Kłopoty drapieżnych ptaków w Polsce. Inwazyjny gatunek plądruje ich gniazda
- Jeszcze na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku mieliśmy tyle samo par rybołowów w Polsce, co w byłym NRD. Teraz w Niemczech, głównie wschodnich, jest 800 par tych ptaków, a u nas czterdzieści – mówi w rozmowie z Zieloną Interią prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Komitetu Ochrony Orłów, który bada te ptaki od 40 lat. I właśnie spada na nie nowy kataklizm.
Ta wiadomość dotarła do ornitologów niedawno. Jedno z tych zaledwie 40 gniazd rybołowów w całej Polsce zostało splądrowane. To ptaki gnieżdżące się w okolicach Międzychodu w zachodniej Wielkopolsce, na granicy z Lubuskiem.
Problemy rybołowa w Polsce. Drapieżne ssaki zabijają młode
- To para, która zakładała lęgi bardzo późno, bo młode ptaki obrączkowaliśmy w ubiegłym roku dopiero w lipcu, podczas gdy zazwyczaj robimy to pod koniec czerwca - wyjaśnia prof. Tadeusz Mizera, badacz rybołowów z Poznania. - I ten lęg został zniszczony. Znaleźliśmy szczątki młodego ptaka świadczące o ataku drapieżnego ssaka, z odgryzionymi piórami.
Zobacz również:
Jest podejrzany tego ataku - to zwierzę, które w ostatnich latach stanowi ogromny problem w polskiej przyrodzie i - jak się okazuje - jest śmiertelnym zagrożeniem również dla rybołowów. To szop pracz, jedna z największych inwazji na nasza przyrodę. Szopy są coraz liczniejsze w Polsce, zwłaszcza w jej zachodniej części - w Lubuskiem, Zachodniopomorskiem i częściowo Wielkopolsce.
Szop pracz zaatakował polskie ptaki szponiaste
Jak mówią zoologowie, szopy pracze atakują niemal każde polskie zwierzę odpowiednich dla siebie rozmiarów. Zjadają ptaki, zwłaszcza te związane z wodą (znikają w ich paszczach pisklęta i jaja łysek, kaczek, perkozów). Pożerają też płazy, gryzonie, także owady. Ktoś powie, że to dobrze, że gryzonie i owady znikają, ale to krótkowzroczność. Znika baza pokarmowa innych polskich zwierząt, chociażby myszołowów.
To właśnie ptaki szponiaste cierpią z powodu szopów szczególnie. I to niemal wszystkie, zwłaszcza te zakładające gniazda na drzewach i w trzcinowiskach. Szopy świetnie się wspinają i dopadają je tam.
- Zaobserwowaliśmy wiele przypadków ataków szopów na gniazda ptaków szponiastych. Te zwierzęta nie tylko plądrują je, ale następnie wykorzystują jako miejsce do odpoczynku i drzemek. Szop śpiący w ogołoconym gnieździe myszołowa czy jastrzębia to coraz częstszy widok - mówi prof. Tadeusz Mizera i dodaje, że celem ataków są także gniazdujące w lasach bociany czarne. Bociany jednak są w stanie obronić się silnymi dziobami przed napastnikiem. Rybołów nie ma szans. - On sam waży 2 kg, a szop osiąga o wiele więcej - zauważa.
Przeciętna waga szopa pracza to 5-6 kg, a niektóre osobniki osiągają nawet 9 kg. Są w stanie wejść do gniazda myszołowa czy jastrzębia zupełnie na bezczelnego, przy obecności bezradnych rodziców. Do gniazda filigranowego rybołowa - tym bardziej.
Polskie ptaki szponiaste potężnie cierpią z powodu szopów, a rybołowy cierpią szczególnie. Dotąd miały do czynienia z kunami, krukami, ale ten napastnik to nowum. Świetnie się wspina, jest sprytny i niezłomny, ma też bardzo sprawne łapy. Potrafi np. wyciągać nimi jaja z gniazd, potrafi wyciągać je nawet z dziupli. - Amerykańskie dzięcioły nauczyły się kuć dziuple głębsze i trudniej dostępne dla szopa. Nasze nie - mówi prof. Mizera.
Rybołów to jeden z najrzadszych polskich ptaków
Sytuacja rybołowów w Polsce jest dramatyczna. 40 par czyni je jednymi z najrzadszych polskich zwierząt. Wystarczy porównać: żubrów w Polsce jest przeszło 1000, wilków może i 2 tysiące, rysi mamy 200-300, niedźwiedzi brunatnych jest koło 100, a rybołowy to zaledwie 40 par. Zniknęły już te spod Sierakowa i Puszczy Noteckiej, gdzie zostały drastycznie kłusowane. Prof. Tadeusz Mizera dodaje: - Sokołów wędrownych, czyli symbolu rzadkiego ptaka, mamy dzisiaj w Polsce dużo więcej niż rybołowów.
To zadziwiająca sytuacja, biorąc pod uwagę, że w ciągu 60 lat w Niemczech poważnie zwiększyła się liczba swoich rybołowów, chociaż na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych NRD i Polska miały ich niemal tyle samo. Dzisiaj głównie właśnie we wschodnich Niemczech jest 800 par tych ptaków, a u nas - ledwo czterdzieści. I od 40 lat Polska nie jest w stanie zwiększyć tej liczby mimo ścisłej ochrony gatunkowej rybołowa.
Ornitologowie są zgodni, że do inwazyjnych drapieżników, takich jak szopy, dochodzi drugie poważne zagrożenie, czyli kłusownictwo i zemsta właścicieli stawów rybnych. - I społeczne przyzwolenie - zauważa prof. Tadeusz Mizera. - Wciąż uważamy, że gdy rolnik czy hodowca ryb zabije jastrzębia, sokoła czy rybołowa to dobrze, bo bronił swego dobytku. Ptaki są mordowane z broni palnej, trute, nadziewane na pułapki ze szpikulcami. Tymczasem jeden hodowca ryb uzyskuje ich około 300 kg z hektara, a para rybołowów z młodymi w sezonie wybiera 180 kg ryb i to z ogromnego obszaru w promieniu 20 km od gniazda, z wielu zbiorników wodnych. To są śladowe ilości, poza tym stawy cenne z pstrągami można ogradzać siatkami.
Są tu puby, restauracje, do których hodowcy dostarczają świeże ryby. Zarabiają więcej niż na klasycznej hodowli i całe miasteczko żyje z jednej pary polujących rybołowów
Na oglądaniu rybołowów można zarobić. Tak jest w Szkocji
Rybołów to ptak niesłychanie efektowny, zwłaszcza podczas polowania. A żywi się wyłącznie rybami. Potrafi kapitalnie uderzać w wodę, nawet zanurzać się, by po chwili wyciągnąć zdobycz i mocnymi uderzeniami skrzydeł wzbić się z nią w powietrze. To widok zapierający dech w piersi. Widok, na którym można... zarobić.
W Szkocji np. hodowcy pstrągów szybko się połapali się, że wielu miłośników obserwacji ptaków jest gotowych zapłacić za taki widok. Nie tylko nie odganiają rybołowów od stawów, ale ustawiają punkty obserwacyjne. Zjeżdża się mnóstwo chętnych, przykładem jest słynące z polowań rybołowów Loch Garden. - Są tu puby, restauracje, do których hodowcy dostarczają świeże ryby. Zarabiają więcej niż na klasycznej hodowli i całe miasteczko żyje z jednej pary polujących rybołowów - mówi prof. Tadeusz Mizera.
Dodaje cytat z Władysława Taczanowskiego z 1860 r.:
Nie należy się kierować jedynie samemi tylko materyalnemi względami: są bowiem inne, na które także powinniśmy zwracać uwagę; czyż bowiem nie sprawia już w nas rozkoszy widok pławiącego się w powietrzu orła lub kani albo też uderzającego w wodę rybołowa, i czyż rozkosz ta nie jest zdolna nagrodzić szkód, jakie te wspaniałe ptaki wyrządzają. Nie potrzeba na to być koniecznie naturalistą: każdy człowiek zastanawiający się nad pięknością natury doskonale to rozumie i niechętnie pogląda na to, że się jej ciągle i uporczywie wyrzekamy.