Lubelska sprawiedliwa transformacja. Plan dobry, rozwiązania już nie

Zdaniem krytyków planu, choć słusznie wskazuje on problemy regionu, to niewystarczająco skupia się na ich rozwiązaniu.

Fot. Lubelski Węgiel „Bogdanka” S.A.
Fot. Lubelski Węgiel „Bogdanka” S.A.materiały prasowe
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Piotr Grzesiak

Województwo lubelskie ma szansę jako jeden z sześciu regionów w Polsce na wsparcie z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Projekt planu zakłada m.in. zmniejszenie wydobycia węgla. Zdaniem organizacji pozarządowych, które złożyły do planu skargi, jest on niewystarczająco szczegółowy, a założona redukcja emisji gazów cieplarnianych zbyt wolna. Co więcej, to, że Polska nie zobowiązała się oficjalnie do neutralności klimatycznej w 2050 r., może kosztować regiony miliardy złotych.

Lubelski Terytorialny Plan Sprawiedliwej Transformacji, którego konsultacje zakończyły się 4 czerwca, zakłada przedłużanie wydobycia węgla w regionie. Choć kopalnia Bogdanka do 2040 r. ma zmniejszyć wydobycie o blisko 75 proc., to równocześnie ma skupiać się na węglu koksowym.

Zdaniem Marty Anczewskiej, specjalistki ds. sprawiedliwej transformacji w WWF Polska, przez to problem Lublina z bezrobociem, który jest większy niż w innych regionach, nie będzie tak łatwo rozwiązany. - Województwo będzie jedną ręką brało pieniądze na ograniczenie ryzyka, a drugą ręką będzie rozwijało wydobycie węgla koksującego, który jest wpisany, jako surowiec strategiczny Unii. To pewien paradoks, bo miejsca pracy będą do 2049 r. To nie jest całkowite odejście od węgla, tylko przejścia na inny jego rodzaj - tłumaczy Anczewska.

Plusy i minusy

Do lubelskiego planu sprawiedliwej transformacji swoje uwagi zgłosiły WWF Polska, Greenpeace Polska oraz Polska Zielona Sieć. Zdaniem Anaczewskiej, władze Lublina odrobiły pracę domową z dobrego pisania dokumentu. Brakuje w nim za to dowodu, że środki muszą tam popłynąć już teraz. - Przedstawiona diagnoza sytuacji jest dobra, natomiast strategia Bogdanki nie do końca pokazuje głęboką transformację. Ten plan jest próbą działania wyprzedzającego odchodzenie od węgla, spółka chce przyspieszenia procesu dopiero w kolejnej dekadzie, czyli po 2030.

Dla porównania w Wielkopolsce wszystkie moce węglowe zostaną wygaszone do 2030 r. i transformacja już się tam dzieje. Są jednak plusy - słusznie rozpoznano potrzeby sektora okołogórniczego oraz zauważono, że trzeba zaopiekować się rodzinami górniczymi - mówi.

Problemem są m.in. informacje dotyczące nowych miejsc pracy dla górników, a raczej brak takich informacji. Zdaniem krytyków planu, zawarte w nim założenia są bardzo ogólne. Dokument zakłada zapewnienie zatrudnienia dla co najmniej 20 proc. górników i dostawców związanych z kopalnią. Nowe zajęcie będą mogli znaleźć m.in. w ekologicznym rolnictwie czy przemyśle odnawialnej energii. - Region nie ma pomysłu, w jaki sposób zapewni nowe miejsca pracy dla górników i osób z branży okołogórniczej. Przede wszystkim należy zachęcić inwestorów do tworzenia nowych miejsc pracy i zatrudnienia osób odchodzących z kopalni. Równolegle należy zbadać kompetencje górników i wypracować program przekwalifikowań - podkreśla Alina Pogoda, specjalistka ds. sprawiedliwej transformacji w Polskiej Zielonej Sieci.

Dyplomatyczny impas

Zawarte w dokumencie cele redukcji emisji gazów do 2030 r. są niezgodne z tym, co zdecydowała Unia. Bruksela mówi o 55 proc., z kolei lubelski plan zakłada 35 proc. redukcję. - Także plan redukcji wydobycia węgla w regionie do 2030 r. jest mało ambitny i niezgodny ze stanowiskiem naukowców w kwestii konieczności odejścia od węgla, którego spalanie pogłębia kryzys klimatyczny - mówi Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych w Greenpeace Polska.

Organizacje pozarządowe podkreślają, że w planie brakuje także wzięcia odpowiedzialności kopalni za szkody środowiskowe. "Zgodnie z obowiązująca w UE zasadą »zanieczyszczający płaci« to kopalnia powinna wykazać, w jaki sposób sfinansuje przywrócenie poprawnej sytuacji, a nie ubiegać się o środki UE na ten cel" - piszą w swoim komunikacie.

Okazuje się, że środków na transformację może być mniej. Komisja Europejska zarządziła, że jeżeli dany kraj nie zobowiąże się dążyć do krajowej neutralności klimatycznej, to może otrzymać połowę ustalonych funduszy. Ten zapis dotyczy wyłącznie Polski, ponieważ Warszawa jako jedyna w Unii do tej pory się do tego nie zobowiązała.

Minister klimatu wspomina o ogólnounijnym celu, z kolei prezydent Andrzej Duda z okazji kwietniowego szczytu, który organizowała administracja prezydenta Joe Bidena, mówił o "neutralności emisyjnej". Zdaniem Anczewskiej, przez to wytworzył się pewien "dyplomatyczny impas". - Dużo zależy od interpretacji. Minister klimatu mówi, że ryzyka nie ma. Z kolei resort funduszy i polityki regionalnej takie ryzyko rozpoznaje. Polska i Komisja utknęły w ślepym zaułku ponieważ Warszawa głośno powiedziała, że nie wie, kiedy osiągnie neutralność klimatyczną. To sprowokowało Brukselę - tłumaczy.

Założenia, które zaprezentowano w planie transformacji województwa podsumowano, jako strategię "zjeść ciastko i mieć ciastko". Komentatorzy już wcześniej nazywali Polskę "klimatycznym hamulcowym Europy". Pytanie, czy polityka Warszawy nie doprowadzi do tego, że pieniędzy na potrzebne reformy nie otrzymamy, a Polska zostanie z nierozwiązanym problemem węgla, który z każdym rokiem będzie coraz droższy.

Źródło: WWF Polska, Zielona Interia

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas