Pingwiny na Antarktydzie zagrożone. Ptasia grypa jest coraz bliżej

Pandemia ptasiej grypy rozlała się już niemal na cały świat. Jednym z ostatnich nietkniętych lądów jest dziś Antarktyda. Ale naukowcy ostrzegają, że 100 mln żyjących tam ptaków wkrótce znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Najnowsze badania wskazują, że ptasią grypą są już zagrożone nawet pingwiny na Antarktydzie
Najnowsze badania wskazują, że ptasią grypą są już zagrożone nawet pingwiny na Antarktydzie123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Pandemia ptasiej grypy, szalejąca wśród dzikich i hodowlanych ptaków od trzech lat, zabija zwierzęta na niemal wszystkich kontynentach. Po zdziesiątkowaniu populacji ptaków w Europie, Afryce i Azji, przeskoczyła ocean i spowodowała najgorszy w historii pomór ptaków w Ameryce Północnej.

Pingwiny na Antarktydzie cierpią na ptasią grypę

Pandemiczny wirus spowodował w USA śmierć ponad 60 mln ptaków hodowlanych. W przeciwieństwie do poprzednich wersji wirusa ptasiej grypy, ten rozprzestrzenił się także na niektóre gatunki dzikich ssaków.

Jesienią ubiegłego roku wirus znany jako H5N1 dotarł do Ameryki Południowej. Pandemia rozwijała się wzdłuż wybrzeży Pacyfiku. W samym Peru i Chile zabiła ponad 500 tys. ptaków morskich i 25 tys. ssaków - głównie uchatek. Naukowcy obawiają się, że, przesuwając się na południe, wirus dotrze wkrótce na Antarktydę, która, obok Australii, jest dziś jedynym kontynentem wolnym od zarazy.

"Negatywny wpływ tego wirusa na dziką przyrodę Antarktyki może być ogromny - prawdopodobnie gorszy niż na przyrodę Ameryki Południowej" - ostrzega opublikowany niedawno raport.

Na Antarktydzie i otaczających ją wyspach rozmnaża się ponad 100 mln ptaków, a w okolicznych wodach żyje wiele ssaków morskich. Niektóre z tych gatunków, w tym pingwin cesarski i foka antarktyczna, gromadzą się w dużych koloniach. "A to może być przepis na katastrofę" - mówi dziennikowi "New York Times" dr Ralph Vanstreels, badacz dzikiej przyrody w Ameryce Łacińskiej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis. "Możemy mieć do czynienia z wielką liczbą ofiar śmiertelnych".

Oprócz pingwinów ptasia grypa stwarza zagrożenie także m.in. dla antarktycznych fok
Oprócz pingwinów ptasia grypa stwarza zagrożenie także m.in. dla antarktycznych fok123RF/PICSEL

Szybka pandemia

Pandemia rozprzestrzenia się błyskawicznie, a wirus najprawdopodobniej jest roznoszony przez migrujące na duże odległości ptaki. Pierwsze przypadki ptasiej grypy w Ameryce Południowej odnotowano w październiku 2022 r. W ciągu zaledwie trzech miesięcy rozprzestrzenił się od Kolumbii po Chile.

Dokładnie żniwo choroby jest trudne do ustalenia, ale w regionach dotkniętych pandemią znaleziono setki tysięcy martwych ptaków morskich, w tym głuptaków, kormoranów i mew. Według raportu, choroba wybiła 36 proc. populacji pelikanów peruwiańskich w Peru i 13 procent pingwinów Humboldta w Chile. Zmarło także 9 proc. wszystkich lwów morskich zamieszkujących dotąd Peru i Chile.

W czerwcu chorobę wykryto u lwa morskiego na dalekim południu Chile, zaledwie 1070 km od Półwyspu Antarktycznego. Niektóre ptaki rutynowo wędrują między Ameryką Południową a Antarktydą, żerując w obu lokalizacjach. Inne udadzą się do miejsc lęgowych na Antarktydzie wraz z nadejściem wiosny na półkuli południowej. Potencjalnie mogą więc przenieść wirusa na nietknięty dotąd kontynent.

Żaden ze szczepów ptasiej grypy, jakie pojawiały się w ostatnich dziesięcioleciach, nie dotarł wcześniej do Antarktydy. Oznacza to, że zamieszkujące ją ptaki prawdopodobnie nie mają immunologicznej ochrony przed tą chorobą.

Na krawędzi zagłady

Wiele ptaków występujących w tym regionie, w tym pingwiny cesarskie i burzyki czarne, jest już zagrożonych, a ich populacje kurczą się przez zmiany klimatyczne czy rybołówstwo. Niektóre gatunki występują zaledwie na kilku wyspach, co oznacza, że w razie pojawienia się tam epidemii, zagrożony będzie cały gatunek. Zagrożone mogą być również lokalne ssaki morskie. 95 proc. populacji foki antarktycznej występuje wokół jednej wyspy co sprawia, że jest bardzo podatna na epidemię.

Badacze przestrzegają, że wirus jest już tak powszechny, że powstrzymanie go przed dotarciem na Antarktydę może nie być możliwe. Kluczowe jednak będzie monitorowanie populacji dzikich zwierząt. Naukowcy chcą wiedzieć, jak wirus się rozprzestrzenia i jakie gatunki mogą być najbardziej zagrożone. To z kolei może pozwolić zaprojektować działania mające na celu ochronę najbardziej narażonych na pandemię gatunków.

Bobry zbudowały rekordową tamę. Ma prawie dwa metry wysokościPolsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas