Czy Stany Zjednoczone spowolnią zieloną transformację?
Fala ceł ogłoszona przez prezydenta Donalda Trumpa wstrząsnęła globalnym rynkiem energii. Wbrew intencjom może to przyspieszyć transformację energetyczną na świecie — ale niekoniecznie w samych Stanach Zjednoczonych.

Na początku kwietnia 2025 roku prezydent Donald Trump ogłosił wprowadzenie uniwersalnej 10-procentowej taryfy celnej na importowane do USA towary. W przypadku niektórych krajów, takich jak Wietnam, stawka sięga aż 46 procent. Nowa polityka handlowa wywołała falę reakcji i kontrceł, a globalny porządek gospodarczy zachwiał się niczym wieża z klocków Jenga - jak ujął to Dan Gearino z Inside Climate News.
Mimo że znaczna część ceł została następnie zawieszona (choć globalna stawka 10 proc. pozostała), wśród największych poszkodowanych znajdują się producenci i instalatorzy odnawialnych źródeł energii w USA. „To coś, czego nie da się osłodzić. Jeśli jesteś deweloperem lub instalatorem, twoje życie właśnie stało się znacznie trudniejsze” - ocenił w rozmowie z portalem Tyler Norris, ekspert z Duke University i były wiceprezes dużej firmy z branży OZE.
Wzrost kosztów importu paneli słonecznych, turbin wiatrowych i komponentów do magazynów energii grozi opóźnieniami w projektach oraz wycofywaniem się inwestorów. „Nie ma sensu inwestować, gdy ceny szybują, a zasady gry zmieniają się z tygodnia na tydzień” - pisał Gearino.
Stabilność jako nowa waluta energetyki
Paradoksalnie, amerykańska niestabilność może skłonić inne kraje do przyspieszenia własnych inwestycji w odnawialne źródła energii. „Świat opiera się na imporcie paliw kopalnych w ramach Pax Americana. Gdy Trump to destabilizuje, państwa zaczną szukać lokalnych źródeł energii - czyli OZE i elektryfikacji” - tłumaczył Kingsmill Bond, analityk think tanku Ember z Londynu.
Tę tezę potwierdza również raport The New Joule Order, przygotowany przez Jeffa Currie’go, stratega ds. energii w firmie inwestycyjnej Carlyle. Currie wskazuje, że to nie zmiany klimatyczne, ale potrzeba bezpieczeństwa energetycznego będzie głównym motorem transformacji energetycznej. Kraje chcą uniezależnić się od ryzyk handlowych, politycznych i finansowych - i to właśnie odnawialne źródła im to umożliwiają.
„Paliwa kopalne (węgiel, ropa i gaz ziemny) są atrakcyjne, dopóki można nimi handlować. Gdy handel staje się zagrożony, przewagę zyskują źródła lokalne” - napisał Currie. Jego zdaniem obserwujemy właśnie „szczyt handlu ropą” - państwa będą w coraz większym stopniu inwestować we własną energetykę jądrową i odnawialną.
Europa i Chiny przyspieszają, USA zwalniają
Unia Europejska i Chiny już od lat inwestują w zieloną transformację, ale nowe globalne napięcia mogą ich dodatkowo zmotywować. „To, co dla USA oznacza chaos, dla innych krajów może być impulsem do zwiększenia niezależności energetycznej” - zauważył Bond.
Tymczasem Stany Zjednoczone ryzykują zahamowaniem. Szczególnie mocno uderzy to w sektor fotowoltaiki. Średnia cena paneli w USA wynosi obecnie 33,7 centa za wat, podczas gdy w Chinach - 10,1 centa. To efekt m.in. wcześniejszych ceł i ograniczeń, które prezydent Trump zapowiedział jeszcze bardziej zaostrzyć.
Dodatkowo, niepewność co do przyszłości ulg podatkowych, takich jak obowiązujący w USA Investment Tax Credit (ITC), wprowadza atmosferę zawieszenia. „Jesteśmy w stanie oczekiwania: co się wydarzy? Ta niepewność jest trudniejsza niż jakakolwiek decyzja” - przyznała Emily Walker z EnergySage, platformy poświęconej energetyce słonecznej.

Rosnące ceny i zmieniające się rynki
Ceny paneli słonecznych na świecie zaczęły ponownie rosnąć. Po zeszłorocznej nadprodukcji, która zaniżyła ceny, popyt wewnętrzny w Chinach spowodował odbicie. Chińczycy produkują energię z promieni słonecznej co raz chętniej, skutkiem czego inni muszą płacić więcej za elektrownie fotowoltaiczne. Według prognoz firmy Wood Mackenzie, ceny będą nadal rosły, choć nie wrócą do rekordowych poziomów.
W USA jednak wzrost cen jest bardziej gwałtowny, głównie przez cła i rosnące koszty importu z Azji Południowo-Wschodniej. Co ciekawe, mimo tych zmian, ceny instalacji dachowych dla klientów indywidualnych pozostają stabilne. Firmy instalatorskie wciąż absorbują podwyżki i obniżają swoje marże, nie przerzucając własnych kosztów bezpośrednio na konsumentów.
Ale sytuacja ta może się szybko zmienić, jeśli dojdzie do dalszego ograniczania ulg podatkowych lub eskalacji ceł. Branża odnawialna w USA staje dziś w obliczu jednej z największych prób od dekady.
Wyspa wśród archipelagu
Raport firmy naftowej Shell z 2021 roku, przywołany przez ekonomistę Gernota Wagnera z Columbia University, przewidział trzy scenariusze przyszłości energetycznej. Jeden z nich, nazwany “wyspami”, zakładał wzrost nacjonalizmu, osłabienie globalnej współpracy i lokalne ścieżki transformacji.
„To właśnie ten scenariusz teraz się realizuje” - ocenił Wagner w rozmowie z Gearino. „Nic z tego nie ma sensu. Wszyscy będziemy biedniejsi. Planeta będzie gorętsza”.
Wagner przyznał, że choć przejście na czystą energię jest nieuniknione, działania administracji Trumpa mogą je znacząco spowolnić. Szczególnie uderzą w krajowych producentów i deweloperów, którzy już dziś działają na granicy opłacalności.
„Amerykańska branża OZE zostanie zatrzymana. Świat będzie iść dalej, ale USA mogą zostać z tyłu” - podsumował Bond.
W poszukiwaniu nowej równowagi
Mimo trudności, długofalowe skutki obecnych turbulencji mogą przyspieszyć globalne zmiany. Inwestorzy coraz częściej patrzą nie tylko na koszt wytworzenia energii, ale także na bezpieczeństwo dostaw. „Wszystkie zużywane dżule energii są takie same. Różni się tylko sposób ich produkcji” - pisał Currie w raporcie Carlyle.
W tym nowym porządku inwestorzy i rządy będą premiować systemy mniej zależne od globalnego handlu: energię jądrową, OZE i magazyny energii. Cła mogą więc, paradoksalnie, wzmocnić lokalne rynki zielonej energii - choć kosztem krótkoterminowych zawirowań i wyższych cen.
„Transformacja energetyczna właśnie przyspiesza - nie ze względu na klimat, ale ze względu na bezpieczeństwo” - podkreślił Currie. Taka zmiana optyki może być kluczem do nowego etapu globalnej transformacji, nawet jeśli USA na razie w nim nie będą pełnić roli lidera.