Coraz więcej huraganów. Wyjątkowo intensywny sezon
Na Atlantyku pojawiła się już szósta w tym roku burza tropikalna na tyle silna, że meteorolodzy nadali jej nazwę. Tegoroczny sezon huraganowy jest ponadprzeciętnie intensywny. Zazwyczaj szósta nazwana burza pojawia się dopiero pod koniec sierpnia.
Również poprzednia, piąta burza tropikalna Elsa pojawiła się wcześniej, niż zwykle i wszystko wskazuje na to, że najaktywniejsza część sezonu huraganowego jest dopiero przed nami. "Warunki oceaniczne i atmosferyczne sprzyjają ponadprzeciętnej aktywności przez pozostałą część sezonu huraganowego" - pisze Matthew Rosencrans z amerykańskiego NOAA Climate Prediction Center (CPC).
Naukowcy spodziewają się, że w tym sezonie na Atlantyku może pojawić się 18 nazwanych burz. To mniej niż w rekordowym 2020 r. kiedy takich burz było aż 30, ale to i tak zdecydowanie więcej niż roczna średnia. W ciągu ostatniego stulecia w każdym sezonie było średnio 12 burz tropikalnych i huraganów. Jedną z przyczyn jest aktywność El Niño, czyli wielkiej pacyficznej strefy niezwykle ciepłej wody, która pojawia się co kilka lat i wpływa na pogodę na całym świecie.
Na liczbę pojawiających się co roku huraganów i ich siłę bezpośredni wpływ mogą mieć zmiany klimatyczne.
Co to jest huragan?
Huragan to jeden z rodzajów tropikalnej burzy, których wszystkie odmiany nazywamy łącznie cyklonami tropikalnymi. Tworzą się one nad wodami tropikalnymi lub subtropikalnymi. Huraganami nazywamy najsilniejsze burze tropikalne powstające nad Atlantykiem. Ich odpowiednikami nad Pacyfikiem są tajfuny - to w zasadzie dokładnie takie same zjawiska, różne nazwy odnoszą się jedynie do części świata, w której dana burza powstaje.
Cyklony tropikalne, a więc zarówno huragany, tajfuny, jak i ich słabsi krewniacy nazywani "burzami tropikalnymi", to jedne z najgwałtowniejszych naturalnych zjawisk na naszej planecie. Są ogromnymi systemami niskiego ciśnienia. Towarzyszy im gwałtowny wiatr, ekstremalne opady i bardzo wysokie fale przybojowe na morskich wybrzeżach.
Najsłabsze cyklony nazywane są depresjami tropikalnymi. Kiedy prędkość wiatru przekracza 61 kilometrów na godzinę, cyklon zaczyna być klasyfikowany, jako burza tropikalna. Po przekroczeniu 118 kilometrów na godzinę - staje się huraganem bądź tajfunem. Te najsilniejsze burze dzielone są następnie na pięć kategorii o rosnącej sile: kategoria pierwsza cechuje się wiatrem o prędkości do 150 kilometrów na godzinę; kategoria druga do 170; kategoria trzecia do 210; kategoria czwarta do 250 kilometrów na godzinę. Najszybszy odnotowany wiatr towarzyszący cyklonowi kategorii piątej, zarejestrowany w 1996 r. w Zachodniej Australii podczas cyklonu Oliwia, miał prędkość 405 kilometrów na godzinę.
Trzy najwyższe kategorie huraganów są w stanie wyrządzić ogromne zniszczenia na wielkich obszarach. Huragany najwyższą prędkość wiatru utrzymują zazwyczaj przez kilka dni. Rekordowy tajfun Loke z 2006 r. pozostawał burzą czwartej i piątej kategorii przez osiem dni.
Jak powstają huragany?
Paliwem napędzającym huragany jest ciepłe, wilgotne powietrze. To dlatego tworzą się one w zasadzie tylko nad ciepłymi wodami oceanicznymi w pobliżu równika. Ciepłe, wilgotne powietrze nad oceanem unosi się w górę znad powierzchni. Im szybciej się unosi, tym mniej powietrza pozostaje nad samą powierzchnią wody; innymi słowy - tym bardziej spada tam ciśnienie.
Na miejsce podgrzanego powietrza spływa powietrze z otaczających obszarów o wyższym ciśnieniu. To także nagrzewa się, staje się wilgotne i unosi się w górę. Na dużej wysokości powietrze ochładza się i tworzy chmury. Gdy ciepłe powietrze się unosi, otaczające powietrze wiruje, aby zająć jego miejsce. Tworzy się rosnący, wirujący system chmur i wiatru zasilany ciepłem oceanu i parującą wodą z powierzchni. Rosnący system burzowy obraca się coraz szybciej, a w jego centrum tworzy się oko. To obszar spokojnego powietrza o niskim ciśnieniu. Powietrze o wyższym ciśnieniu z góry spływa do oka.
Cyklony tworzące się na północ od równika wirują w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Burze na południe od równika wirują zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Ta różnica wynika z obrotu Ziemi wokół własnej osi.
Cyklony tropikalne zwykle słabną, gdy uderzają w ląd, ponieważ nie są już wzmacniane energią z ciepłych wód oceanicznych. Jednak często przemieszczając się daleko w głąb lądu, niosąc intensywne opady deszczu powodują wielkie szkody.
Co to jest "sezon huraganowy"?
"Sezon huraganowy" to okres, w którym warunki panujące na Atlantyku są szczególnie korzystne dla tworzenia się huraganów. Umownie zaczyna się on 1 czerwca, a kończy 30 listopada. Nie oznacza to jednak, że huragany nie mogą formować się wcześniej albo później. Dotąd zdarzało się to jednak stosunkowo rzadko.
Wraz z ocieplaniem się klimatu, korzystne warunki do formowania się tropikalnych burz na Atlantyku pojawiają się jednak wcześniej i utrzymują dłużej. Według danych Narodowego Centrum Huraganów amerykańskiej agencji oceanograficznej NOAA, średnio w każdym sezonie 12 tropikalnych burz osiąga siłę pełnoprawnego huraganu.
Aby identyfikować kolejne burze pojawiające się w trakcie sezonu, badacze nadają im nazwy zaczynające się kolejnymi literami alfabetu. W 2005 i 2020 r. burz było jednak tak wiele, że zabrakło liter. Ostatnie burze były oznaczane kolejnymi literami greckiego alfabetu.
Czy huragany zagrażają Europie?
Według opublikowanego w maju badania Narodowego Centrum Nauki o Atmosferze Uniwersytetu w Reading, silne burze z tropików docierają do Europy średnio raz na pięć lat.
16 października 2017 r. burza Ofelia uderzyła w Irlandię. Podmuchy wiatru o prędkości przekraczającej 160 kilometrów na godzinę spowodowały śmierć trzech osób. Burza przez kolejne dni przesuwała się dalej na północny wschód, powodując straty w Wielkiej Brytanii i Skandynawii. Ofelia uformowała się w pobliżu Azorów i w szczytowym okresie była kategoryzowana, jako huragan kategorii trzeciej. Straciła status huraganu jeszcze przed dotarciem do Europy.
Rok później nad Europę dotarła uformowana u wybrzeży Afryki Zachodniej burza Helena, a w 2019 r. nad Europę znad tropikalnego Atlantyku dotarła seria słabych tzw. burz szczątkowych, stanowiących pozostałości atlantyckich huraganów. Wydaje się, że podobne zjawiska dotykają nasz kontynent coraz częściej, ale trudno jest precyzyjnie zmierzyć to, jak bardzo zwiększa się płynące z ich strony zagrożenie.
Jednym z powodów jest to, że dane dotyczące huraganów przez dziesięciolecia były gromadzone głównie na terenach najczęściej przez nie dotykanych, przede wszystkim w USA. Statystyki dotyczące huraganów i burz tropikalnych dotykających Europę prowadzone są konsekwentnie dopiero od lat 90. Im dalej cofamy się w przeszłość, tym gorzej. Najtrudniej jest ustalić źródło pochodzenia silnych burz notowanych przed stworzeniem sieci satelitów meteorologicznych, precyzyjnie monitorujących zjawiska atmosferyczne na całym świecie. Wiele historycznych sztormów, które uderzyły w Wyspy Brytyjskie czy Półwysep Iberyjski, mogło mieć tropikalne pochodzenie, ale nie mamy dostatecznie dokładnych danych, by to z pewnością potwierdzić.
Z brytyjskiego badania wynika jednak, że w latach 1979-2018 odkryliśmy, że średnio jeden do dwóch sztormów, które docierały do Europy każdego roku, początkowo było burzami tropikalnymi. Większość z nich jest jednak bardzo osłabiona, zanim dotrze tak daleko na północ.
Ze wszystkich sztormów docierających do Europy z tropików, jeden na dziesięć zachowało swój tropikalny charakter i miało dość siły, by powodować zniszczenia w głębi lądu. Daje to jedną tropikalną burzę na pięć lat w ciągu ostatnich czterech dekad.
Częstotliwość pojawiania się takich zjawisk w Europie może jednak wzrosnąć. Temperatura powierzchni morza na Północnym Atlantyku wzrosła o 1,5 st. Celsjusza od 1870 r. co może sprawić, że przyszłe burze tropikalne będą bardziej intensywne.
Jak na huragany wpływa zmiana klimatu?
Raporty Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) jasno wskazują, że ocieplanie klimatu może wpłynąć na częstotliwość pojawiania się tropikalnych cyklonów. Naukowcy wskazują, że w ostatnich dziesięcioleciach wzrósł odsetek cyklonów tropikalnych, w tym huraganów, o najwyższych kategoriach od trzeciej do piątej.
Powód, dla którego wzrost temperatury prowadzi do wzmocnienia tropikalnych burz, jest prosty. Cieplejsza woda szybciej paruje, a cieplejsze powietrze zatrzymuje więcej wilgoci. Prowadzi to do powstawania większych chmur i rosnącej sumy opadów. Wraz z pogłębianiem się zmian klimatu, tropikalne burze będą więc przynosiły coraz bardziej ulewne deszcze. Każdy stopień globalnego ocieplenia zwiększy liczbę burz o ekstremalnej dziennej sumie opadów o około 7 proc.
Wyższa temperatura morskiej wody przyczynia się także do zwiększania prędkości wiatru. IPCC szacuje, że szczytowe prędkości w najbardziej intensywnych burzach czwartej i piątej kategorii będą rosły wraz ze wzrostem globalnej temperatury. To przekłada się także na wysokość fali sztormowych towarzyszących burzom, powodujących ogromne zniszczenia na dotkniętych nimi wybrzeżach.
Paradoksalnie jednak, mimo że wiatr towarzyszące huraganom ma być coraz szybszy, będą się one przemieszczać wolniej, z wyjątkiem północnego Oceanu Indyjskiego. IPCC przytacza badania, zgodnie z którymi prędkość, z jaką huragany przesuwają się nad Atlantykiem, spadła o 17 proc. między 1900 a 2017 r. To jest jednak bardzo zła wiadomość. Wolniej przemieszczające się huragany dłużej pozostają nad danym obszarem, powodując większe zniszczenia wywołane wichurą, ulewami czy falą sztormową.
Najbardziej niszczycielskie cyklony w historii
Najbardziej śmiercionośnym cyklonem był cyklon Bhola, który w 1970 r. nawiedził Bangladesz. W jego konsekwencji zginęło ponad pół miliona ludzi. W gminie Tazumiddin żywioł zabił 45 proc. populacji.
Najbardziej kosztowne konsekwencje miał huragan Katrina, który uderzył w USA w 2005 r. i doprowadził do zalania sporej części Nowego Orleanu, oraz huragan Harvey, który w 2017 r. wywołał katastrofalne powodzie w Houston. W obu przypadkach wartość zniszczeń oszacowano na 125 mld dol.
Największe zerejestrowane fale przybojowe towarzyszyły cyklonowi Mahina, który w 1899 r. zdewastował wybrzeże australijskiej prowincji Queensland. Towarzyszące burzy fale miały 14,5 metra wysokości i wdarły się na pięć kilometrów w głąb lądu.