Rekordowe ceny za emisje CO2. Kogo na to stać?

​Cena uprawnień do emisji przekroczyła 50 euro za tonę i nic nie wskazuje, by był to ostatni taki rekord w tym roku. To może oznaczać, że wcześniej czy później, wszyscy zapłacimy za to z własnej kieszeni. Jednocześnie jednak mechanizm coraz silniej wymusza energetyczną transformację.

.
.123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla w Unii Europejskiej to główne narzędzie wspólnoty służące do ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Elektrownie, zakłady przemysłowe i linie lotnicze obsługujące loty w Europie muszą kupować uprawnienia, jeśli pompują dwutlenek węgla do atmosfery.

Uprawnienia przydzielane są częściowo bezpłatnie instalacjom funkcjonującym w ramach systemu EU ETS, ale nie wszystkie mogą z nich skorzystać. Przedsiębiorstwa nieobjęte bezpłatnymi przydziałami uprawnień do emisji oraz te, których potrzeby wykraczają poza wielkość przydziału, muszą kupować uprawnienia na rynku pierwotnym, gdzie sprzedawcami są państwa członkowskie, a handel odbywa się w drodze aukcji, lub wtórnym, to jest na giełdzie albo rynku finansowym pozagiełdowym. Dopuszczalne są także umowy kupna-sprzedaży pomiędzy instalacjami działającymi w obrębie EU ETS. Ideą systemu było umożliwienie instalacjom objętym bezpłatnym przydziałem uprawnień, odsprzedanie ich tym, które wykazywały ich niedobór. Otwartość rynków finansowych pozwoliła jednak włączyć się w handel EU ETS inwestorom.

Cena uprawnień rośnie, bo państwa wspólnoty zdecydowały o ścięciu emisji o 55 proc. do 2030 r., a zgodnie z zasadami działania systemu ETS, uprawnień ubywa i będzie ubywać. Cena za tonę CO2 osiągnęła we wtorek 50,05 euro. Wkrótce potem wprawdzie znów spadła do 49 euro, ale bariera psychologiczna pękła. To i tak najwięcej od 16 lat, a o tym, jak cena galopuje, świadczy, że jeszcze rok temu wynosiła około 30 euro za tonę.

- Istnieje szereg czynników związanych z wysoką koniunkturą na rynku, które napędzają wzrost cen - twierdzi analityk rynku węgla Ingvild Sorhus z Refinitiv. W czerwcu Bruksela ma przedstawić kolejne propozycje działań umożliwiających UE osiągnięcie jej celów klimatycznych. Wśród propozycji ma się znaleźć m.in. reforma ETS. Możliwe są dwa scenariusze: objęcie obowiązkiem wykupywania uprawnień do emisji przez przemysł transportowy i budownictwo, ale stworzenie dla tych sektorów równoległego systemu.

Analitycy twierdzą, że bez względu, jakie rozwiązanie zostanie wybrane, cena uprawnień będzie rosnąć do poziomu wystarczająco wysokiego, by wymusić ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Na razie bowiem niskoemisyjne alternatywy nie są w stanie konkurować z tradycyjnymi technologiami opartymi na paliwach kopalnych. Jak to się przekłada na praktykę, dobrze świadczy sytuacja w Polsce, gdzie trzy czwarte energii jest wytwarzanej z węgla. W połowie kwietnia minister aktywów państwowych Jacek Sasin wyjaśniał, że dla wytworzenia jednego megawata energii z tego surowca trzeba zapłacić 130 zł za węgiel, a kolejnych 160 zł to opłaty klimatyczne.

- Cena emisji CO2 musi osiągnąć wystarczająco wysoki poziom, aby Unia mogła osiągnąć cel zerowych emisji netto do 2050 r. - uważa Mark Lewis, główny strateg ds. zrównoważonego rozwoju w BNP Paribas. Jako przykład podaje wytwarzanie wodoru z paliw kopalnych, które wciąż jest znacznie tańsze niż jego produkcja z energii odnawialnej. Jego zdaniem do 2030 r. cena uprawnień może osiągnąć 90 euro za tonę.

Na razie system spełnia zadanie. Emisje z elektrowni i przemysłu, które obejmuje ETS, spadły o 35 proc. w latach 2005-2019. Większość cięć pochodziła z sektora energetycznego, ponieważ wyższe ceny uprawnień sprawiły, że elektrownie węglowe stają się nieopłacalne. Wiele z nich przeszło na gaz, który - choć też jest paliwem kopalnym - emituje mniej CO2. - Teraz przemysł musi przyspieszyć i zrobić swoje - mówi Lawson Steele, analityk z firmy Berenberg.

Większość dochodów z ETS trafia do rządów krajowych i dzięki temu zyskują one fundusze, które powinny być wydawane na inwestycje związane z redukcją emisji CO2 (Marcin Kowalczyk z WWF Polska wyliczył, że od początku roku wpłaty z tego tytułu do polskiego budżety sięgnęły 5,2 mld zł).

Aby pomóc europejskim firmom pozostać konkurencyjnymi w obliczu wyższych kosztów emisji dwutlenku węgla, Bruksela planuje w ciągu kliku lat wprowadzić graniczny podatek węglowy na import zanieczyszczających towarów z zagranicy. Niektóre branże twierdzą jednak, że rosnące koszty CO2 już teraz ograniczają ich możliwość rozwoju.

- Rekordowy wzrost cen stwarza szereg problemów - mówi Charles de Lusignan, rzecznik stowarzyszenia przemysłu stalowego Eurofer i dodaje: - Jednym z nich jest to, że nasi globalni konkurenci nie mają takich ograniczeń w zakresie emisji dwutlenku węgla. Po drugie, znacznie trudniej jest inwestować w potrzebne nowe technologie, które umożliwiłyby przejście na produkcję niskoemisyjną.

Więcej planach dotyczących polskiej transformacji energetycznej i czekających nas podwyżkach prądu na Interia BIZNES.

źródło: Reuters, Interia

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas