"Zwierzostan": Kozy i owce
Stephane Lefevre był dyrektorem handlowym jednej z dużej francuskich firm. Magda, jego żona, była wykładowcą SGGW. Sześć lat temu wyprowadzili się na Warmię. Hodują tam owce.
Pracę w korporacji dla hodowli kóz rzucili także właściciele "Kozy na Lawendzie", kolejni bohaterowie najnowszego odcinka "Zwierzostanu". Weronika Rybińska podkreśla, że "wybór nie był podyktowany wykształceniem, ani sytuacją z dziada pradziada: to był mój własny wybór". Ponieważ chciała robić własne sery, to wybór padł właśnie na te zwierzęta. - Miały być dwie, przyjechało 18 - mówi z rozbawieniem - Teraz jest ich troszeczkę więcej - dodaje.
- Dla mnie każda koza jest wartościowa i ma swoje imię - mówi Rybińska - Mamy kózkę, która ma umaszczenie jak osiołek, i tak na nią mówimy. Reaguje na imię - dodaje właścicielka hodowli.
Owce państwa Lefevre wyraźnie potrzebują bliskości. Zdaniem Magdy Lefevre "przychodzą i wyraźnie chcą się przytulić". Małżeństwo zwierzęta traktuje jak członków rodziny, czy przyjaciół. Stephane nawet z nimi rozmawia i przyznaje, że jego owce mówią "tylko po francusku".
Jednak nie wszędzie kozy mają tak dobrze. Bioetyk prof. Marcin Urbaniak z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie przypomina, że w niektórych częściach świata są one wyjątkowo wykorzystywane. Dotyczy to m.in. regionów, w których kozy hoduje się dla kaszmiru czy moheru. - Pozyskiwanie takiej wełny jest bardzo brutalnym i okrutnym procederem, wręcz torturą - tłumaczy naukowiec.
Kozom wełna jest wydzierana metalowym grzebieniem, lub wycinany jest im podszerstek. Dla zwierząt to niezwykle bolesne doświadczenie, a twórcy serialu "Zwierzostan" przypominają, że właśnie taka jest cena kaszmiru.