Tanio, taniej, atom? Ile kosztuje energia przyszłości
Produkcja prądu przez elektrownie atomowe jest tańsza niż ta z odnawialnych źródeł energii - wynika z raportu banku Barclays. Zdaniem analityków, udział energii jądrowej powinien być przez to większy.
W debacie o energetyce jądrowej często padają argumenty ekonomiczne. Jej przeciwnicy twierdzą między innymi że "atom" po prostu się nie opłaca. I że dużo taniej (a także znacznie szybciej) możemy zredukować emisje CO2 z energetyki inwestując w odnawialne źródła energii (OZE), takie jak wiatr, słońce i biomasa.
Liczy się nie tylko ekonomia
Optymistycznie zignorujmy na razie bardzo ważne pytania z dziedziny fizyki i techniki. Choćby to, czy w kraju takim jak Polska produkcja energii w 100 proc. z OZE, będzie techniczna możliwa w ciągu najbliższych 2-3 dekad? A jeśli nawet, to jakim kosztem społecznym i środowiskowym? Przecież koszt ten nie dotyczy jedynie osób mieszkających w Polsce. Dotyczy on również ludzi żyjących na "globalnym Południu". Ludzi żyjących w pobliżu istniejących lub przyszłych kopalń pierwiastków metalicznych, niezbędnych do budowy paneli fotowoltaicznych, wiatraków, baterii i innych urządzeń.
Czy więc naprawdę możemy pozwolić sobie na rezygnację z niskoemisyjnej technologii, jaką jest energetyka jądrowa? (W czasie pracy elektrownie jądrowe nie emitują gazów cieplarnianych, a emisje dla całego cyklu życia elektrowni są bardzo niskie).
Skupmy się teraz jednak wyłącznie na aspekcie finansowym. Wielu publicystów, zielonych polityków i przedstawicieli dużych organizacji ekologicznych przekonuje nas, że koszty budowy elektrowni jądrowych są zaporowe. Utrzymują oni również, że "prąd z atomu" będzie bardzo drogi. Dlatego uważają, że - patrząc nawet choćby tylko na aspekt finansowy - rozwój energetyki jądrowej, w Polsce czy gdziekolwiek indziej - jest bezcelowym marnowaniem środków.
Głos zabierają bankierzy
Tymczasem zupełnie co innego twierdzą eksperci pracujący dla Barclays. To jeden z najstarszych, największych światowych banków, zajmujący osiemnaste miejsce jeśli chodzi o zgromadzone aktywa.
Na początku czerwca Barclays opublikował opracowanie "Nuclear for a decarbonised future" ("Energetyka jądrowa dla zdekarbonizowanej przyszłości"). Autorzy tego raportu podkreślają, że choć koszty kapitałowe są wyższe w przypadku elektrowni jądrowych niż większości innych źródeł energii, to mogą one spadać wraz z budową większej ilości nowych obiektów tego typu oraz z wydłużeniem czasu ich funkcjonowania.
Barclays: Atom tańszy od wiatru na morzu i biomasy
W dodatku sytuacja atomu wygląda znacznie lepiej, jeśli popatrzymy na uśredniony koszt energii elektrycznej (ang. levelized cost of electricity, LCOE). LCOE jest "miarą umożliwiającą wiarygodne porównanie ekonomiczne różnych źródeł energii elektrycznej. Opiera się na oszacowaniu przeciętnego kosztu całkowitego budowy i eksploatacji instalacji w całkowitym czasie jej funkcjonowania".
Okazuje się wtedy, że energetyka jądrowa jest tańsza nie tylko niż morska energetyka wiatrowa, ale też niż biomasa.
Dzieje się tak z kilku powodów. Raz zbudowana elektrownia jądrowa może pracować kilkadziesiąt lat (40-60, a czasem nawet 80 lat). To dwukrotnie dłużej niż wiatraki lub panele słoneczne. W dodatku energetyka jądrowa ma wysoki tzw. współczynnik wykorzystania mocy (80-90 proc., a wiele instalacji powyżej 90 proc.). Dla energetyki wiatrowej na lądzie Barclays podaje wartości 30-40 proc., dla energetyki wiatrowej na morzu 40-50 proc., a dla energetyki słonecznej 10-25 proc.
Elektrownia jądrowa dostarcza też energii wtedy kiedy jej potrzeba. W przeciwieństwie do energii wiatru czy słońca jest to źródło sterowalne. Dlatego odpadają wysokie koszty magazynowania energii. Te cechy energetyki jądrowej mogą bardzo pomóc w uzyskaniu "neutralności węglowej" (zmniejszeniu do zera emisji netto gazów cieplarnianych) i obniżyć, a nie podwyższyć jej koszty.
Zgodzicie się Państwo, że nawet jeśli firmie takiej jak Barclays można sporo zarzucić, to chyba nie to, że nie umieją liczyć pieniędzy.
Dla atomu jest miejsce w miksie energetycznym
Z wymienionych wyżej powodów, a także opierając się na ocenach ESG (wpływu inwestycji na środowisko, społecznej odpowiedzialności oraz wpływu na tzw. ład korporacyjny) i wysokiej niezawodności analitycy Barclays argumentują, że “atom" powinien mieć większy udział w transformacji energetycznej. Większy niż obecnie zakłada się to w większości prognoz i scenariuszy
Nie są jednak do energetyki jądrowej nastawieni bezkrytycznie. Stwierdzają m. in. że jest ona daleka od doskonałości. Wierzą jednak, że jej obecność w miksie energetycznym oferuje najlepsze rozwiązanie z punktu widzenia niezawodności sieci energetycznej. Najlepsze spośród tych które albo możemy rozwijać już dziś, albo realistycznie wypracować do 2050 roku, kiedy to musimy osiągnąć neutralność węglową.
Oczywiście, ani autorzy raportu Barclays, ani żadna rozsądna osoba nie neguje faktu że musimy jak najszybciej inwestować także w niskoemisyjne źródła odnawialne takie jak energia słoneczna i wiatrowa, zarówno na lądzie jak i na morzu. (Biomasa jest odnawialna, ale nie niskoemisyjna.) Nikt racjonalny nie neguje też tego, w przyszłym miksie energetycznym źródła odnawialne powinny dominować. Nie zmienia to jednak faktu, że jest tam i miejsce dla energetyki jądrowej.
Czy energetyka jądrowa jest bezpieczna?
Jak przypominają autorzy raportu, energetyka jądrowa jest coraz bezpieczniejsza. Zawdzięczamy to postępowi technologicznemu i - paradoksalnie - awariom w Czarnobylu i Fukushimie. Jeśli popatrzymy na liczbę zgonów w przeliczeniu na wyprodukowaną jednostkę energii to energetyka jądrowa okazuje się najbezpieczniejszym źródłem energii elektrycznej. Warto o tym przypominać, bo zagrożenia związane z energetyką jądrową są zwykle - wbrew faktom i danym - bardzo wyolbrzymiane przez jej przeciwników.
Komentarz
Jeden z moich znajomych skomentował analizę Barclays na temat atomu w ten sposób:
Jest jeszcze inne pytanie - w zasadzie nigdy nie zadawane przy analizie LCOE - "ile nas środowiskowo kosztuje rezygnacja".
Dodał, że bez próby odpowiedzi na to pytanie analiza kosztów oparta o LCOE nie tyle nawet robi się błędna, ale przestaje być użytecznym narzędziem. Bo szacowanie ryzyka, że bez pewnej inwestycji po prostu nie uda nam się zdekarbonizować gospodarki, w tej analizie nie występuje. Analiza LCOE do tego nie służy, bo to nie inwestor ryzykuje, tylko cywilizacja.
Zwrócił też uwagę na samo założenie równoważności inwestycji. Inwestycja w OZE nie zapewnia nam na razie (przy istniejących obecnie i w najbliższej przyszłości na rynku technologiach) energetyki bazowej. Czyli sterowalnych źródeł energii, które są w stanie dostarczyć energii niezależnie od czynników atmosferycznych. Natomiast inwestycja w elektrownię jądrową zapewnia nam energetykę bazową. Nie są to więc dobra zastępowalne.
Podsumował swój wywód w następujący sposób:
Teza, że system energetyczny uda się zbilansować bez energetyki bazowej nie została jeszcze wykazana w praktyce, ale ryzyko, że się nie uda tego zrobić w lat 30-40 nie jest w ogóle przez zwolenników modelu 100 proc. OZE wyceniane. Analiza ekonomiczna bez tego będzie niepełna.
Wynika z tego, że tym bardziej potrzebujemy energetyki jądrowej jako dodatku i wsparcia dla odnawialnych, niskoemisyjnych źródeł energii. Nawet jeśli rachunek ekonomiczny oparty jedynie o koszty energii (LCOE) przemawiałby na jej niekorzyść. Co jednak, jak widzimy, wcale nie musi być prawdą
Jakub Jędrak
Źródło: smoglab.pl