Kapibary kontra bogacze. Inwazja gryzoni na luksusowe osiedle

Niszczą starannie wystrzyżone trawniki, brudzą marmurowe tarasy, odgryzają się psom i powodują wypadki samochodowe, wchodząc na jezdnię. Osiedle bogaczy pod Buenos Aires przeżywa inwazję kapibar, a w całym kraju rozpętała się awantura z "wojną klas" w tle.

Kapibary to największe gryzonie świata. Fot. MARA SOSTI
Kapibary to największe gryzonie świata. Fot. MARA SOSTI AFP
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Nordelta to synonim luksusu, przynajmniej w Argentynie. To zamknięte osiedla pięknych domów wśród jezior i potoków na północ od Buenos Aires. Powstało na dawnych mokradłach Parany, drugiej po Amazonce najważniejszej rzeki w Ameryce Południowej.

Teraz, gdy kapibary wróciły na tereny, które dawniej zamieszkiwały, mieszkańcom Nordelty zabroniono ich przepędzania. - Nie tylko niszczą nasze ogrody, ale również ich ekskrementy stały się poważnym problemem - skarżył się dziennikowi "La Nacion" jeden z mieszkańców ekskluzywnego osiedla.

Kapibara, w Argentynie znana jako carpincho, to największy gryzoń świata. Dorosła zwykle ma około metra długości, ponad pół metra wysokości i może ważyć ponad 60 kg. Co więcej, żyje w grupach od 10 do 20 osobników.

Nie jest jasne, ile kapibar mieszka wśród luksusowych apartamentów Nordelty - lokalne media podają, że jest ich tam około 400, ale biorąc pod uwagę szybką reprodukcję gatunku, eksperci twierdzą, że już za dwa lata populacja może osiągnąć nawet 3,5 tys. osobników.

"Pokojowa koegzystencja" z kapibarami

Choć mieszkańcy Nordelty próbowali radzić sobie z problemem na własną rękę i chcieli strzelać do kapibar, lokalni urzędnicy stanowczo zakazali im krzywdzenia zwierząt. W mediach społecznościowych rozpętała się w tej sprawie prawdziwa burza. Kapibary w silnie spolaryzowanym kraju stały się bowiem błyskawicznie symbolem... walki klasowej, a ich ochrona tematem politycznym. "Postępowi peroniści postrzegają Deltę Północną, jako enklawę bogatych, którzy chcą wykluczyć stamtąd zwykłych ludzi. A w memach zwierzęta są teraz przedstawiane - z błyskiem w oku - jako awangarda walki klasowej" - pisze dziennika "La Nacion".

Jeden z wyjątkowo popularnych ostatnio na Twitterze haseł głosi: "Z kapibarami, aż do zwycięstwa. Zawsze!". "Jeśli dotkną jednego, dotkną nas wszystkich" - pisał prawnik i przywódca Ruchu Pracowników Wykluczonych Juan Grabois, który na portalach społecznościowych broni gryzoni.

"Kapibary to bezbronne i boskie istoty, które potrzebują opieki i miłości dla nas wszystkich!!!" - napisał na Instagramie biznesmen Eduardo Constantini, założyciel Nordelty. Teraz za cel postawił sobie polubowne rozwiązanie. Utworzone przez niego Stowarzyszenie Sąsiedztwa Nordelta ogłosiło, że chce stworzyć warunki do "pokojowej koegzystencji" ludzi z gryzoniami i będzie budować "miejsca dla rodzin kapibar, z wystarczającą ilością roślinności niezbędnej do ich ochrony i wyżywienia", a "wielodyscyplinarny zespół obejmujący lekarzy weterynarii i biologów stworzy program kontroli populacji gryzoni". Ogłoszono też, że przeniesienie zwierząt z dala od luksusowych willi "to opcja ostateczna i mało opłacalna".

Kto dokonuje inwazji?

W ubiegłym roku w trakcie lockdownu spowodowanego pandemią na obszarach Delty Północnej Parany, których dotyczy spór, odkryto kilka nowych gatunków zwierząt, których nie było tam wcześniej, wśród nich łabędzie czarnoszyje. Zdaniem ekspertów powrót kapibar na tereny, które zajmowały niegdyś to jednak przede wszystkim konsekwencja wysychania Parany - zwierzęta zaczynają szukać wody, której nie ma nigdzie indziej.

Zdaniem wielu, także obrońców przyrody, to nie gryzonie dokonują inwazji. "Jest na odwrót. To Nordelta zaatakowała ekosystem kapibar" - twierdzi znany argentyński ekolog Enrique Viale przypominając, że w jego kraju od dekady trwa kampania na rzecz ochrony terenów podmokłych. "Popierani przez rząd zamożni deweloperzy muszą niszczyć przyrodę, by sprzedawać klientom marzenie o życiu wśród dzikiej natury, ale ludzie kupujący od nich domy chcą natury, ale bez komarów, węży, czy kapibar".

Tony plastiku w oceanach. Rozkłada się do 450 lat!Deutsche Welle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas