Inwazyjne gatunki wodne: Nierówna walka o polskie ekosystemy

Brak odpowiedzialności czy bezmyślność doprowadza do tego, że w polskich akwenach co roku pojawia się wiele obcych naszej przyrodzie zwierząt. Krzywda dzieje się zarówno im, jak i całemu środowisku, prowadzając do jego degradacji.

article cover
pixabay.com
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Piotr Grzesiak, Zielona Interia: Jak dużo jest obcych gatunków w naszych akwenach?

Rafał Maciaszek, twórca inicjatywy "Łowca Obcych", Instytut Nauk o Zwierzętach SGGW w Warszawie: Mieliśmy w podwarszawskim Konstancinie-Jeziornie taką słynną na całą Polskę akcję z pytonem, którego wylinkę znaleziono nad Wisłą. Założono, że ktoś takiego wypuścił. Wnet kilka gmin wysłało strażaków, policję i inne służby, żeby go szukać. Postawiono tabliczki z ostrzeżeniem na wałach i szukano go dobrych kilka tygodni. W tym samym czasie, w centrum tego samego miasta do gminnego stawu od lat trafiały żółwie ozdobne. Przez lata stanowiły lokalną atrakcję, niektórzy byli nawet przekonani, że to rodzime żółwie błotne. Ludzie kupowali je, jak były małe, pod presją chwili, nie wiedzieli, co biorą, poza tym, że to jakiś żółw wodno-lądowy, więc potrzebuje jakiejś wody i jakiegoś kawałka lądu. Nie przywiązując uwagi do zagwarantowania im właściwych warunków, zwierzęta żyły w zbyt małych pojemnikach, nawet nie akwariach, a potem, jak z nich wyrastały, osiągając kilkadziesiąt cm długości i masę kilku kilogramów, to były "wypuszczane na wolność".

W tylko jednym stawie odłowiłem kilkadziesiąt porzuconych żółwi. Osiągany rozmiar faktycznie często jest argumentem, dla którego zwierzęta akwariowe są wyrzucane, ale nie wyłącznym. Osobnym jest choćby łatwy rozród. Te większe zwierzęta widzimy w polskich wodach często tylko dlatego, że trudno je spuścić żywcem w toalecie, a niestety to wciąż bardzo często stosowana praktyka pozbywania się niechcianych zwierząt akwariowych.

Żółw czerwonolicy - jeden z podgatunków inwazyjnego żółwia ozdobnego
Żółw czerwonolicy - jeden z podgatunków inwazyjnego żółwia ozdobnegoRafał MaciaszekŁowca Obcych

Koszt przeciętnej rybki akwariowej waha się w granicach kilku złotych. Koszty jej leczenia to już często nawet kilkanaście. Wielu opiekunów wychodzi z założenia, że łatwiej jest po prostu kupić nową. Na podobnej zasadzie często nie podejmuje się próby znalezienia podopiecznym nowego domu. Najmniejsze szanse na taki mają większe zwierzęta.

Myślę, że gdyby każdy się rozejrzał wokół, to zobaczyłby, że tych gatunków obcych jest całkiem sporo.

Jeszcze parę lat temu zakładano, że jedna trzecia gatunków ryb w naszych wodach jest obca. Wiemy, że jest ich więcej, a ich liczba będzie tylko rosła, bo spośród gatunków typowo akwariowych do tej pory zwracaliśmy uwagę głównie na te gatunki, które stanowiły jakieś zagrożenie dla człowieka. W mediach pojawiają się doniesienia o rybach piraniowatych, które wędkarze wyławiają z jezior i rzek. Dowcip polega na tym, że były  jak dotąd były to zawsze ryby roślinożerne. Jednak wyobraźnia robi swoje. Zwracamy uwagę na te gatunki, które budzą w nas lęk. Obcych żółwi czy raków się nie boimy, a jest ich znacznie więcej, a dla przyrody stanowią spore zagrożenie.

Dlaczego gatunki inwazyjne są zagrożeniem?

Nasze ekosystemy to trochę takie puzzle. Ewoluowały wspólnie i generalnie każdy element do siebie pasuje. Choć wiele gatunków porzucanych przez człowieka w środowisku przyrodniczym nie przeżywa, znajdą się i takie, które sobie poradzą, niekiedy negatywnie wpływając na swoje nowe otoczenie. Takie gatunki inwazyjne z reguły dość dobrze odnajdują się szczególnie w mocno przekształconych środowiskach,  wypierając  po drodze to co rodzime, psując układankę. To oczywiście nie jest też ich wina. Jedynie próbują się odnaleźć w nowym, dla siebie obcym środowisku najlepiej jak tylko potrafią.

Tak naprawdę jedynym gatunkiem raka, którego naturalny zasięg obejmuje teren całej Polski jest rak szlachetny. Po pięciu latach z dwóch osobników tj. parki można uzyskać około 400 kolejnych. Raki te osiągają dojrzałość płciową w wieku 3-4 lat i wyprowadzają jeden miot rocznie. Z kolei inwazyjny rak marmurkowy rozmnaża się wyłącznie poprzez partenogenezę - rozwój młodych osobników z niezapłodnionych jaj. Każdy osobnik jest samicą, może się rozmnożyć, a dojrzałość płciową osiągają już po kilku miesiącach i wyprowadza co najmniej cztery mioty rocznie. Porównując: po pięciu latach mamy około 400 raków szlachetnych i nawet 15 tys. raków marmurkowych. Nietrudno zgadnąć, że nasz rodzimy gatunek nie ma z nimi żadnych szans.

Raki żywią się m.in. płazami. Zresztą, kiedyś polowało się na nie właśnie używając żab, jako przynęty. Jeżeli w zbiorniku są raki marmurkowe, to płazy są skazane na wybicie, a ich zagłada jest pewnego rodzaju zapowiedzią zagłady całego ekosystemu, który zamieszkiwały. Wkrótce po zniknięciu płazów często zaczynają padać ryby. Zbiornik coraz szybciej zamiera i zarasta. A korzystają z niego nie tylko zwierzęta typowo wodne, ale i ptaki, ssaki oraz ludzie. To tym większy problem w czasie suszy, z którą borykamy się coraz częściej. Kiedyś ktoś zapytał mnie, po co właściwie odławiam te inwazyjne obce raki. Po to by zostało tu coś więcej niż tylko one.

Co to jest "ranczing"?

Wiele osób chcąc się pozbyć akwariowych ryb czy bezkręgowców wyrzuca je do jezior, czy rzek. Jednak obecność zwierząt egzotycznych w polskich wodach nie zawsze oznacza, że ktoś się ich pozbył na zawsze. Niektórzy używają lokalnych zbiorników wodnych, jak np. oczka wodne w parkach miejskich, jak darmowych stawów do hodowli. Na przykład ryby wrzuca się tam latem, by odłowić na jesieni i najczęściej sprzedać na rynku akwarystycznym. Widziałem takie przypadki w Kanale Żerańskim, gdzie nieodpowiedzialne osoby hodują raka luizjańskiego, bądź na Polu Mokotowskim, gdzie ktoś regularnie mnożył ryby akwariowe, mieczyki i molinezje.

Ile raków mamy w Polsce i jakie są to gatunki?

Raki występujące w polskich wodach
Raki występujące w polskich wodachRafał MaciaszekŁowca Obcych

Obecnie raki można spotkać niemalże w każdym polskim jeziorze, stawie czy rzece. Rodzimy rak szlachetny, prawowity ich mieszkaniec i jednocześnie jedyny rak będący oznaką czystej wody występuje obecnie raczej na południu Polski, lokalnie w innych regionach i nie ma go dużo. Z kolei rak błotny jest uznany jako rodzimy dla Polski, choć naturalnie mógł występować bliżej granicy z Ukrainą. Na pozostałe obszary został wprowadzony przez człowieka. Jesteśmy z nim jednak mocno związani kulturą i tradycją. To pozostałość z dawnych czasów, kiedy nasze granice były bardziej wysunięte na wschód. Poza tym są cztery inwazyjne gatunki obce. Raki pręgowate i raki sygnałowe uciekły z nieodpowiednio zabezpieczonych stawów hodowlanych. Ten pierwszy zasiedla większość polskich wód, w tym Wisłę czy Odrę. Dwa pozostałe zostały "wypuszczone na wolność" przez nieodpowiedzialnych opiekunów, np. ponieważ nadmiernie się mnożyły lub też podgryzały innych mieszkańców akwarium.

Może zbyt łatwo można kupić egzotyczne zwierzęta?

To nie jest wina sklepów zoologicznych. Daleki jestem od tego, by kogokolwiek oskarżać. Problem tkwi w edukacji. Wróćmy do bajki o złotej rybce. Jak ją złowimy w rzece, to wystarczy powiedzieć trzy życzenia i ją puścić. Problem polega na tym, że taki karaś chiński jest gatunkiem obcym. Nie tylko jest to zwierzę domowe, które zostało porzucone, gdy tylko się znudziło, ale także może negatywnie wpływać na rodzime ryby, w tym karasia pospolitego - krzyżując się z nim. Jesteśmy tak wyuczeni, że nawet się nie zastanawiamy, co ta ryba tam robi. Wielu nawet ucieszy taki widok, a inni dorzucą swoje niechciane zwierzęta by było im raźniej. Do tej pory nikt nie podkreślał, że to tylko bajka i w rzeczywistości tak nie powinno być.
Dorzućmy do tego jeszcze fakt, że zwierzęta akwariowe nie podlegają obowiązkowi opieki weterynaryjnej - oznacza to, że jak najbardziej można kupić zwierzęta chore, a co za tym idzie - przenieść takie choroby wraz z porzucanymi osobnikami do polskich wód.

Problemem jest też nieprawidłowa interpretacja wolności zwierząt domowych, którą należy rozumieć jako zapewnienie właściwych warunków utrzymania oraz zagwarantowania opieki.

Obecnie jedynym prawem osobnym dla ryb akwariowych jest to, żeby pływała w wodzie. Nie ważne czy ten zbiornik w ogóle się do tego nadaje, ile tej wody i jakiej będzie. Prawo też nieco pomija bezkręgowce, jak akwariowe krewetki czy ślimaki i one nawet nie muszą być w wodzie. Nikt nie będzie ścigał za niewłaściwe warunki ich życia, choć to zwierzęta wodne.

Nasza wiedza na temat obcych gatunków jest uboga?

Zdecydowanie. Czy ma pan przy sobie pieniądze? To teraz ja pana zapytam: wizerunek liścia jakiego drzewa widnieje na monecie jednogroszowej?

Dębu.

Szczeżuja chińska - inwazyjny gatunek obcy
Szczeżuja chińska - inwazyjny gatunek obcyRafał MaciaszekŁowca Obcych

Zgadza się. To inwazyjny obcy dąb czerwony. Nawet na naszych symbolach, jakim jest nasza waluta, mamy obce gatunki. Tak jakbyśmy nie mieli rodzimych dębów. W okresie wakacyjnym czy też zwyczajnie w wolnej chwili bardzo chętnie wybieramy spędzanie czasu w otoczeniu przyrody. Wracamy dumni z tego jaka ta polska przyroda jest piękna tylko się okłamując. Woda czysta, bo są raki? Szkoda, że nie wiadomo tylko które, bo "jakieś raki" o tym nie stanowią. Nad Morzem Bałtyckim są kraby? Głównie pochodzący z Azji Wschodniej inwazyjny obcy krab wełnistoręki oraz osiągający kilka centymetrów krabik amerykański. Ogromne muszle na warszawskich plażach nadwiślańskich? Szczeżuja wielka! Nie - to właśnie dorosła szczeżuja chińska. Wystarczy wymienić tylko kilka gatunków, które każdy na pewno kojarzy ze swojego otoczenia: robinia akacjowa, dąb czerwony, klon jesionolistny, nawłoć kanadyjska, rdestowiec japoński, biedronka azjatycka, sumik karłowaty, znany wśród wędkarzy jako byczek czy koluch, a także norka amerykańska, jenot, nutria, piżmak czy szop pracz.

Za gatunki obce odpowiada człowiek. To on przeniósł je poza obszar ich naturalnego występowania, a nie one wybrały sobie nowe miejsca do życia. Są obce w obcym dla siebie świecie. Niekiedy stanowią dla niego zagrożenie. Naszym obowiązkiem jest wzięcie za nie odpowiedzialności, a zaczyna się ona od dostrzeżenia ich. Nie zrzucajmy tej odpowiedzialności na świat przyrody, mówiąc, że "natura sobie da radę". Gdyby tak było, problem by nie istniał.

Coroczny problem na polskich plażachINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas