Choroba żółtego smoka demoluje. To niejaka HLB, czyli Huanglongbing
Huanglongbing, czyli w skrócie HLB to choroba bakteryjna, która pojawiła się dekadę temu, ale teraz dziesiątkuje wręcz plantacje cytrusów na całym świecie. Ucierpiały uprawy w obu Amerykach, południowej Azji, a choroba czyni postępy także w Afryce. Przygotujmy się na to, że z pomarańczami, mandarynkami czy cytrynami będzie problem.
Plantatorzy załamują ręce i mówią, że nie żartują. Lemoniady oraz sok pomarańczowy naprawdę mogą zniknąć z półek sklepowych jeszcze w tym roku albo ich cena pójdzie drastycznie w górę. Wszystko przez ostrą epidemię choroby bakteryjnej HLB, czyli Huanglongbing. To inaczej choroba zielenienia cytrusów, która nosi też nadaną jej w Chinach dość finezyjną - trzeba przyznać - nazwę "choroba żółtego smoka".
Zobacz również:
Bakteryjne patogeny tej choroby są przenoszone przez maleńkie pluskwiaki z rodziny Psyllidae. W języku polskim nazywamy je miodówkami. Żerują one na cytrusach, a każdy gatunek jest monofagiem, wyspecjalizowanym w jednym rodzaju pokarmu.
Choroba została opisana po raz pierwszy w 1929 r., a po raz pierwszy zaobserwowano ją w południowych Chinach. Od tamtej pory wytworzyła trzy odmiany - azjatycką, amerykańską i afrykańską. Nie ma na nią lekarstwa, nie skutkują środki chemiczne i opryski, jedynym sposobem jest wycinanie chorych drzew i przerzedzanie plantacji. Choroba poszerza swój zasięg i w 2005 roku dotarła do Stanów Zjednoczonych. Szczególnie mocna jest epidemia z ostatnich miesięcy, która doprowadza plantatorów cytrusów na całym świecie do rozpaczy. Zaatakowała w chwili, gdy popyt na cytrusy w ostatnich latach wzrósł.
Floryda straciła niemal wszystkie cytrysy
Skutki są opłakane, a spadki produkcji ogromne. Brazylia odnotowała spadek o 20 procent, kraje karaibskie - o ponad połowę, a szczególnie dramatyczna jest sytuacja na Florydzie, gdzie plantatorzy stracili 90 procent zbiorów. To oni alarmują, że sytuacja jest tak poważna, iż może zabraknąć cytryn, pomarańczy czy soku pomarańczowego w sklepach w ogóle. I że nie są to żarty ani czcze pogróżki. Na Florydzie straty producentów soku pomarańczowego i cytrynowego sięgnęły już 3 miliardy dolarów.
Chorobę wywołuje bakteria z rodzaju Candidatus liberibacter, która osadza się właśnie w kanałach przewodzących w roślinie sok. Jak to opisują obrazowo botanicy, działa jak złogi w naczyniach krwionośnych, a skutki działalności tej bakterii są podobne do zakrzepicy u ludzi. Roślina produkuje bowiem cukier zwany kalozą, by zneutralizować infekcję i kanały przewodzące płyny zostają u niej zatkane. Schną liście, zdeformowane zostają owoce, nie nadają się do zbiorów. Drzewo nie obumiera od razu, ale jego los jest przesądzony.
Bakterie powodujące HLB atakują wiele cytrusów i pokrewne im rośliny jak kaśmin.
W tej chwili od patogenu wolne są tylko plantacje w basenie Morza Śródziemnego, ale zapewne do czasu. W Izraelu bakteria została zidentyfikowana już w 2021 roku, a w zeszłym roku - na Cyprze. A zatem epidemia nadchodzi także na śródziemnomorskie pomarańcze i cytryny. Wtedy pozostanie tylko Australia.