W polskim mieście truto psy, koty i ptaki. Urzędnik stanął przed sądem
W Siemiatyczach w środę rozpoczął się proces samorządowego urzędnika oskarżonego m.in. o niedopełnienie obowiązków. Sprawa jest następstwem śledztwa dotyczącego śmiertelnego trucia m.in. ptaków drapieżnych, psów i kotów w gminie Drohiczyn.
Śledztwo w sprawie ruszyło w 2020 r. Oskarżony jest urzędnikiem w urzędzie miejskim w Drohiczynie. W okresie, którego dotyczą zarzuty, pełnił tam funkcję inspektora ds. ochrony środowiska.
Drohiczyn. Urzędnik przed sądem ws. trucia zwierząt
Według przyrodników proceder mógł się ciągnąć nawet od 2017 r. W okolicy Drohiczyna ktoś rozrzucał mięso z trucizną w środku. Po jego przebadaniu okazało się, że w środku był środek ochrony roślin wycofany w Polsce. Po spożyciu mięsa ginęły ptaki drapieżne, ale także psy i koty domowe.
W związku ze zgłaszanym przez mieszkańców masowym truciem zwierząt, jak też związanych z ujawnieniem rannych zwierząt objętych ochroną gatunkową urzędnikowi zarzucono niedopełnienie obowiązków. Miał też składać fałszywe zeznania, co w konsekwencji doprowadziło do udaremnienia postępowania karnego, a także podżegać inne osoby do uśmiercania zwierząt.
59-letni oskarżony w śledztwie nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. W środę przed sądem odmówił składania wyjaśnień. Oskarżycielami posiłkowymi w sprawie są osoby, których psy zostały śmiertelnie otrute.
Zeznający w środę przed sądem oskarżyciel posiłkowy mówił, że w urzędzie w Drohiczynie rozmawiał z obecnym oskarżonym. Z tej rozmowy wynikało - jak zeznawał - że urząd wie o przypadkach trucia zwierząt i próbuje ustalić, kto to robi, ale bez zawiadamiania policji.
"Usilnie prosiliśmy urzędnika, żeby się tym zajął. Odpowiedzi były zdawkowe, wyślizgiwał się jak mydło. Ta trucizna była na terenie miasta, tam chodzą ludzie, dla nas był to fakt przerażający" - mówił.
"Nie ma takiej opcji, żeby ktoś do mnie zadzwonił, a ja bym odmówił pomocy rannemu ptakowi" - mówił oskarżony w toku śledztwa. Przyznał, że dostał zawiadomienie o znalezieniu kawałków - prawdopodobnie słoniny - po zjedzeniu których śmiertelnie zatruł się pies osób zawiadamiających.
Mówił, że ustawił fotopułapkę, ale nie było żadnego zapisu. Wyjaśniał też wtedy, że urząd w Drohiczynie nie ma pieniędzy ani możliwości prawnych, by dokonać badań takiego znaleziska i potwierdzić zawartość substancji trującej.
