Zabrali sokołom ich jaja, bo nie było matki. Ta nagle wróciła. Co teraz?
Kilka dni temu zapadła decyzja, by z gniazda sokołów wędrownych we Wrotkowie w Lublinie zabrać złożone jaja. Przez kilka dni nie wróciła bowiem do niego samica i samiec sam je wysiadywał. Przyrodnicy uznali, że sokolicy coś się stało, a nie ma szans, by partner sobie poradził w pojedynkę z wysiedzeniem i wychowem młodych. Jaja zostały zatem wybrane z gniazda. I wtedy samice nagle wróciła!
Gniazdo bezcennych w naszej przyrodzie sokołów wędrownych na kominie elektrociepłowni Wrotków w Lublinie istnieje od 2015 roku. Jest obserwowane dzięki zamontowanym kamerom przez przyrodników i wielu miłośników ptaków. Dzięki temu dość szybko zauważono brak samicy w gnieździe. Od pewnego czasu jaja wysiadywał tylko samiec. Trwało to już od 40 godzin, co sugerowało, iż sokolica zginęła. Matki nie zostawiają gniazda na tak długo. Dlatego zapadła decyzja, by jaja zabrać.
Część miłośników przyrody sugerowała w dyskusjach w mediach społecznościowych, by dać ojcu szansę, ale zdaniem fachowców, jego szanse na samodzielne wysiedzenie jaj, wykarmienie siebie i piskląt były bardzo słabe. Potrzebował partnerki, która przepadła. Po niemal dwóch dobach samotnej walki ojca o jaja zostały mu one odebrane i przekazane do zastępczej rodziny. Było to w tym wypadku Nadleśnictwo Garwolin między Lublinem a Warszawą.
Nadleśnictwo donosi, że cztery lubelskie jajka trafiły już do inkubatora do leśniczego Jarosława Przydacza, który jest doświadczonym sokolnikiem. Po prześwietleniu jaj okazało się, że jedno z nich było niezalężone, a w pozostałych trzech pisklęta właśnie zaczynają się kluć. Ten proces internauci mogli obserwować np. na Facebooku, gdzie Nadleśnictwo Garwolin pokazywało rozwój jaj i piskląt.
Tu można zobaczyć, jak wyglądało wykluwanie się sokolich piskląt:
A tutaj już znajduje się film z karmienia młodych sokołów wędrownych z Lublina:
Niezwykły zwrot. Matka jednak wróciła do domu
Młode przyszły na świat i wtedy nastąpił gwałtowny zwrot całej historii. Oto bowiem po kilku dniach niewytłumaczalnej i nietypowej dla sokołów nieobecności do gniazda na lubelskim Wrotkowie wróciła Wrotka, czyli matka piskląt. Jak czytamy na profilu Nadleśnictwa Garwolin: "Sytuacja jest bardzo nietypowa, gdyż nie wiadomo co spowodowało tak długą absencję samicy w gnieździe. Niestety oddanie w tej chwili młodych do gniazda nie jest dobrym pomysłem, bo nie wiemy jak zachowa się Wrotka, co zrobi druga kręcąca się w okolicy samica i co na to wszystko samiec. Zbyt dużo niewiadomych, a jeśli podłożymy do gniazda młode, nie będzie już czasu na reakcję, gdyby coś poszło nie tak. Padł więc pomysł, żeby podłożyć do gniazda inne jajka i zobaczyć jaka będzie sytuacja. Jeśli samica będzie kontynuować wysiadywanie - oddamy jej pisklęta najszybciej jak to będzie możliwe. Bo wykluły się już wszystkie.".
Trzeba przyznać, że to niezwykła historia. Samiec imieniem Czart był już bowiem blisko związku z nową samicą Ziutą. Po powrocie Wrotki, ta odpuściła. Przyrodnikom udało się podłożyć ptakom atrapy jaj, więc samica na nich siedzi, a jej partner poluje. Plan zakłada, że niebawem i to dość szybko wyklute już dzieci zwierząt zostaną im podrzucone i być może sokoły się nie zorientują, że ktoś ingerował w ich gniazdo. Jeśli się powiedzie, para sokołów sama odchowa pisklęta i nauczy je funkcjonowania w świecie.
Obecność sokołów wędrownych na kominie elektrociepłowni takiej jak Wrotków może zaskakiwać, ale jest normalna. Sokoły gnieżdżą się tam gdzie wysoko. Budynki miejskie, nawet drapacze chmur, a także kominy i wysokie platformy zakładów przemysłowych imitują im urwiska, skały i wysokie drzewa, na których gniazdowały wcześniej. Stąd obserwują okolicę i polują na liczne ptaki zbierające się w okolicach miast, zwłaszcza gołębie, mewy, kawki czy kaczki. Elektrociepłownia Wrotków w Lublinie to jedno z takich miejsc.