Ustawa o wiatrakach będzie bublem? "Tragiczne konsekwencje"
Eksperci sektora energetyki odnawialnej negatywnie oceniają ostatnie poprawki do tzw. ustawy wiatrakowej. Zwiększają one odległość od nowo budowanych wiatraków do minimum 700 metrów od budynków mieszkalnych. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej nazywa takie przepisy "bublem" i przewiduje, że mogą one znacznie zmniejszyć potencjał inwestycji. "Zmiana niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje" - ostrzega PSEW.
Sejmowe komisje przyjęły w czwartek poprawkę do rządowego projektu zmiany ustawy odległościowej, która zwiększa z 500 do 700 metrów minimalną odległość nowo budowanych turbin wiatrowych od budynków mieszkalnych.
Metry, które robią ogromną różnicę
Z analizy Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 metrów spowoduje w niektórych przypadkach obniżenie potencjalnej mocy z wiatraków o ok. 60-70 proc.
Wprowadzona w 2016 r. zasada 10H sprawiła, że pod inwestycje w elektrownie wiatrowe dostępne jest zaledwie 0,28 proc. obszaru Polski. Zmiana minimalnej odległości lokalizacji turbin na 500 metrów zwiększyłaby ten wskaźnik do 7,08 proc. powierzchni kraju.
Podczas prac w sejmowych komisjach przyjęto jednak poprawkę, która znów zmienia minimalną odległość wiatraków od zabudowań - tym razem do 700 metrów. Ta niewielka różnica może mieć jednak duże znaczenie dla nowych inwestycji w farmy wiatrowe w Polsce, ostrzegają eksperci.
700 metrów to bubel i tragiczne konsekwencje dla wiatraków
PSEW poddało analizie ponad 30 projektów nowych farm wiatrowych, które pierwotnie zakładały minimalną odległość od istniejących i planowanych zabudowań mieszkalnych równą 500 metrów. Z przeprowadzanego przeglądu wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 metrów spowoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o około 60-70 proc.
"Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem - przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa. Zmiana minimalnej odległości elektrowni wiatrowych na 700 metrów niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje" - mówi Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.
"Cokolwiek poza 500 metrów to zgniły kompromis i udawanie, że spotykając się w połowie osiągamy jakiś konsensus. Nic bardziej mylnego" - ocenia Michał Hetmański z Fundacji Instrat. Ekspert zauważa, że inwestorzy szykowali już nowe projekty pod nowe przepisy, więc konieczność przystosowania się do następnej zmiany "wykosi masę gotowych projektów, których potrzebujemy na wczoraj".
Cokolwiek poza 500 metrów to zgniły kompromis i udawanie, że spotykając się w połowie osiągamy jakiś konsensus. Nic bardziej mylnego. Istotna większość projektów gotowych do rozpoczęcia inwestycji tuż po liberalizacji ustawy antywiatrakowej była w ciągu ostatnich lat szykowana pod kątem właśnie tej odległości.
Uwolnić potencjał turbin wiatrowych
Obecnie w Polsce turbiny wiatrowe produkują ok. 7 GW energii. Jak wykazała analiza Fundacji Instrat w 2021 r., gdyby umożliwić ich budowę w odległości 500 metrów od zabudowań, można by "uwolnić" dodatkowe 18 GW energii z wiatru na lądzie.
Poprawka "uniemożliwi wykorzystanie potencjału, jaki drzemie w polskim wietrze" - mówi Janusz Gajowiecki. "Zamiast kilkunastu, powstanie co najwyżej kilka GW mocy w wietrze. To de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. To niezrozumiałe w obliczu kryzysu energetycznego i dramatycznie wysokich cen energii" - dodaje ekspert.
"Wpływ tej zmiany na istniejące projekty w horyzoncie tej dekady, czekające w przedbiegach do realizacji, jest fundamentalny. W jej wyniku, zamiast iść po 18 GW mocy onshore w 2030 r., zatrzymamy się krótko po osiągnięciu 11 GW" - przewiduje Michał Hetmański.
Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem – przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa. Zmiana minimalnej odległości elektrowni wiatrowych na 700 m niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje.