Polska tama okazała się wielkim bublem. "6 mln zł wyrzuconych w wodę"
O tym, że w gospodarce wodnej Polski jest wiele do poprawy, wiadomo od dawna. Zapora w Wilkowicach koło Bielska-Białej jest tego doskonałym przykładem. Podczas jej budowy utopiono 6 mln zł, a na demontaż trzeba było wydać kolejne 2 mln zł - ocenia w najnowszym raporcie Najwyższa Izba Kontroli (NIK). Nie licząc kosztów licznych ekspertyz, ewakuacji mieszkańców i "zarządzania" obiektem. Wówczas łączny koszt prawdopodobnie okazałby się znacznie większy. Inwestycja to "6 mln zł wyrzuconych w wodę" - oceniła NIK.
Zbiorniki zaporowe pełnią liczne funkcje. Najczęściej jeden obiekt spełnia minimum dwie, a nawet więcej. To m.in. ochrona przeciwpowodziowa, zapewnienie wody pitnej, wytwarzanie energii elektrycznej, turystyka i rekreacja.
Zapora w przylegających od południowego wschodu do Bielska-Białej Wilkowicach pełniła dwie funkcje: miała zapewnić miejscowej ludności wodę pitną i chronić ich przed powodzią.
Tama została zbudowana w 2012 r. i oddana do użytku 30 czerwca 2014 r. "Komisja odbiorowa stwierdziła m.in. że: obiekt może być właściwie eksploatowany, inwestycja została wykonana zgodnie z projektem budowlanym oraz zmianami nieodstępującymi od niego w sposób istotny, odpowiada przeznaczeniu i jest gotowy do użytku" - poinformowała w raporcie Najwyższa Izba Kontroli (NIK).
W sierpniu tego samego roku Śląski Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego wydał pozwolenie na użytkowanie obiektu, a miesiąc później Marszałek Województwa Małopolskiego udzielił Śląskiemu Zarządowi Melioracji i Urządzeń Wodnych pozwolenia wodnoprawnego.
Ze zbiornikiem od samego początku były problemy
"To zapora ziemna, co w górach jest dość nietypowe, ponieważ tam zazwyczaj buduje się zapory betonowe. Ma długość 106 metrów, wysokość 10 metrów i szerokość 5,6 metra. Już w momencie pierwszego hydraulicznego obciążenia zbiornika i zapory, czyli napełnienia go wodą, okazało się, że ta woda ucieka. Przystąpiono do prac ratujących, uszczelniono dno, które zostało pokryte membraną i polepszono uszczelnienie korpusu zapory czołowej. Nie przyniosło to jednak efektu" - wskazał w rozmowie z PAP dr Michał Habel, prof. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, pomysłodawca monitoringu i kierownik zespołu badaczy obserwujących proces rozbiórki zapory wodnej.
Ciągłe awarie uniemożliwiały jej normalne funkcjonowanie, a zarządzanie w zasadzie ograniczało się do napełnienia zbiornika w minimalnym stopniu i "nieustannym poszukiwaniu trudnych do stwierdzenia błędów oraz sposobów likwidacji ich skutków".
Co gorsza, zamiast pomóc mieszkańcom, zbiornik stanowił dla nich realne zagrożenie, o czym przekonano się trzykrotnie - w październiku 2016 r., we wrześniu 2017 r. i maju 2019 r. Wówczas po intensywnych opadach deszczu zbiornik w niekontrolowany sposób napełnił się, a napór wody powodował dodatkowe uszkodzenia - pęknięcia, osunięcia, przesiąki i wypływy wody pod ciśnieniem. Podczas ostatniego z wymienionych zdarzeń sytuacja była na tyle poważna, że sztab kryzysowy w Wilkowicach zarządził ewakuację mieszkańców.
Po tej sytuacji Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie uznało, że dalsze funkcjonowanie zbiornika jest wykluczone. Lokalne władze i Spółka Wodociągowa w Wilkowicach były przeciwne rozbiórce, ale ich skargi zostały oddalone.
"Istotne braki i błędy" w projekcie
"Zdaniem NIK, liczba zmian w projekcie i analiza przeprowadzona przez ekspertów po wybudowaniu tamy wskazują na to, że dokumentacja projektowa w pierwotnym kształcie zawierała istotne braki i błędy", poinformowała NIK w najnowszym raporcie.
W jednej z ekspertyz, wykonanej przez Politechnikę Wrocławską autorzy przyznali, że choć lokalizacja zbiornika została wybrana poprawnie, to również zauważyli, że wybór zapory ziemnej pozostawiał wiele do życzenia. Bardziej odpowiednia byłaby tu zapora betonowa. Dokumentacja geologiczno-inżynierska została wykonana w trakcie długotrwałej suszy i nie zawierała żadnej wzmianki o zachowaniu podłoża w okresie występowania opadów atmosferycznych. Ponadto plac budowy nie miał odpowiedniego zabezpieczenia przed wezbraniami potoku Wilkówka, a wykonawca, wbrew przepisom, podczas opadów nie przerwał prac.
Urzędnicy dodają też, że "w ocenie Izby za błędy popełnione podczas jej projektowania i realizacji odpowiada nieistniejący już Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach. Należyte wykonanie inwestycji w istniejących warunkach terenowych i geologicznych wymagało najwyższej staranności na wszystkich etapach - projektowania, realizacji i eksploatacji, której nie dochowano. W efekcie doszło do utraty 6 mln zł, które przeznaczono na prace budowlane".
Podsumowując, na nieprawidłowo funkcjonujący zbiornik wraz jego rozbiórką wydano ponad 8 milionów złotych i to podkreślmy jeszcze raz, nie wliczając dodatkowych kosztów związanych z jego funkcjonowaniem, ekspertyzami i kosztami środowiskowymi, takimi jak np. uwalnianie z materiału wodorotlenku wapnia, który podwyższa pH wody i w dłuższej perspektywie może mieć wpływ na żyjące w potoku (lub nawet niżej, w Wiśle) ryby.