Blackout w czasie arktycznego mrozu
U prawie czterech i pół miliona mieszkańców Teksasu zabrakło prądu. Natychmiast pojawiły się głosy, że przyczyną blackoutu w czasie wyjątkowo mroźnej zimy jest zamarznięcie turbin wiatraków, a w związku z tym na odnawialnych źródłach energii polegać nie można. To bzdura i świetny przykład, jak niekompetencja rodzi fake newsy.
Dla stanu, gdzie system energetyczny przystosowany jest do bardzo wysokiego zapotrzebowania na energię podczas letnich upałów, przerwy w dostawach prądu wywołały szok. Prawda jest jednak taka, że katastrofy klimatyczne, jak ta, nie tylko będą coraz częstsze, ale też dużo bardziej intensywne. Można się było na to przygotować, ale na drodze stanęła krótkowzroczność i myślenie w kategoriach "jakoś to będzie".
Zdestabilizowany klimat
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że polarne mrozy w Teksasie są dowodem na ocieplanie klimatu. Dlaczego? Wir polarny jest ograniczony przez prąd strumieniowy, który zamyka zimne powietrze w obszarze okołobiegunowym i sprawia, że nie może się ono mieszać z cieplejszym w niższych szerokościach geograficznych. Arktyka nagrzewa się mniej więcej dwa razy szybciej niż reszta planety, a to zdążyło już zdestabilizować klimat. W efekcie mroźne powietrze "wylewa" się coraz dalej na południe, podczas gdy w samej Arktyce jest wyjątkowo ciepło.
Modele wskazujące, że wraz ze zmianami klimatu może dochodzić właśnie do takich zmian, znane są od dwóch dekad, ale - jak to bywa wnioskami z badań naukowców - zostały lekceważone.
Jednocześnie wielu ludzi ludzi nie zadaje sobie trudu rozróżnienia klimatu od pogody i wciąż "wiedząc lepiej" utrzymuje, że skoro jest zimno, to znaczy, że żadnego ocieplenia nie ma. Teraz - patrząc na wydarzenia w Teksasie - ma jeszcze nowy argument, że to odnawialne źródła energii winne są kryzysowi. Jedną z takich osób jest gwiazdor telewizji Fox News Tucker Carlson, który grzmiał na antenie, że wiatraki to głupia moda, przez którą teraz zmarło z wychłodzenia co najmniej 10 osób. Tyle, że to zwyczajnie nieprawda.
Oblodzone wiatraki
Cześć wiatraków rzeczywiście zatrzymano z powodu oblodzenia turbin, ale to akurat było przewidziane i zapowiedziane przez Electric Reliability Council of Texas (ERCOT), która zarządza siecią energetyczną w całym stanie. Mało tego, choć wiatraki rzeczywiście wytworzyły mniej prądu, różnicę z odnawialnych źródeł energii udało się "nadrobić" dzięki farmom słonecznym.
Nawet, gdyby się tak nie stało, zapotrzebowanie powinny zaspokoić elektrownie jądrowe, węglowe i gazowe, albo prąd powinien popłynąć z innych stanów. Tymczasem doszło do masowej awarii. Amerykańskie media branżowe podają, że w szczytowym momencie nie działało nawet 40 proc. całego systemu. To prowadzi do głównej przyczyny blackoutu: zaniedbanej i odizolowanej sieci energetycznej w Teksasie.
Turbiny wiatrowe mogą ulegać oblodzeniu, ale problemu da się uniknąć, stosując elektryczne elementy grzejne. Dowodem, że są wiatraki na Antarktydzie, które stanowią tam niezawodne źródło dostaw energii. Nawet bez nich system powinien zadziałać.
System, jak Związek Radziecki
System nie zadziałał, bo nie ulepszano ani nie modernizowano go od dziesięcioleci. W ten sposób sieć ERCOT - jak ujął to analityk ds. energii Ed Hirs na łamach "Houston Chronicle" - zapadła się, jak Związek Radziecki. "System od lat kuśtykał z powodu niedoinwestowania i zaniedbań, aż w końcu pękł w przewidywanych okolicznościach".
Problem spotęgował fakt, że sieć w Teksasie w zasadzie prawie jest odcięta odcięta od sąsiednich stanów. To sprawia, że podczas awarii, czy zwiększenia zapotrzebowania na prąd, nie można go dokupić i przesłać od sąsiadów. Jeśli doszukiwać się zawodności energetyki ze źródeł odnawialnych, to tkwi ona właśnie w tym, że zależy od pogody. By zapewnić stałe dostawy prądu, system wymaga przygotowania i inwestycji w całą infrastrukturę.
Drogi na skróty tam nie ma, a wiara, że "jakoś to będzie", gdy klimat staje się coraz mniej łaskawy, starczać będzie na coraz krócej.
Wedle najnowszych prognoz mróz w Teksasie ma zelżeć jutro.