Przygotowania do COP26, czyli jak 20 najbogatszych lekceważy resztę
Podczas szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow państwa mają wskazać, jaka będzie skala ich cięć emisji gazów cieplarnianych, by świat uniknął najgorszych konsekwencji globalnego ocieplenia. Tuż przed szczytem ma się odbyć jeszcze jedno spotkanie. Wezmą w nim udział najwięksi emitenci. Problem w tym, że na razie zgody między nimi nie ma.
Na początku listopada w brytyjskim Glasgow rusza organizowany z inicjatywy ONZ szczyt COP26. W weekend poprzedzający rozmowy w Wielkiej Brytanii, to Rzymu mają zjechać przywódcy 20 największych gospodarek świata i to, co tam ustalą może być nawet bardziej znamienne w skutkach niż szczyt w Glasgow. Państwa G20 są bowiem odpowiedzialne za 80 proc. wszystkich światowych emisji gazów cieplarnianych i ich działania dla ratowania klimatu są niezbędne.
G20 jest tymczasem podzielona w tak fundamentalnych sprawach, jak wycofywanie z węgla, czy wspólne zobowiązanie do dążenia, by ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5 st. Celsjusza. Źródła zaznajomione z przebiegiem negocjacji, na które powołuje się Reuters twierdzą, że "państwa na razie jedynie upewniają się, że ich stanowisko zostało usłyszane głośno i wyraźnie".
Dyplomaci zaznaczają jednak jednocześnie, że na tym etapie przygotowań do spotkania bezkompromisowość jest normalna, a ustępstw należy spodziewać się dopiero podczas rozmów polityków twarzą w twarz w Rzymie. Problematyczne jest jednak to, że spotkania robocze ministrów ds. energii i środowiska państw G20 odbywały się w minionych miesiącach i to wtedy powinny być wypracowane kompromisy, a ich nie ma.
Klimatolodzy twierdzą, że ograniczenie globalnego ocieplenia na poziomie 2 st. Celsjusza porównaniu z poziomem sprzed epoki przemysłowej jest niezbędne, by ograniczyć niszczycielskie skutki globalnego ocieplenia. Osiągnięciu takiego właśnie celu, a jeśli to możliwe ograniczeniu wzrostu temperatury do 1,5 st., miało służyć porozumienie zawarte w 2015 r. w Paryżu.
Emitenci zostają w domu
Ministrowie, którzy spotkali się w Neapolu nie potrafili jednak uzgodnić, czy ich kraje zdołają zgodzić się w sprawie pułapu 1,5 st. W Neapolu nie udało im się także osiągnąć jednomyślności w sprawie daty zakończenia subsydiowania paliw kopalnych, wstrzymania międzynarodowego finansowania projektów węglowych i wycofania z energetyki zasilanej węglowej.
Ponad połowa energii w Chinach jest wytwarzana z węgla. To właśnie ten kraj jest jej największym producentem, a jednocześnie najwięcej gazów cieplarnianych pompuje do atmosfery. Kraj zobowiązał się do osiągnięcia neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla do 2060 r., ale nie zobowiązał się do wstrzymania krajowej produkcji węgla.
Na szczyt do Rzymu ani zaraz potem do Glasgow nie przyjedzie chiński przywódca Xi Jinping. Na rozmowach nie stawi się także prezydent Rosji Władimir Putin. Choć takie nieobecności są sygnałem politycznym, to - zdaniem źródła Reutersa - nie wykluczają postępu w negocjacjach. Do Włoch, a później do Wielkiej Brytanii pojedzie natomiast premier Indii Narendra Modi.
Te trzy państwa są ważne, bo żadne z nich nie zobowiązało się do osiągnięcia zerowych emisji do 2050 r. Mało tego, dotąd Chiny na forum G20 były najbardziej niechętne, by deklarować zobowiązanie dotyczące ograniczenia wzrostu globalnej temperatury do pułapu 1,5 st., podczas gdy Indie są najbardziej nieprzejednane, jeśli chodzi o nie deklarowanie zerowych emisji netto do 2050 r. Chiny i Indie dotąd nie przedłożyły też w ONZ swoich nowych planów krajowych, znanych jako Nationally Determined Contributions (NDC), dotyczących tego, w jaki sposób pomogą powstrzymać zmiany klimatyczne.
Wiele innych państw krytykowało w tym tygodniu grupę G20 za łamanie swoich własnych obietnic ograniczenia emisji CO2 i zapewnienia pomocy finansowej słabszym krajom w walce ze zmianami klimatu. W tej sytuacji niesprawiedliwe jest oczekiwanie, że ubożsi partnerzy zobowiążą się do bardziej rygorystycznych celów w zakresie emisji.