Stonki ziemniaczanej nie zrzucili Amerykanie. Czyja to robota?

Radosław Nawrot

Radosław Nawrot

Aktualizacja

Zaczęła „Trybuna Ludu”, która 1 czerwca 1950 roku opublikowała komunikat Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych o amerykańskim zrzucie stonki ziemniaczanej na Polskę. Wtórowały jej inne media PRL, mobilizując ludzi do walki z największą plagą od czasów egipskich. I nikt nie był świadom, że do inwazji stonki ziemniaczanej bardziej przyczynili się naziści niż Amerykanie.

Pospolity szkodnik upraw ziemniaków
Pospolity szkodnik upraw ziemniakówTomasz OszczepalskiEast News

Amerykanie mieli z plagą stonki ziemniaczanej w Europie tyle wspólnego, że owad ten pochodził z ich ziem. Zwana „żukiem z Kolorado” barwna stonka ziemniaczana od czasów historycznych związana była z ziemniakami, na których liściach żerowały jej czerwone larwy. A że ziemniaki pochodziły z Ameryki, to i ona tam właśnie występowała. Przed Kolumbem w Europie i tak nie miałaby nic do szukania ani jedzenia.

O to, skąd dokładnie pochodzą ziemniaki, toczy się nawet spór międzynarodowy, w który zaangażowały się głowy państw Chile i Peru. Wiele wskazuje na to, że ich rodowód sięga Chile, w każdym razie Ameryki Południowej, skąd jeszcze w starożytności przeniosły się daleko na północ i już wtedy były uprawiane. Po 1492 roku Krzysztof Kolumb i Hiszpanie przywieźli je do Europy. Dzisiaj wiele polskich obiadów opiera się na ziemniakach, ale do XV wieku w Polsce były całkowicie nieznane i nie gościły na naszych stołach.

Stonka, czyli chrząszcz z rodziny stonkowatychTomasz OszczepalskiEast News

Jak stonka podbiła Dziki Zachód

Dzikie ziemniaki do dzisiaj rosną od terenów Stanów Zjednoczonych po Urugwaj i Argentynę, a stonka ziemniaczana jako owad przystosowany do żerowania na nich wykształciła się w sercu Ameryki Północnej. Zakłada się, że jeszcze kilkaset lat temu była lokalnym chrząszczem występującym w stanach Kolorado i Nebraska, po czym coraz potężniejsze uprawy ziemniaków w USA spowodowały, że opanowała cały kontynent.

W XIX wieku obliczano, że owad pokonywał w swej ekspansji 180 km rocznie. W 1870 roku dotarł do terenów Wielkich Jezior i wschodniego wybrzeża USA, a z początkiem XX wieku znalazła się w Luizjanie, Teksasie i Meksyku. Słowem, tam gdzie były ziemniaki, tam pojawiała się i ona.

Stonkę wypala się ogniem

Nie jest prawdą, że chrząszcz ten zaatakował Europę i Polskę w 1950 roku (a już na pewno nie na skutek amerykańskiego zrzutu). Pierwszy raz pojawił się tu już w XIX wieku i są na to niezbite dowody. Już w 1875 roku Eugeniusz Romer pisał w Polsce o stonce. Jak dodał: „Rozszerzenie się owadu tego w Europie, jakkolwiek nieprawdopodobne - nie należy uważać za zupełnie niemożebne” (pisownia oryginalna). Mamy zatem lata 70. XIX wieku, gdy owad osiąga dopiero wschodnie wybrzeża Stanów Zjednoczonych, a u nas już się przed nim ostrzega! Skąd się wziął? Zapewne z transportami ziemniaków z Ameryki, które 150 lat temu pozostawały ich największym producentem na świecie. Mało tego, Romer i inni naukowcy zalecali nawet wprowadzenie embargo na import niesprawdzonych ziemniaków z Ameryki, a przynajmniej poddanie ich kwarantannie.

Stonka została zawleczona także do PolskiWaclaw KlagEast News

Około 1880 roku znaleziono ognisko zainfekowanych stonką ziemniaków w okolicach Suwałk, a inwazja owada miała obejmować także spore połacie Litwy. Owady wraz z ziemniakami wypalono wówczas przy użyciu nafty! Słowa Romera sprawdziły się zaraz po pierwszej wojnie światowej, gdy wspierający zwycięską Ententę żołnierze amerykańscy pozostawili po sobie w Europie nie tylko sporo demobilu, ale także żywność. W tym ziemniaki, ze schowanymi w ich liściach stonkami.

Przez Francję i Niemcy. Stonkę roznieśli naziści

W 1922 roku wykryto setki stonek we francuskim porcie Bordeaux i to jest symboliczna data i miejsce rozpoczęcia jednej z największych inwazji zwierzęcych na Europę. Tej ekspansji nie udało się już zatrzymać nikomu, nawet władzom komunistycznym.

Stonki szybko opanowały całą Francję, w 1935 roku były już w Belgii i Hiszpanii, rok później – w Niemczech, a dwa lata później w Holandii. To zresztą w Niemczech udało się stwierdzić, że poza ziemniakami, larwy stonki chętnie pożerają także pomidory i bakłażany – także rośliny psiankowate. Gdy rozpoczynała się druga wojna światowa, dotarła do Czechosłowacji.

Kiedy Niemcy w 1941 roku zaatakowały Związek Radziecki, na front wschodni przerzuconych zostało od razu dwa i pół miliona niemieckich żołnierzy. Z czasem liczba ta się podwoiła, na front trafiło pięć milionów Niemców, a transporty szły przede wszystkim przez Polskę. Nie byli to tylko ludzie, czołgi, artyleria i sprzęt, ale również żywność. Na Wschód przejeżdżały przez Polskę tysiące ton worków z ziemniakami. A wśród nich – stonki zaokrętowane do transportu jeszcze w Niemczech, gdzie od końca lat trzydziestych występowały powszechnie. Mało kto wie, że już Trzecia Rzesza organizowała akcje młodzieżowe, w ramach których członkowie Hitlerjugend zbierali larwy z plantacji ziemniaków, aby ratować zapasy dla walczących oddziałów Wehrmachtu i SS przed całkowitym splądrowaniem ich przez owady.

PGR to raj dla owadów

Prawdziwym rajem dla niej okazała się dopiero centralnie planowana gospodarka komunistycznej części Europy. Radzieckie kołchozy, polskie PGR i ogromne plantacje monokulturowe roślin uprawnych w bloku wschodnim stanowiły gong na wyżerkę dla owada. Na wielohektarowych polach ziemniaków mógł zajadać się do woli.

Kiedy 23 maja 1950 roku znaleziono duże skupisko stonek i ich larw w okolicach miejscowości Pakość pod Inowrocławiem na Pałukach, w zasadzie nie było to już niczym nadzwyczajnym. Propaganda PRL jednak wokół tego znaleziska zrobiła jednak dużą hucpę. Kilka dni potem bowiem owady odnalezione zostały w Świnoujściu. Tok rozumowania propagandowego był zatem prosty: chrząszcze musiały przerwać granice kraju od strony morza i dotrzeć na najbardziej obfitujące w ziemniaki pola Polski.

1 czerwca 1950 roku „Trybuna Ludu” opublikowała głośny tekst. Mówił on, że stonka została zrzucona w pojemnikach przez amerykańskie samoloty do Bałtyku, skąd wypełzł na wybrzeże i rozplenił się po całym kraju, rozpoczynając wymierzone w socjalistyczną Polskę dywersyjno-sabotażowe działania, polegające na zachłannej konsumpcji upraw ziemniaczanych. Jak owady wydostały się z pojemników, nie wiadomo.

Na początku lipca Związek Radziecki wystosował notę do USA, w którym uznał zrzucenie stonki na plaże Bałtyku na terytorium NRD i Polski za czyn zbrodniczy i domagał się ukarania winnych. Blok wschodni chętnie podchwycił tę retorykę, a walka z imperialistycznym żukiem stała się sprawą obywatelską. W ramach czynów społecznych tysiące ludzi wyruszały do PGR, by zbierać owady i ich żarłoczne larwy.

W latach 50. ministerstwo rolnictwa wyznaczyło nawet nagrodę 10 tys. zł za wskazanie każdego ogniska występowania owada. Szybko musiało się z tego wycofać, gdy okazało się, że rolnicy specjalnie wypuszczali owady na pola, by zgarnąć nagrodę.

Stonce winni imperialiści i księża

O przyczynianie się do plagi oskarżano nie tylko imperialistów, ale także kułaków oraz księży. Mieli oni bowiem namawiać do tego, by w niedzielę unikać czynów społecznych i owada nie zbierać. Na tę okoliczność powstał nawet wierszyk propagandowy: 

Nie lekceważ sobie stonki, 

Nie mów: Trzy czy cztery dzionki, 

Nie zaważy przecież wiele, 

Będę tępić ją w niedzielę.

Można powiedzieć, że krajom bloku wschodniego stonka istotnie… spadła z nieba. Stanowiła kapitalny wręcz pretekst do tłumaczenia się z kryzysu na rynku żywnościowym i wymówkę w kwestii braku dostaw. Nade wszystko pozwalała mobilizować społeczeństwo w jednym froncie walki z zagrożeniem.

Środki chemiczne (w tym zakazany już DDT) ograniczyły plagę, a z biegiem lat do pożerania stonek dostosowały się też polskie ptaki, zwłaszcza szpaki, bażanty, kuropatwy, polskie chrząszcze drapieżne. Z czasem do Polski dotarło też nemezis stonki – jej naturalne pasożyty, posuwające się za inwazją z pewnym opóźnieniem, ale nieuchronnie.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas