Kryzys na COP29. Kolejne kraje wycofują się ze szczytu
Oprac.: Wojciech Brzeziński
Argentyna i Francja wycofały swoich negocjatorów z klimatycznego szczytu COP29 w Baku. Kluczowe negocjacje padają ofiarą ideologii, historycznych uprzedzeń i międzynarodowych napięć. Klęska szczytu może zagrozić stabilności porozumienia paryskiego.
Argentyńska delegacja, licząca ponad 80 przedstawicieli, miała pierwotnie wziąć udział w dwutygodniowych negocjacjach klimatycznych w Azerbejdżanie. Jednak prezydent Javier Milei, który wcześniej nazwał kryzys klimatyczny „socjalistycznym kłamstwem”, nakazał swojemu zespołowi wycofanie się już po trzech dniach.
Argentyna wycofuje się z COP29 w Baku
Milei wcześniej groził wycofaniem się z porozumienia paryskiego, ale później wycofał się z tego pomysłu. Tym razem jednak zdecydował się na bardziej zdecydowane działanie.
Ana Lamas, podsekretarz ds. ochrony środowiska rządu Argentyny, potwierdziła decyzję, która po raz pierwszy została ogłoszona przez portal Climatica. "Mamy instrukcje od ministerstwa spraw zagranicznych, aby nie kontynuować udziału. To wszystko, co mogę powiedzieć” - stwierdziła Lamas, nie ujawniając, czy decyzja ma szersze implikacje dla przyszłości Argentyny w porozumieniu paryskim.
Ekspertka ds. zarządzania zmianami klimatycznymi Carla Chavarria skrytykowała ten ruch, pisząc na platformie X: "Argentyna wycofuje swoją delegację z COP29 w Baku, tracąc głos w negocjacjach dotyczących finansowania klimatycznego. W kluczowym momencie zabezpieczania środków na walkę z kryzysem klimatycznym kraj zostaje wykluczony, narażając swoją przyszłość i osłabiając zdolność do adaptacji".
Francja bojkotuje COP29 w odpowiedzi na oskarżenia
Francja podjęła decyzję o wycofaniu się z negocjacji podczas COP29 w odpowiedzi na kontrowersyjne komentarze prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, który oskarżył Paryż o o rzekome „brutalne” tłumienie protestów klimatycznych w swoich terytoriach zamorskich, w tym w Nowej Kaledonii.
Minister ds. transformacji ekologicznej Francji, Agnès Pannier-Runacher, uznała te uwagi za „niedopuszczalne” i „nieuzasadnione”. „Azerbejdżan instrumentalizuje walkę z kryzysem klimatycznym dla własnych niegodnych celów” – stwierdziła Pannier-Runacher.
Francja, która była jednym z głównych inicjatorów porozumienia paryskiego w 2015 r., po raz pierwszy od tamtego czasu nie będzie miała wysokiego przedstawiciela na COP. Eksperci zastanawiają się teraz, jak ten gest przełoży się na pozycję międzynarodową nie tylko samej Francji, ale też Unii Europejskiej.
„To bardzo zły sygnał w kontekście umowy handlowej między UE a blokiem Mercosur” – skomentowała decyzję Julieta Zelicovich, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Narodowym w Rosario w Argentynie, nawiązując do umowy o wolnym handlu, jaką Unia zamierzała podpisać z krajami Ameryki Południowej. Kwestie klimatyczne miały być jednym z istotnych czynników umowy.
Wypowiedzi Alijewa wprowadziły dodatkowe napięcia na tegorocznym COP29. Zarzucił on Francji i Holandii „neokolonializm” i wskazał na ich terytoria zamorskie jako ofiary zmian klimatycznych, twierdząc, że ich głos jest „brutalnie tłumiony przez reżimy”. Komentarze te spotkały się z ostrą reakcją ze strony przedstawicieli Unii Europejskiej. Holenderski minister spraw zagranicznych odrzucił oskarżenia Alijewa jako „bezpodstawne”.
Minister Pannier-Runacher wyraziła również sprzeciw wobec dalszego wsparcia dla paliw kopalnych przez Azerbejdżan, co jej zdaniem „nie przystoi prezydencji COP”. „To niegodne dla gospodarza COP” – dodała, odnosząc się do nowych umów naftowych zawieranych przez Azerbejdżan w czasie trwania szczytu. Alijew w swoim przemówieniu otwierającym szczyt wychwalał paliwa kopalne, nazywając je “darem od Boga”.
Kryzys klimatyczny i polityczne rozgrywki: co dalej z porozumieniem paryskim?
Wycofanie się Argentyny i Francji z COP29 wpisuje się w szerszy kryzys wokół porozumienia paryskiego, którego przyszłość stanęła pod znakiem zapytania. Na miesiąc przed szczytem sekretarz generalny ONZ, António Guterres, ostrzegł, że ewentualne ponowne wycofanie się Stanów Zjednoczonych z umowy może „poważnie osłabić” globalne porozumienie w sprawie ograniczenia wzrostu temperatury do 2°C powyżej poziomów przedindustrialnych.
W obliczu rosnącej liczby liderów o sceptycznym podejściu do polityki klimatycznej, takich jak Milei czy przyszły prezydent USA Donald Trump, pojawiają się obawy, że kolejne kraje mogą wycofać się z porozumień klimatycznych, co zagraża międzynarodowej współpracy na rzecz ochrony środowiska. Jednocześnie aktywiści podkreślają, że osiągnięcie umowy jest pilnie potrzebne dla powstrzymania zmian klimatycznych.
Sekretarz generalny ONZ António Guterres ostrzegł, że wyjście Stanów Zjednoczonych z porozumienia paryskiego pod potencjalną administracją Trumpa pozostawiłoby przełomowe porozumienie klimatyczne z 2015 roku "okaleczonym". Przemawiając na szczycie ONZ w Kolumbii, Guterres porównał możliwe wycofanie USA do „utraty kończyny lub organu”, podkreślając, że choć porozumienie mogłoby przetrwać, byłoby znacznie osłabione.
„Porozumienie paryskie może przetrwać, czasem ludzie tracą ważne organy lub nogi i przeżywają. Ale nie chcemy okaleczonego porozumienia paryskiego. Chcemy prawdziwego porozumienia paryskiego” - powiedział. Pojawiają się obawy, że zwycięstwo Republikanów mogłoby doprowadzić do całkowitego wycofania USA z ram negocjacji klimatycznych ONZ, co mogłoby zachęcić inne kraje do podobnych kroków i zagrozić globalnym wysiłkom na rzecz kontroli temperatury i zapobiegania ekstremalnym zjawiskom pogodowym.
Stany Zjednoczone już wcześniej odgrywały burzliwą rolę w porozumieniu klimatycznym. Choć pierwotne porozumienie w znacznej mierze zostało podpisane dzięki wysiłkom amerykańskiego rządu za Baracka Obamy, po objęciu prezydentury USA przez Donalda Trumpa kraj formalnie wycofał się z niego w 2020 roku, po czym ponownie przystąpił do traktatu w pierwszym dniu prezydentury Joe Bidena w 2021 roku. Choć kwestia klimatu była drugorzędna w kampanii wyborczej 2024 r., stanowisko Trumpa wobec paliw kopalnych oraz jego zapowiedź ograniczenia wsparcia dla energii odnawialnej budzą obawy naukowców zajmujących się klimatem.
Michael Mann z Uniwersytetu Pensylwanii ostrzegał: „Druga kadencja Trumpa to koniec dla znaczących działań klimatycznych w tej dekadzie, a stabilizacja ocieplenia poniżej 1,5°C prawdopodobnie stanie się niemożliwa.” Guterres podkreślił pilność zaangażowania USA, wzywając kraj do przyjęcia odpowiednich polityk, które utrzymają cel 1,5°C jako „realny cel”.