Bez wieści co roku przepadają ich tysiące. Co zrobić z osieroconą skarpetką?
Znikające skarpetki to temat teorii spiskowych, kłótni małżeńskich i donosów na wodociągi. Prawie każdy ma w szufladzie albo szafie strefę, w której przechowuje pojedyncze skarpetki, wierząc, że kiedyś znajdzie się ta druga do pary. To niechlubna strefa garderoby, która pokazuje, że borykamy się z tym samym problemem. Jeśli idzie o ochronę środowiska, nie jest to problem największej wagi, ale można mu poświęcić chwilę uwagi.
Brytyjscy naukowcy wyliczyli, że przeciętny mieszkaniec ich ojczyzny, żyjący średnio 81 lat, od urodzenia aż do śmierci gubi średnio 1264 skarpetki. W Polsce podobnych badań nie ma, ale założywszy, że u nas jest podobnie, a para kosztuje średnio 6 zł, to prowadzi do strat sięgających 7,5 tys. zł.
Problem jest prozaiczny i może wynikać z samej konstrukcji pralek. Podczas prania, samotna skarpetka odłącza się od reszty prania i może wpaść do przewodu odsysającego wodę. W ten sposób ląduje poza bębnem. Choć woda przedostaje się dalej, skarpetka zostaje. To nie tylko prowadzi do zubożenia naszej garderoby, ale i może uszkodzić pralkę, prowadzając do wycieku wody. A to nie tylko koszty, ale też marnowanie wody oraz ryzyko zalania sąsiada.
W 2016 r. naukowcy na zlecenie Samsunga opracowali równanie matematyczne, dzięki któremu wyjaśniono, dlaczego skarpetki się gubią. To:
L + C - (P x A)
Im wyższy wynik, tym większe prawdopodobieństwo zgubienia bielizny. L to rozmiar prania. Obliczamy go, mnożąc liczbę domowników przez liczbę prań w tygodniu. C to poziom skomplikowania prania. Aby go obliczyć, musimy pomnożyć liczbę różnych prań w tygodniu (ciemne, jasne, delikatne) razy liczbę wyprawnych skarpetek. P to jak pozytywnie podchodzimy do prania, w skali od 1 (bardzo nie lubię) do 5 (uwielbiam). To mnożymy przez A, czyli ile razy przed praniem opróżniamy kieszenie, rozwijamy rękawy i skarpetki czy obracamy ubrania na dobrą stronę. Prawdopodobnie tylko autorzy równania wiedzą, jak z niego korzystać.
Zatem jak sobie poradzić z problemem ginących skarpet? Jednym z rozwiązań jest włożenie ich do specjalnej materiałowej siatki. Detergent i woda, przechodzącprzez materiał wypiorą bieliznę minimalizując ryzyko zagubienia. To oszczędność także dla środowiska - nie trzeba kupować kolejnych par, a wraz z nimi folii i plastiku, w które są opakowane.
Co jednak jeśli już skarpetka zostanie "sierotą"? Pojedyncze sztuki możemy łączyć w pary z innymi i nosić w domu, zakładać do łóżka w chłodne dni, bądź np. wtedy, kiedy wiemy, że mogą nam się pobrudzić i przemoknąć buty.
Czysta skarpetka może posłużyć nam także jako zmiotka do kurzu. Wystarczy ją założyć na dłoń i zabrać się do porządków. Tam, gdzie ręka nie sięgnie, materiał można założyć na szczotkę.
Skarpetki pocięte w poprzek mogą służyć za gumkę do włosów (starsze czytelniczki z pewnością pamiętają, że kiedyś była nawet na to moda). Do kawałka materiału można wsadzić resztki mydła - w ten sposób nie zmarnuje się nawet jego naparstek. Skarpetki można także przerobić na ocieplacze na nadgarstki. Jeżeli już jesteśmy przy temacie ciepła - do skarpetki można włożyć suchy ryż, a następnie zaszyć. Taki termofor wystarczy tylko podgrzać w mikrofalówce.
Z pojedynczych skarpet można robić także kukiełki oraz proste zabawki. Reszta to kwestia wyobraźni dziecka. Będzie do dobra lekcja, by nauczyć je, że nic nie powinno się zmarnować.