Ocean wyrzucił na brzeg zagadkowe zwierzę. Może rozwiązać wielką tajemnicę
Mierzy cztery metry, a jednak chowa się skutecznie przed ludźmi. Spośród wszystkich ssaków na świecie, ten jest jednym z najmniej znanych. Gdy więc fale morza wyrzuciły na plaże Nowej Zelandii ciało niezwykłego dziobowala łopatozębnego, nastąpiło poruszenie. Zagadka, jaką skrywają te zwierzęta, wciąż bowiem pozostaje nierozwiązana i teraz jest szansa poznać tajemnicę cudów, jakie wyczyniają te zwierzęta.
Jak informowaliśmy, ciało dużego zwierzęcia wyrzuconego na brzeg niedaleko ujścia rzeki Taiari koło Otago w południowej części Wyspy Południowej (Nowa Zelandia) zostało zidentyfikowane jako dziobowal łopatozębny. A to znaczy, że mamy do czynienia ze sporą sensacją.
Dziobowal łopatozębny odnaleziony w Nowej Zelandii
To zwierzę okrzyczane zostało już "najrzadszym waleniem świata". I chociaż to oczywista nieprawda, bo znajdziemy rzadsze, to jednak wskazuje na to, z jakiej skali znaleziskiem mamy do czynienia. Uczciwie należałoby powiedzieć, że ten dziobowal nie tyle jest najrzadszy, co nie mamy pojęcia, jak wiele tych zwierząt żyje w oceanach. Nie widujemy ich bowiem. Jest tego powód.
Zobacz również:
Rozpoznanie ssaka było łatwe. Dziwna, acz piękna nazwa dziobowal łopatozębny wzięła się bowiem stąd, że to waleń o bardzo charakterystycznym wyglądzie. Ma pysk w kształcie niemal kaczego dzioba, a znajdują się w nim specyficzne zęby. Są doprawdy ogromne, osiągają aż 23 cm długości, a ich szerokość i kształt odbiegają od innych waleni. Szczególne wrażenie robi ząb na przodzie szczęki, gdyż jest mocno wydłużony i ma kształt właśnie łopaty.
Nie znamy powodu takiej dziwnej budowy zębów, ale naukowcy uważają, że ten jeden ząb może mieć związek z walkami godowymi tych zwierząt. To jednak tylko domieniemanie.
Z całą pewnością niezwykły, szeroki pysk oraz zęby mają związek z dietą ssaka, która także jest specyficzna. Wiemy, że krewniacy tego dziobowala żywią się z reguły niemal wyłącznie kałamarnicami i głowonogami, więc można założyć, że i dziobowal łopatozębny także tak czyni. Dowiemy się po sekcji ciała zwierzęcia z Nowej Zelandii, gdy uda się sprawdzić zawartość jego żołądka.
Dzisiaj na świecie żyje 16 już zidentyfikowanych gatunków dziobowali; jest także wiele gatunków kopalnych, co wskazuje na to, że to prastare walenie, zapewne reliktowe. O żadnym nie wiemy zbyt wiele, nawet o dziobowalu europejskim, który zamieszkuje wody Atlantyku blisko wybrzeży Europy.
W wypadku dziobowala łopatozębnego sytuacja jest jednak ekstremalna, bowiem nigdy nie udało się zobaczyć żywego osobnika tego gatunku, nie mówiąc o jego zbadaniu.
Czy rozpoznasz morskie ssaki? Sprawa wydaje się łatwa, więc sprawdźmy [QUIZ]
Dziobowal łopatozębny widywany jest bardzo rzadko
Po raz pierwszy waleń ten został stwierdzony w 1872 r., gdy Henry Travers znalazł jego nietypową szczękę na wyspie Pitt koło Nowej Zelandii. Od tej pory wszystkie znaleziska tego zwierzęcia związane są wyłącznie z południowym Pacyfikiem - w latach pięćdziesiątych, w 1993, 2010 r. i teraz na Nowej Zelandii oraz raz u brzegów Chile, po drugiej stronie oceanu. Miało to miejsce na znajdującej się tam wyspie Robinsona Crusoe. To jednak prawdopodobnie odrębny gatunek, określany jako Mesoplodon bahamondi. To wszystko, nic więcej nie mamy.
Znalezisko z 2010 r. z plaży Opape na Wyspie Północnej Nowej Zelandii to martwa samica z młodym. Teraz morze wyrzuciło ciało kolejnego osobnika. To podstawa do badań nad jednym z najmniej znanych ssaków morskich świata.
Fakt, że wszystkie znane zwierzęta i ich szczątki znajdowano jedynie w okolicach Nowej Zelandii może oznaczać, że dziobowal łopatozębny żyje wyłącznie w tym rejonie, co byłoby już wielką sensacją. U morskich ssaków nie spotyka się bowiem z reguły takich sytuacji. To zwierzęta kosmopolityczne, których nic nie ogranicza i zamieszkują najczęściej rozległe akweny. Dlaczego ten dziobowal mieszka tylko tutaj?
Odpowiedzią może być albo bardzo mała populacja, albo owa dieta. To jedna z większych tajemnic, jakie skrywają wszystkie wale dziobogłowe, które są waleniami, ale nie są wielorybami - nawet w potocznym znaczeniu tego słowa.
Tworzą rodzinę zyfiowatych, absolutnie fascynującą grupę oceanicznych ssaków. Ich tajemnica wiąże się z ich dietą, w której kałamarnice pełnią rolę przysmaku. I wiele tych waleni nurkuje po nie na znaczne głębokości.
Kaszalot nurkuje bardzo głęboko, a nie jest rekordzistą
Z nurkowania głęboko pod wodę znany jest kaszalot - wielki wieloryb wyprawiający się w morską otchłań po swój smakołyk, czyli kałamarnice. Także te ogromne, z którymi kaszaloty toczą często walki. Świadczą o tym ślady na ich skórze. I nie zawsze wychodzą z nich zwycięsko, gdyż znajdowano kaszaloty martwe, które poniosły śmierć w głębinach w walkach z kałamarnicami dorównującymi im rozmiarami.
Jak pisaliśmy w Zielonej Interii, kaszaloty zdumiewają swa umiejętnością nurkowania na ogromne głębokości. To z pewnością ponad 1 tys. metrów, a są pogłoski mówiące o tym, że te wieloryby schodzą nawet na 3 tys. metrów, w kompletne ciemności, z wykorzystaniem balastu, jakim jest zgromadzony w wielkiej głowie spermacet - substancja o wyglądzie podobnym do nasienia, ale służąca właśnie do zanurzania i wynurzania. A zatem głębiej niż produkowane przez ludzi atomowe okręty podwodne.
Walenie, które zanurzają się na głębokość 3 kilometrów
Aby zejść na kilkaset metrów, ludzie musieli zatem zastosować specjalne materiały do budowy kadłubów swych okrętów podwodnych, np. Rosjanie tworzyli swe okręty podwodne klasy Alfa z tytanowymi kadłubami. Kaszalot schodzi głębiej bez podobnych zbroi, wytrzymuje ciśnienie wody, a na dodatek ma absolutnie unikalny system zapobiegania chorobie kesonowej. Polega on na wypuszczeniu powietrza z płuc.
Wieloryb korzysta z tlenu w mięśniach, a resztki powietrza z płuc wypycha w stronę tchawicy, przez co nie wpada ono do układu krwionośnego. Górne drogi oddechowe wieloryba są mocno rozbudowane względem płuc, więc gdy na dużej głębokości płuca się zapadają pod wpływem ciśnienia, to właśnie tchawica i górne drogi oddechowe odgrywają główną rolę. Dopływ krwi do płuc zostaje niemal odcięty, a azot i inne gazy obojętne nie dostają się do krwioobiegu.
To wiemy, ale zarazem wiemy też, że kaszalot z odnotowaną głębokością 1134 metrów i domniemaną 3000 metrów bynajmniej nie jest rekordzistą nurkowania w świecie morskich ssaków. Przebijają go właśnie walenie zyfiowate. Zyfia gęsiogłowa w 2014 r. zeszła na zanotowaną głębokość 2992 metrów. Pod wodą przebywała 222 minuty. Nikt nie ma pojęcia, jak.
Dziobowale mogą być także mistrzami nurkowania po ulubione kałamarnice, ale nie ma dostatecznie dużo wiedzy na ten temat. O dziobowalu europejskim mówi się, że trzyma się mniej więcej 100 metrów pod powierzchnią morza, ale potrafi zejść znacznie głębiej. Nikt tego jednak nie widział.
Dziobowal zwartopyski na pewno wytrzymuje na bezdechu 45 minut, a może i dłużej. Jak inne walenie z tej grupy, rzadko pojawia się na powierzchni, co może sugerować przystosowanie do życia w głębinach. W żołądkach dziobowala południowego znajdowano np. głębinowe gatunki ryb, więc zwierzę na pewno nurkowało bardzo głęboko.
Słowem, prawdopodobnie mamy do czynienia z waleniami, które w toku ewolucji przystosowały się nie do życia blisko powierzchni jak większość morskich i oddychających powietrzem atmosferycznym ssaków, ale właśnie w głębinach. Jak na zwierzę z płucami, to absolutny fenomen, a rekordy osiągane przez zyfie, i być może dziobowale, mogą być wręcz niesłychane.
A wyrzucenie na brzeg tego niezwykle rzadko widywanego dziobowala łopatozębnego pozwoli to wreszcie zbadać. Gabe Davies, urzędnik Departamentu Ochrony Przyrody (DOC) Nowej Zelandii, w oświadczeniu stwierdził, że "z naukowego i konserwatorskiego punktu widzenia to jest ogromna sprawa". Jedno z większych odkryć przyrodniczych tego roku.
Badania ruszą po zakończeniu rozmów z przedstawicielami społeczności maoryskiej, która uważa wyrzucane na brzeg walenie za święte.