Lobbował za paliwami kopalnymi, więc zrobili z niego sprzedawcę benzyny

Przez lata przekonywał, że warto obniżyć ceny benzyny i nie widział problemu w tym, że paliwa kopalne niszczą klimat. Później był gorącym zwolennikiem Brexitu. Teraz kiedy na brytyjskich stacjach benzynowych zaczęło brakować paliwa, o Howardzie Coxie znów zrobiło się głośno, choć zapewne w inny sposób, niż by tego sobie życzył.

Choć mężczyzna jest adwokatem taniej benzyny, to sam jej nie sprzedawał
Choć mężczyzna jest adwokatem taniej benzyny, to sam jej nie sprzedawał pixabay.com
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

W ostatnich dniach Brytyjczycy mają bardzo poważny problem z benzyną, a właściwie nie z nią samą, a z jej dostawami. Okazało się, że po Brexicie, czyli wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, w kraju zaczęło brakować kierowców ciężarówek. Z tego powodu na wielu stacjach brakuje benzyny, a kierowcom pozwala się tankować tylko za 30 funtów.

W tych właśnie okolicznościach jakiś złośliwy internauta oznaczył na Google Maps dom aktywisty na rzecz obniżenia cen benzyny Howarda Coxa, jako stację benzynową. By wszystko wyglądało bardziej wiarygodnie, dodał nawet zdjęcie. Do żartu dołączyli inni złośliwcy, którzy natychmiast zaczęli dodawać opinie, że wciąż jest tam dostępne paliwo. Jeden z internautów zostawił nawet recenzję, że stacja jest "stara i trochę śmierdząca, za to benzyna - tania".Nie trudno sobie wyobrazić, że telefon Coxa nie przestawał dzwonić. Kontaktu szukały osoby poszukujące wciąż jeszcze otwartej stacji benzynowej.

Coxowi już udało się zablokować lub usunąć wszystkie wzmianki, gdzie adres jego domu pojawiał się, jako stacja benzynowa. W poście na Twitterze napisał, że za dowcipem stoją "radykalni zieloni i cykliści".

Co dodaje całej sprawie ironii, organizacja FaiFuelUK, której założycielem jest Cox, w 2016 r. miała twierdzić, że wyjście z Unii Europejskiej pomoże rozwiązać już wtedy istniejący problem z brakiem kierowców. Przeprowadzono także sondaż, według którego większość kierowców tirów w Wielkiej Brytanii miała popierać Brexit.

Zapytany o to, dlaczego stał się celem żartów, Cox stwierdził, że dzięki jego grupie kierowcy od 2010 r. zaoszczędzili 110 mld funtów dzięki zmianom podatków. Przez to działaczowi miano grozić, wyszydzać go oraz umieszczono psie odchody w jego skrzynce na listy, która w Wielkiej Brytanii zazwyczaj znajduje się w drzwiach wejściowych.

Jeden z internautów podsumował całą sytuację, pisząc: "Jestem z wami myślami, w tym niezwykle zabawnym czasie".

Źródło: Metro.co.uk

Coroczny problem na polskich plażachINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas