Największe kolibry świata ukryły się w górach. Zadziwiające, co potrafią
Już sama jego nazwa jest dość zabawna, bo to nieco dziwne zestawienie - niby gigant, a jednak taki malutki. Gigancik jest kolibrem i to bezdyskusyjnie największym w świecie tych małych ptaków. Teraz okazuje się jednak, że takich gigancików jest więcej, a niektóre z nich znają niezrozumiałą dla nas wciąż receptę na radzenie sobie z bardzo dokuczliwą dla ludzi chorobą.
To choroba wysokościowa, która potrafi dopaść nawet doświadczonych alpinistów wraz ze wzrostem wysokości. Gwałtowna zmiana miejsca i pójście w górę w szybkim tempie może doprowadzić do niedotlenienia. Hipoksja wywołuje bardzo nieprzyjemne objawy, w tym nudności, biegunkę, osłabienie, a nawet poważniejsze jak obrzęk płuc czy mózgu. Może pojawiać się już na wysokości 1500 metrów n.p.m., a bardzo często zdarza się właśnie w Andach.
Z chorobą wysokościową trudno walczyć. Nawet Indianie kursujący w Andach między niziną i miejscowościami położonymi nad brzegiem morza a wysokimi górami mają z nią problemy. Tymczasem ten koliber jakby drwił sobie z tej przypadłości. Zdaje się być całkowicie na nią odporny.
Okazuje się, że w południowoamerykańskich górach żyje gatunek dość daleko podróżujący, jak na kolibra. W sezonie lęgowym przebywa blisko poziomu morza, aby po jego zakończeniu polecieć w wysokie pasma andyjskie. Pokonanie wybrzeża Chile i dotarcie na wysokość nawet kilku tysięcy metrów nad jego poziomem zajmuje mu bardzo niewiele czasu, więc pod tym względem gigancik budzi zainteresowanie już nie tylko ornitologów, ale również fizjologów i lekarzy. Możliwe, że ma jakiś patent na radzenie sobie z chorobą wysokościową, który dobrze byłoby poznać.
Małe kolibry przemierzają wielkie góry
Na razie wiemy, że kolibry potrafią regulować fizjologię organizmu, ale także podczas migracji zatrzymują się w rozmaitych miejscach nawet na kilka dni. Prawdopodobnie po to, by zaadaptować się do nowych wysokości. Tych migrujących gigancików nikt dotąd nie widywał, bowiem skutecznie ukryły się wśród krewniaków, którzy w wysokich górach żyją przez cały czas. Ich choroba wysokościowa nie dotyczy. Mają one większe serca, wyraźnie inną krew i wreszcie inne rozmiary niż te migrujące. Teraz już wiemy, że wśród gigancików są dwie różne populacje, z których jedna w górach zostaje, a druga je przemierza bez względu na komplikacje. Przeprowadzone badania wystarczają, by zakwalifikować je jako odrębny gatunek tych kolibrów. Oderwał się on od pozostałych mniej więcej 3 miliony lat temu i cechy, które nabył sprawiają, że można go zakwalifikować jako zupełnie nowe zwierzę.
Badania nad kolibrami z Andów prowadzili naukowcy z Uniwersytetu w Nowym Meksyku, a użyli do nich również okazów muzealnych i wypchanych. Wyselekcjonowanie DNA tych ptaków i porównanie z obecnymi pozwoliło sklasyfikować poszczególne populacje zwierząt. Południowe giganciki określane jako Patagona gigas migrują przez góry, natomiast północne nazwane Patagona chaski tego nie robi.
Te północne ptaki żyją osiadle głównie w Kolumbii, Ekwadorze, Peru i północnym Chile. Południowe giganciki zamieszkują środkowe i południowe Chile oraz przyległą część Andów argentyńskich. To jedne z najdalej żyjących na południe kolibrów, które kojarzą się nam raczej z tropikami. Gigancik różni się jednak od tropikalnych krewniaków pod wieloma względami. Znosi góry, znosi chłód, znosi dalekie migracje i chorobę wysokościową. Nie ma wielu barw, jego pióra są brunatne i zielonkawe. Dziób nie jest aż tak długi.
Gigancik jako największy koliber świata osiąga nawet 25 cm długości. To wielkość drozda takiego jak kos.