstsze i poważniejsze powodzie tworzą doskonałe warunki do rozmnażania przenoszących ją owadów. Choroba pojawiła się już w wielu miejscach, gdzie dotąd nigdy jej nie notowano. Pierwotnie spotykana w Azji południowo-wschodniej, dziś notowana jest także np. w Ameryce Południowej. W Brazylii odnotowano już niemal dwa miliony zachorowań. Pierwsze od 70 lat przypadki dengi odnotowano także w Japonii. Eksperci Międzyrządowego Zespołu Narodów Zjednoczonych ds. Zmian Klimatu szacują, że w najbliższej przyszłości chorobą zagrożonych będzie dwa miliardy dodatkowych ludzi.

Ebola coraz groźniejsza

Ocieplanie się klimatu sprzyja także rozwojowi groźnego wirusa Ebola. Skutki zmian klimatycznych mogą zapewnić lepsze warunki zwierzętom przenoszącym tę chorobę, co sprawia, że rośnie ryzyko przenoszenia się wirusa na ludzi. Od czasu wykrycia tej choroby w latach 70. XX wieku jej ogniska stają się coraz częstsze, częściowo z powodu rosnącej populacji regionu i urbanizacji.

Badanie przeprowadzone w 2019 r. przez brytyjskich i amerykańskich badaczy przewidywało, że epidemie będą coraz częstsze wraz ze wzrostem temperatury i coraz bardziej nieregularnymi opadami deszczu: oszacowano, że do 2070 r. nastąpi kilkukrotny wzrost szybkości rozprzestrzeniania się wirusa na inne kraje. Do zwiększenia zagrożenia epidemiami Eboli przyczynia się też fakt, że coraz częstsze w Afryce susze mogą zmuszać rolników do poszukiwania żywności w głębi lasów. A to naraża ich na większe ryzyko kontaktu z wirusem.

W Polsce też to odczujemy

Rozprzestrzenianie się zasięgów i czasów występowania groźnych chorób dotyka już krajów takich, jak Polska. Dobrym przykładem jest przenoszona przez kleszcze borelioza.

Ocieplenie klimatu pozwala przenoszącym chorobę pajęczakom powiększać swój zasięg geograficzny. Kleszcze najlepiej rozwijają się w temperaturach powyżej 7,2 stopni Celsjusza i wilgotnym klimacie, ocieplanie się klimatu w Europie czy Ameryce Północnej tworzy więc dla nich dobre warunki. Cieplejszy klimat może przyspieszać proces rozwoju kleszczy, przez co larwy szybciej będą zdolne do atakowania i infekowania ludzi i zwierząt. Łagodniejsze zimy pozwolą większej liczbie kleszczy przeżyć mrozy, przedłużają też czas, kiedy zwierzęta pozostają aktywne.

Skutki są doskonale widoczne także w naszym kraju. W pierwszym półroczu tego roku boreliozę stwierdzono w Polsce u 7686 pacjentów. Kleszczowe zapalenie mózgu u 147. To o 30 proc. więcej, niż w analogicznym okresie w ubiegłym roku. W USA CDC szacuje, że liczba przypadków boreliozy wzrosła od lat 90. dwukrotnie.

Mimo, że naukowcy od lat przestrzegają przed tym, że zmiany klimatu i niszczenie naturalnych ekosystemów będzie skutkować epidemiami nowych i powiększaniem się zasięgu już znanych chorób, eksperci twierdzą, że świat nie jest przygotowany na epidemie spowodowane klimatem. Bank Światowy szacuje, że świat powinien wydawać około 30 mld dol. rocznie, by przygotować się na przyszłe epidemie. To dużo, ale pandemia COVID-19 wywołała w światowej gospodarce straty przekraczające 14 mld dol.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas