Ptasia grypa: chore ptaki, chore rozwiązania (opinia)

To nie wirus ptasiej grypy jest problemem, tylko warunki, jakie mu stworzono - pisze Dominika Sokołowska, koordynatorka kampanii rolniczych w Greenpeace.

article cover
materiały prasowe
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

W największym polskim zagłębiu drobiowym zabito już z powodu grypy wiele milionów ptaków. Taką liczbę martwych zwierząt trudno zutylizować, dlatego w wielu miejscach leżą po kilka dni hałdy rozkładających się ptaków. W popłochu szukane są miejsca na zagrzebanie padłego drobiu w ziemi, a absurdalnego obrazu sytuacji dopełnia wojewoda mazowiecki, który liczy na współpracę wójtów i mieszkańców planując grzebowisko padłego drobiu w każdej gminie.

Mieszkańcy, na przykład w Zawadach Dworskich, protestują - nie chcą mieć tam, gdzie mieszkają, dołów wypełnionych martwymi, zakażonymi kurami. Trudno im się dziwić. To jak fatalnym pomysłem są grzebowiska, pokazuje przykład duńskich norek. Pogrzebane w pośpiechu miliony wybitych w ubiegłym roku chorych zwierząt zaczęto niedawno odkopywać, po tym jak w miejscach ich pochówku wykryto zanieczyszczenie gleby.

Grzebowiska to kolejny element koszmarnej układanki, którą funduje nam ekspansja ferm przemysłowych. W ogniu walki z szalejącą od miesiąca w powiatach mławskim i żuromińskim ptasią grypą zadziwiająco łatwo jest zapomnieć o przyczynie obecnego stanu rzeczy. To nie wirus jest największym problemem, tylko dogodne warunki, jakie mu stworzono. Wirus po prostu korzysta z nadmiernej koncentracji megakurników do tego, by nieść się dalej. Fermy przemysłowe to tykająca bomba ekologiczna, której nie można przysypać ziemią z grzebowiska. Ją trzeba natychmiast rozbroić.

Tymczasem władze wciąż nie potrafią odpowiednio zareagować. Czasem reagują kuriozalnie, jak jedna z Izb Rolniczych, która w poszukiwaniu kozła ofiarnego obwiniła o epidemię wśród drobiu... dzikie ptaki i zaproponowała wydłużenie czasu polowań na nie. Jednak dużo częściej decydenci po prostu udają, że rozwiązaniem jest pozbycie się, w ten czy inny sposób, martwego drobiu. Co z oczu, to z serca. Tylko że to nieprawda, bo problem, jaki dla ludzi, zwierząt, przyrody i lokalnego rolnictwa stwarza ekspansja ferm przemysłowych, pozostaje. I brak zdecydowanych działań spowoduje, że w kolejnych latach będzie tylko gorzej. Kryzys, który dzisiaj widzimy, za jakiś czas ponownie uderzy w polską wieś ze zwielokrotnioną siłą.

Każdy film katastroficzny zaczyna się od sceny, w której jakieś dziwne wydarzenie niepokoi wąską grupę osób, ale zaalarmowana władza je ignoruje. To, co widzimy w Mławie i okolicach - hałdy martwych zwierząt, ludzi w kombinezonach ochronnych, radiowozy na sygnałach - to dopiero początek koszmaru. Jeśli rządzący nie zabiorą się poważnie za powstrzymanie ekspansji ferm teraz, katastrofa, przed którą próbują ostrzec nas mieszkańcy Zawad i innych miejscowości, nie ominie i nas.

Dominika Sokołowska, koordynatorka kampanii rolniczych w Greenpeace

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas