Mniej natury to mniej zdrowia. Utrata bioróżnorodności zagraża naszemu życiu
Postępująca w zastraszającym tempie utrata bioróżnorodności pociąga za sobą efekty, które wykraczają daleko poza „przyrodę”. Niszczenie środowiska bezpośrednio przekłada się na gospodarkę, geopolitykę, ale także na nasze własne zdrowie. Skutkiem niszczenia przyrody będzie to, że będziemy słabsi, stracimy dostęp do wielu leków i będziemy narażeni na pandemie, przy których COVID-19 będzie wyglądał jak rozgrzewka.
Sposoby, w jakie ekosystemy wpływają na nasze zdrowie, nie zawsze są oczywiste i często są zupełnie przeoczane. Zdrowie ludzkich społeczeństw zależy od sprawnego funkcjonowania całych ekosystemów. To dzięki nim mamy czyste powietrze, czystą wodę, leki i żywność. Zdrowe ekosystemy ograniczają także rozprzestrzenianie się chorób i przyczyniają do stabilizowania klimatu i ochrony przed skutkami pogodowych kataklizmów.
W 2019 r. ONZ opublikowało pierwszy od 15 lat raport na temat tego, jak utrata bioróżnorodności wpływa na nas samych. Raport, opracowany przez zespół ponad 400 ekspertów, maluje ponury obraz świata, w którym podstawowe zasoby, takie jak żywność i woda pitna, są zagrożone z powodu degradacji gatunków i ekosystemów.
"Ciągła utrata bioróżnorodności podważy naszą zdolność do ograniczania ubóstwa, bezpieczeństwa żywnościowego i wodnego oraz zdrowia ludzkiego" - mówił szef Międzyrządowego Zespołu ds. Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych Robert Watson.
Rosnące nierówności
Raport stwierdza, że bezprecedensowe i przyspieszające pogorszenie stanu przyrody w ciągu ostatnich 50 lat było spowodowane zmianami w użytkowaniu lądu i morza, eksploatacji żywych istot, zmianą klimatu, zanieczyszczeniami i rozpowszechnieniem się gatunków inwazyjnych. Tych pięć czynników wynika z kolei z zachowań społecznych, od konsumpcji po zarządzanie.
Autorzy stwierdzili, że szkody wyrządzone postępowi ludzkości podważają 35 z 44 celów zrównoważonego rozwoju ONZ w zakresie ubóstwa, głodu, zdrowia, wody, klimatu miast, oceanów i lądu.
"Utrata gatunków, ekosystemów i różnorodności genetycznej jest globalnym i pokoleniowym zagrożeniem dla dobrobytu człowieka" - powiedział Watson. "Ochrona bezcennego wkładu natury będzie najważniejszym wyzwaniem nadchodzących dziesięcioleci".
Pierwszymi, którzy na własnej skórze odczują skutki utraty bioróżnorodności, będą najbiedniejsi. Ale wkrótce odczują je wszyscy, bez względu na zasobność portfela.
Głodni przyrody
Bez pszczół zapylających uprawy i drzew, które zamieniają dwutlenek węgla w tlen, nawet jedzenie i oddychanie stają się trudniejsze. Ale inne, mniej rzucające się w oczy straty również szkodzą ludziom.
Na przykład spadek liczby dżdżownic, grzybów lub drobnoustrojów glebowych ogranicza ilość składników odżywczych poddanych recyklingowi w glebie oraz to, jak łatwo w glebę wnika woda deszczowa, hamując wzrost upraw i utrudniając wyżywienie ludzi.
Utrata bioróżnorodności dotyka nie tylko dzikich zwierząt i roślin. Opublikowany w 2019 r. raport FAO stwierdza, że rolnictwo jest szczególnie narażone na katastrofalne zmiany w środowisku, ponieważ zaledwie dziewięć gatunków roślin stanowi obecnie ponad dwie trzecie globalnej produkcji żywności. Z 7745 ras zwierząt gospodarskich, 26 proc. jest zagrożonych wyginięciem, a w przypadku 67 proc. poziom zagrożenia jest nieznany. Szacuje się, że liczebność dzikich gatunków stanowiących źródła żywności spadła o 24 procent.
"Bioróżnorodność ma kluczowe znaczenie dla ochrony globalnego bezpieczeństwa żywnościowego, wspierania zdrowej i pożywnej diety, poprawy warunków życia na obszarach wiejskich oraz zwiększania odporności ludzi i społeczności" - stwierdził dyrektor generalny FAO, José Graziano da Silva. "Mniejsza bioróżnorodność oznacza, że rośliny i zwierzęta są bardziej podatne na szkodniki i choroby. W połączeniu z naszą zależnością od coraz mniejszej liczby gatunków, które mogą się wyżywić, rosnąca utrata bioróżnorodności dla żywności i rolnictwa zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu i żywieniu".
Naturalnie zdrowi
Ale skutki utraty bioróżnorodności sięgają o wiele głębiej. Biologiczna różnorodność mikroorganizmów, flory i fauny zapewnia szerokie korzyści dla nauk biologicznych, medycyny i farmakologii. Dzięki lepszemu poznaniu różnorodności biologicznej Ziemi dokonuje się ważnych odkryć medycznych. Utrata bioróżnorodności może ograniczyć nasz dostęp do potencjalnie rewolucyjnych sposobów leczenia wielu chorób.
Ponad jedna trzecia nowoczesnych leków pochodzi bezpośrednio lub pośrednio ze źródeł naturalnych, takich jak rośliny, mikroorganizmy i zwierzęta, a od 60 do 80 proc. antybiotyków i leków przeciwnowotworowych pochodzi ze związków chemicznych występujących w przyrodzie.
Morfina i kodeina, jedne z najczęściej stosowanych środków przeciwbólowych, pochodzą z substancji zawartych w kwiatach maku. Paklitaksel (taksol), lek powszechnie stosowany w chemioterapii, pochodzi z kory cisu pacyficznego. Penicylina, jeden z pierwszych antybiotyków, pochodzi z pleśni. A leki obniżające poziom cholesterolu opierają się na właściwościach grzybów.
Znamy na całym świecie co najmniej 60 tys. roślin i grzybów o potwierdzonych właściwościach leczniczych. Jednocześnie tylko w ciągu ostatnich czterech lat liczba roślin i grzybów zagrożonych wyginięciem podwoiła się - dziś wymarciem zagrożonych jest 40 proc. gatunków. A wielu jeszcze po prostu nie znamy.
Poza zagrożeniem dla ludzkiego życia, to także potężny cios ekonomiczny. Światowy handel roślinami leczniczymi jest wart ponad 3 mld dol. Niszcząc te ekosystemy i żyjące w nich gatunki roślin leczniczych, nie tylko zmniejsza się dostęp do surowców do odkrywania leków, modeli biotechnologicznych i medycznych, ale także stwarzają warunki do rozprzestrzeniania się wirusów z dzikich zwierząt na ludzi.
I naturalnie chorzy
Jednocześnie utrata bioróżnorodności przekłada się bezpośrednio na rosnące zagrożenie zakaźnymi chorobami. Bioróżnorodność wynikająca z bliskości chronionych obszarów naturalnych została powiązana z niższymi przypadkami chorób, takich jak borelioza i malaria. Zaburzenia ekosystemów modyfikują liczbę jednych organizmów i powodują wzrost liczby innych - na przykład wytępienie drapieżników takich, jak wilki, lisy i rysie, doprowadziło w wielu regionach do gwałtownego wzrostu populacji dzikich gryzoni, które z kolei są najczęstszymi nosicielami kleszczy przenoszących choroby, na przykład boreliozę.
Opublikowane w 2010 r. w magazynie "Nature" badanie wskazuje na bezpośredni związek między utratą bioróżnorodności, a coraz częstszym pojawianiem się zakaźnych chorób.
Badacze przeanalizowali częstotliwość występowania 12 chorób, w tym gorączki Zachodniego Nilu i boreliozy, w ekosystemach na całym świecie. W każdym przypadku choroby stały się bardziej rozpowszechnione w miarę utraty bioróżnorodności. Na przykład trzy badania wykazały, że zmniejszona różnorodność małych ssaków na danym obszarze powoduje wzrost częstości występowania hantawirusów u przenoszących je zwierząt. Wirusy te wywołują śmiertelne infekcje płuc u ludzi.
Jedno z trzech badań, przeprowadzone w Oregonie, wykazało, że częstość występowania hantawirusa Sin Nombre w populacjach niewielkich ssaków znanych jako myszaki (Peromyscus) wzrosła z 2 do 14 proc., wraz ze zmniejszeniem się ogólnej różnorodności gatunków ssaków na tym obszarze. Badanie w Utah wykazało podobne wyniki. W trzecim badaniu naukowcy eksperymentalnie ograniczyli różnorodność małych ssaków na kilku poletkach badawczych w Panamie. Liczba zwierząt będących żywicielami wirusa wzrosła z około pięciu na poletka do ponad sześciu.
Trzy kolejne badania wykazały silne powiązania między niską różnorodnością ptaków a zwiększoną częstością występowania zapalenia mózgu Zachodniego Nilu w Stanach Zjednoczonych. W zbiorowiskach o małej różnorodności ptaków dominowały gatunki podatne na wirusa; wywołało to wysokie wskaźniki infekcji u komarów i ludzi. Z kolei społeczności, które były domem dla większej liczby ptaków, zawierały wiele gatunków, które nie były dobrymi żywicielami wirusa.
Naukowcy nie wiedzą jeszcze, skąd bierze się ten efekt. Spekulują jednak, że gatunki, które lepiej buforują przenoszenie chorób - bo wolno się rozmnażają albo poświęcają wiele energii na rozwój własnej odporności - mają tendencję do wymierania jako pierwsze, podczas gdy gatunki, które mają wysoki współczynnik rozmnażania lub inwestują mniej w odporność — a tym samym częściej są nosicielami choroby — przeżyją dłużej.
Coraz szybsze wylesianie sprawia także, że dzikie zwierzęta, stanowiące potencjalnie rezerwuar nowych, nieznanych jeszcze wirusów, częściej wchodzą w interakcje z ludźmi i zwierzętami hodowlanymi, co tworzy potencjalny kanał do przeniesienia takich schorzeń na nasz gatunek. 75 proc. wszystkich nowych chorób odkrywanych przez lekarzy jest pochodzenia odzwierzęcego. Choroby takie, jak Ebola, HIV, SARS, MERS, ptasia grypa czy COVID-19 zaczęły zarażać człowieka dopiero po tym, jak zaraziły się nimi zwierzęta hodowlane.
ONZ 10 lat temu wyznaczyła 20 celów ochrony globalnej różnorodności. Do dziś nie udało się w pełni osiągnąć żadnego z nich.