Polacy pomagają zwierzętom w Chersoniu. Apelują o uproszczenie procedur

Magdalena Mateja-Furmanik

Wysadzenie tamy w Nowej Kachowce w obwodzie chersońskim w Ukrainie doprowadziło na gigantycznej katastrofy ekologicznej, porównywalnej do katastrofy w Czarnobylu. Na miejsce postanowili udać się wolontariusze z Polski, by nieść pomoc najsłabszym - zwierzętom. Niestety skomplikowane procedury przekraczania granic znacznie utrudniają im pracę.

Szacuje się, że skala katastrofy w Nowej Kachowce jest porównywalna do katastrofy w Czarnobylu.
Szacuje się, że skala katastrofy w Nowej Kachowce jest porównywalna do katastrofy w Czarnobylu. Mykhaylo Palinchak/SOPA Images/LightRocket Getty Images

Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt (DIOZ) od lat pracuje na rzecz dobra zwierząt w Polsce i nie tylko. Członkowie praktycznie organizacji codziennie odbierają zagłodzone, skatowane czy chore zwierzęta, leczą je z własnych środków i zbiórek, a następnie walczą o ukaranie sprawcy w sądzie.  

Problem na granicy 

Dwóch członków DIOZ-u - Marcin i Wojtek - ruszyło do Chersonia, by mimo bomb, które często słychać na udostępnianych przez nich materiałach, przemierzać zalane tereny pontonem i ratować zwierzęta. Byli to pierwsi Polacy, którzy dotarli w ten rejon Ukrainy z pomocą. Właścicielom zwierząt, którzy zdecydowali się na pozostanie na miejscu, zostawiają karmę.

Niektóre zwierzęta wymagają jednak specjalistycznego leczenia. W związku z tym muszą być przewiezione do Polski, co w świetle obecnych przepisów jest bardzo skomplikowane. Niestety obecnie Polacy, którzy chcą przekroczyć granicę ze zwierzętami, są cofani z powrotem na obszar konfliktu.

Brak uproszczonych procedur na granicy utrudnia pracę wolontariuszy, którzy opłacają pomoc z własnej kieszeni. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe

Zwierzęta muszą przejść 30-dniową kwarantannę oraz przejść badania krwi, które przeprowadzi laboratorium spoza Ukrainy, aby uzyskać zgodę na wjazd. Z tego względu koszt ratowania jednego zwierzęcia wzrasta aż o 800zł.    

"Musimy stawić czoła wyzwaniu, które w pewnym sensie jest gorsze niż rosyjskie kule - mamy do czynienia z walką z naszym własnym rządem, który w sposób niewytłumaczalny postanowił zatopić nas w biurokracji i maksymalnie utrudnić ratowanie zwierząt z Ukrainy" - wskazuje DIOZ. W związku z tym apeluje o uproszczenie procedur.

Petycja do premiera

Inspektorat wystosował petycję do premiera, pod którą aktualnie zbiera podpisy. Domaga się przywrócenia uproszczonych procedur, które już wcześniej zdały egzamin.

"Warto zwrócić uwagę na fakt, że uproszczona procedura przekraczania granicy ze zwierzętami działała przez wiele miesięcy i nie spowodowała żadnego zagrożenia dla obywateli Europy" - zauważają w petycji.  "Blokowanie teraz wjazdu zwierząt wydaje się być aktem obojętności wobec ofiar, niemającym oparcia w rzeczywistych zagrożeniach. Jest to krok wstecz, który podważa nasze zobowiązanie do ochrony i wsparcia tych, którzy najbardziej tego potrzebują". 

Pracownicy DIOZ swoje interwencje przeprowadzane w sposób bezkompromisowy, dokumentują i udostępniają na Instagramie, co przyniosło im ogromną popularność, a także większe środki. Inspektorat utrzymuje się głównie z dobrowolnych wpłat obserwujących, których ci nie szczędzą ze względu na transparentność ich wydatkowania. 

Z tego względu do tej pory DIOZ zdołał postawić duży ośrodek w Pietrzykowie, gdzie dysponuje specjalistycznym sprzętem, kadrą specjalistów i jest w trakcie budowy szpitala dla zwierząt. Inspektorat przejął również okryte złą sławą schronisko w Wojtyszkach, które zaczął modernizować. 

Na tym jednak ich działalność się nie kończy. Po wybuchu wojny na Ukrainie, gdy było to możliwe i względnie bezpieczne, DIOZ wyruszył na miejsce pomagać zwierzętom. Teraz, po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce postanowił ponownie ruszyć z pomocą.

"Wydarzenia": Do poznańskiego zoo trafiły dzikie zwierzęta z UkrainyPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas