Polacy mogą być dumni. Pomogli ocalić rzadkiego myszojelenia
Bardzo często te ssaki nazywane są "myszojeleniami", chociaż to nazwa zupełnie luźna i kompletnie wymyślona, bez naukowego znaczenia. Tak naprawdę to kanczyl srebrnogrzbiety, krewny naszych jeleni mniejszy od zajęcy, nawet świstaków. Zyskał nową szansę dzięki Polakom i zoo we Wrocławiu.

O kanczylu srebrnogrzbietym nie wiemy niemal nic, łącznie z tym jaki jest duży. Wszelkie pomiary pochodzą bowiem od zaledwie jednego osobnika znalezionego w Wietnamie, który ważył 1,7 kg. To mniej niż zając szarak, a mówimy jednak o ssaku kopytnym. O krewnym jeleni, antylop, nawet żubrów. Maleńkim krewnym.
Wyjątkowy myszojeleń
Wszystkie kanczyle są tak niewielkie. Niekiedy nazywamy je przez to "myszojeleniami", ale ta nazwa nie ma wiele wspólnego z prawidłowym określeniem tego zwierzęcia. Jest potocznym przezwiskiem zwierząt żyjących w lasach Azji i Afryki.
To prastara grupa, jeszcze z czasów miocenu, gdy pierwsze ssaki kopytne dopiero powstawały, zapewne od tak małych form jak kanczyle.
Wśród azjatyckich kanczyli największe sięgają niespełna 5 kg - to tzw. kanczyl okazały z Malajów, Sumatry i Borneo. Kanczyl srebrnogrzbiety być może jest jednym z najrzadszych przedstawicieli tej grupy. Spotyka się go tylko w południowym Wietnamie.
Sto lat temu odkryli kanczyla i ten zniknął
Tam został odkryty w 1910 r. i... tyle. Później nie widziano go przez kilkadziesiąt lat, zatem wyglądało na to, że zwierzę tak szybko jak zostało odkryte, tak szybko wymarło.
W 1990 r. udało się jednak w Wietnamie znaleźć jednego martwego osobnika, świadczącego o tym, że kanczyle srebrnogrzbiete jednak wciąż istnieją. Świat naukowy ogarnął nawet rodzaj gorączki, organizowano wiele wypraw i niezwykłe sposoby miały pomóc w odnalezieniu w indochińskim lesie nieuchwytnego zwierzęcia. Udało się to jednak dopiero niedawno, w 2018 r.
W akcji brali udział Polacy, a konkretnie zoo we Wrocławiu. Zorganizowana zbiórka pozwoliła na sfinansowanie poszukiwań i fotopułapek. "Kanczyl srebrnogrzbiety trafił na listę 20 najbardziej poszukiwanych gatunków" - mówił wówczas podczas konferencji prasowej prezes wrocławskiego zoo Radosław Ratajszczak.

275 zdjęć wykonanych w południowym Wietnamie uwieczniło zwierzęta, a Radosław Ratajszczak uczestniczył wówczas w konsultowaniu poszukiwań. "Z miejsc bytowania tych zwierząt pobrano próbki i ostatecznie badania genetyczne potwierdziły, że sfotografowane zwierzęta to kanczyle srebrnogrzbiete. Wiemy, że żyją w maleńkim rezerwacie w środkowo-południowym Wietnamie" - mówił PAP prezes zoo.
Lokalizacja pozostała tajna w obawie przed kłusownikami. Trudno oszacować liczebność tego gatunku, ale najprawdopodobniej liczba nie przekracza 100. "To jeden z niewątpliwych sukcesów naszego zoo, że przyłożyliśmy się do tak istotnych działań. W tej chwili już powstaje projekt ochrony tego gatunku. Wrocławskie zoo będzie go również wspierało finansowo" - zapowiedział Radosław Ratajszczak.
Nowy ośrodek w Wietnamie powstał dzięki polskiemu zoo
Teraz zoo we Wrocławiu opublikowało film, na którym widać nowo powstały w Wietnamie ośrodek hodowli zachowawczej kanczyla srebrnogrzbietego w Parku Narodowym Nui Chua. Kompleks jest imponujący, a przy wejściu zamieszczono nawet logo zoo we Wrocławiu i podziękowania.
W ośrodku znajdują się wybiegi z posadzoną miejscową roślinnością, zaplecze weterynaryjne i rehabilitacyjne. Na ścianach nowych budynków widać obrazy ze zdjęciami kanczyli z fotopułapek. "Ośrodek jest gotowy do zaopiekowania się zwierzętami" - deklarują jego twórcy.
"Dziś wiemy o pięciu dzikich populacjach kanczyla srebrnogrzbietego. Ale lasy są nadal pełne wnyków, a presja człowieka nie maleje. Dlatego w 2024 r. postanowiliśmy pomóc jeszcze bardziej, przekazując środki na budowę ośrodka i dzisiaj możemy się pochwalić przed wami miejscem, które daje temu niezwykłemu gatunkowi realną szansę na przetrwanie
Ma to ocalić możliwe populacje kanczyla w Wietnamie i być może w sąsiednim Laosie albo Kambodży od wyginięcia z powodu presji człowieka, wycinki lasów i kłusownictwa.