Patodeweloperka. Znaki szczególne: nie ma prywatności, nie ma drzew, ale tuje są
Zaglądanie sąsiadom do okien kojarzy się nie tylko z filmem Alfreda Hitchcocka pt. "Okno na podwórze". Brak prywatności, ale i mało przyjazne naturze (oraz człowiekowi) standardy to cechy szczególne patodeweloperki.
Patodeweloperka i betonoza - pojęcia ukute nie tak dawno temu odnoszą się do problemu nie tylko mieszkaniowego i przestrzennego, ale i zdrowotnego, bo dotyczą również stanu zdrowia Polaków. Bo tam, gdzie nie ma zieleni i drzew, żyje się dużo ciężej.
"Deweloper położył na tym łapę" - można słyszeć często to zdanie z ust Polaków. I rzeczywiście trudno nie zauważyć rosnącego od wielu lat trendu polegającego na obsesyjnym zabudowywaniu miast oraz mniejszych miejscowości, typowymi dla tej "mody" blokami, domami i osiedlami wielorodzinnymi.
Patodeweloperka, podobnie jak inne słowa z przedrostkiem "pato" (skrót od słowa patologia) wskazują na quasi zjawiska i postawy, które nas otaczają. Nie bez powodu internauci nazywają ten styl mieszkaniowy "obozowym". "Modelowy obóz koncentracyjny w Dachau..." - pisał jeden z internautów na fanpage'u "Polskie obozy mieszkaniowe".
Idealny dla singla, studenta, pary, rodziny, seniora - tylko nie ma prywatności
Patodeweloperka charakteryzuje się po pierwsze stosunkowo niskim nakładem kosztów deweloperów przy równoczesnym zarobku, który ma wynieść jak najwięcej. Schemat ten przypomina realia rządzące przemysłową hodowlą zwierząt i masową produkcją w ogóle. Rozwiązania nazywane patodeweloperskimi są niepraktyczne, drogie i często niekomfortowe. Betonowe budynki patodeweloperskie powstają w różnych lokalizacjach - nie tylko w miastach, ale i na wsiach, na przedmieściach i tam, gdzie do tej pory ziemia nie była skażona tym rodzajem budownictwa, będącego zarazem podejściem charakterystycznym dla późnego kapitalizmu - "opłaca się? Tak ma być". Patodweloprskie domy i bloki powstają również pomiędzy tymi "normalnymi", co podkreśla różnicę pomiędzy podejściem do rynku nieruchomości.
Klitki, nazywane kawalerkami, małe powierzchnie (na wzór maleńkich chińskich pomieszczeń), późniejsze trudności z aranżacją domu, mikroskopijne ogródki i balkony (o ile w ogóle są), małe place zabaw, jedno drzewo, ławka, wysoki mur. Tak można wyobrazić sobie realia osiedla patodeweloperskiego.
Wisienką na torcie jest też uwielbiana przez Polaków tuja. Wielki Słownik Języka Polskiego sklasyfikował już zwyczaj sadzenia tych roślin iglastych i opisał terminem używanym coraz częściej - tujozą.
Co jeszcze jest złego w patodewloperce? To, że wypacza po części naturalne potrzeby człowieka do życia w spokoju i ciszy, w wystarczająco komfortowej przestrzeni, z dala od okien sąsiadów, ale za to wśród zieleni. Niestety według wielu deweloperów nie ma mieszkań, w których ktoś nie chciałby zamieszkać. A my, płacąc, utwierdzamy ich w tym przekonaniu.