Igranie z bioróżnorodnością, czyli krótka historia o inwazji bobrów
75 lat temu do chilijskiej Patagonii przywieziono 20 bobrów. Dzisiaj jest ich 100 tys., a straty które spowodowały już szacowane są na miliony dolarów.
W parku naturalnym Karukinka, który jest częścią archipelagu Tierra del Fuego, rosną stare buki, które udało się ochronić przed wycinką. Jednak teraz skarbowi Patagonii grozi inne niebezpieczeństwo. Bobry pustoszą lokalny ekosystem. Zwierzęta sprowadzono 75 lat temu z Kanady. Po co? Lokalne władze sądziły, że obecność tych zwierząt w tym regionie zachęci do osiedlania się... ludzi. Mieli rozwinąć przemysł futrzarski. Nowych mieszkańców, jak nie było, tak nie ma. A populacja bobrów wzrosła o prawie milion procent.
Dla jednego gryzonia obalenie stuletniego drzewa to zadanie na kilka dni. - Bobry, tak jak ludzie, są inżynierami ekosystemów. Żeby zamieszkać w środowisku, muszą je zmodyfikować, aby warunki pozwoliły im na przetrwanie - mówi Cristobal Arredondo, naukowiec z Wildlife Conservation Society.
I bobry dostosowały ekosystem, w którym zamieszkały. Niszcząc przy okazji ten, który zastały w mającym 300 tys. hektarów parku.
Problemem są nie tyle same bobry, a to, gdzie żyją. W tej części świata lasy regenerują się znacznie wolniej. Przez to o wiele łatwiej wymierają. Budowane zapory zalewają także grunty, na których rosną stare buki, co podtapia ich korzenie.
Badania wskazują, że ponad 90 proc. koryt rzek i strumieni w Tierra del Fuego zostało przekierowanych przez bobry. Zdaniem Arredondo, to potężna presja na ekosystemy.
Działania bobrów mają także konsekwencje dla klimatu. Z obumarłych drzew i odsłoniętej ziemi do atmosfery uwalnia się dwutlenek węgla, który przyspiesza ocieplenie planety.
Naukowcy z Uniwersytetu Chile koszt inwazji bobrów wycenili na 73 mln dol. To straty m.in. w bioróżnorodności, produkcji drewna oraz rolnictwie. Badacze ostrzegają, że jeżeli problem dalej będzie zignorowany, to za 20 lat koszt wzrośnie o kolejnych 260 mln dol.
Bobry nie są w tym regionie zagrożone przez jakiekolwiek drapieżniki. Oprócz nich żyją tam mało krwiożercze owce oraz pingwiny. Nie znaczy to, że bobrom nic nie zagraża. Polowanie na te zwierzęta jest dozwolone, a w pewnym momencie leśnicy oferowali nawet nagrodę za każde zastrzelone zwierzę tego gatunki. Dozwolone jest nawet zastawianie pułapek, choć trzeba przyznać, że dotąd żaden z testowanych modeli nie zdołał przetrzebić niechcianej populacji.
Przeciwnie, każda próba pozbycia się bobrów kończy się jeszcze większymi stratami. Okazało się bowiem, że gdy udawało się wybić jedną kolonię, na jej miejsce pojawiała się inna. Nie wykorzystywała jednak budowli poprzedników, niszcząc kolejne drzewa i budując nowe, własne tamy.
Polowanie na bobry potępiają organizacje ochrony praw zwierząt. Valeria Munoz, przewodnicząca UDDA podkreśla, że bobry są "brutalnie giną w pułapkach, w które wpadają także inne zwierzęta".
Zdaniem Eve Crowley z Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, gatunki inwazyjne są "jedną z główną przyczyn utraty bioróżnorodności i degradacji naszych ekosystemów". Jej zdaniem to zagrożenie nie tylko dla środowiska, ale i gospodarek, ponieważ według danych Światowego Forum Ekonomicznego prawie połowa światowego PKB jest zależna od natury.