Klastry energetyczne: To się opłaca
Rosnące ceny energii motywują przemysł do budowy własnych nisko- lub zeroemisyjnych źródeł zasilania. Ale rozwiązaniem mogą też być bezpośrednie umowy między przedsiębiorstwami a producentami zielonej energii, których wynikiem byłoby tworzenie klastrów energetycznych. Producent energii ma zagwarantowany zbyt, a odbiorca - zapewnione dostawy na określonych warunkach. W dodatku wszystko dzieje się bez obciążania sieci przesyłowych.
Przemysł energochłonny od lat budował własną energetykę. W pobliżu zakładów powstawały elektrociepłownie. Produkowana tam energia elektryczna trafiała do przedsiębiorstw, a ciepło - do odbiorców komunalnych. W wyniku zachodzących zmian w energetyce proces ten przyspieszy, przy czym uwaga firm skupi się na odnawialnych źródłach energii.
Już teraz wiele firm deklaruje, że będzie budować instalacje słoneczne bądź wiatrowe, by zapewnić sobie jak największe wolumeny zielonej energii. To tym bardziej istotne, że szykuje się wyraźny wzrost cen uprawnień do emisji CO2. W 2030 roku mogą one kosztować nawet 60-70 euro za tonę.
Ale nie wszystkie tego typu działania trzeba podejmować samodzielnie. Zdaniem Radosława Żydoka, dyrektora departamentu analiz regulacyjnych i strategicznych w KGHM, korzystnym rozwiązaniem może być tworzenie klastrów energii. Podstawą byłby zakład przemysłowy jako stabilny odbiorca dużych wolumenów energii. Energia pochodziłaby z lokalnego źródła OZE należącego do wytwórcy energii, zlokalizowanego w bezpośrednim sąsiedztwie zakładu. Warunki takiej współpracy byłyby określone umową długoterminową.
Z punktu widzenia dostawcy to istotne, by mieć zapewniony zbyt dużych wolumenów energii. A to gwarantują zakłady produkcyjne, szczególnie te energochłonne, jak KGHM, który jest drugim pod względem wielkości konsumentem energii w Polsce z rocznym zużyciem 2,8 TWh.
Żydok zwraca uwagę, że przedsiębiorstwa powinny elektryfikować procesy produkcyjne, by w jak największym stopniu wykorzystać potencjał takiej współpracy i radykalnie obniżyć emisję CO2. W sektorze metali nieżelaznych dzięki elektryfikacji możliwa jest do 2050 roku redukcja emisji nawet o 81 proc.
Tworzenie klastrów byłoby korzystne, bo odciążałoby sieci przesyłowe, które wymagają ogromnych inwestycji. Energia byłaby produkowana i zużywana na miejscu. Do pełnego sukcesu brakuje jedynie dobrej technologii magazynowania energii, bo OZE są niestabilne, a zakłady potrzebują stałych dostaw prądu.
Klastry to również korzyść dla państwa. Polska musi wywiązać się z ambitnych unijnych celów związanych w redukcją emisji, a elektryfikacja procesów przemyśle i zwiększenie wolumenu dostaw zielonej energii zdecydowanie poprawiałoby statystyki w skali całego kraju. W dodatku w przypadku takiego rozwiązania to podmioty prywatne finansowałyby transformację.
Żydok zwraca uwagę, że potrzebny jest system zachęt, impuls wyzwalający tworzenie takich klastrów. Pomocne z punktu widzenia przemysłu byłoby uproszczenie podstępowań administracyjnych i przyłączania do sieci nowych źródeł, ale też preferencje kredytowe i podatkowe, a także skierowanie na klastry części strumieni pieniędzy unijnych. Wskazał też na potrzebę zmian regulacyjnych.
Żeby przyzakładowe OZE mogły się rozwijać, konieczne jest też zliberalizowanie zasady 10H, która w tej chwili blokuje rozwój wiatraków na lądzie. W obecnych warunkach najpopularniejszą opcją jest budowanie farm słonecznych, z czego korzystają takie firmy jak właśnie KGHM.
Monika Borkowska
***Trwa wielka loteria na 20-lecie Interii!
Weź udział i wygraj! Każdego dnia czeka ponad 20 000 złotych - kliknij i sprawdź