Co zabiło dinozaury? Jest nowa teoria

Zwrot w śledztwie dotyczącym największego zabójstwa wszechczasów. Czy dinozaury zabił inny kosmiczny sprawca niż dotąd sądziliśmy?

article cover
123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Świat skończył się błyskawicznie, a jego koniec nie wyglądał, jak hollywoodzki film. Nie było płonącego meteoru spadającego w atmosferze. Obiekt, który zabił dinozaury był tak wielki, i leciał tak szybko, że jego przejście przez całą ziemską atmosferę zajęło mu mniej, niż sekundę. Rozepchnął jednocześnie i powietrze i wodę, tworząc wielką, pustą dziurę w atmosferze. Tam, gdzie dziś znajduje się meksykański Jukatan, setne sekundy później eksplodował z siłą, która - według niedawnych badań - wyrzuciła drobiny kości dinozaurów na Księżyc, a wraz z nimi zabiła trzy czwarte wszystkich gatunków.

Krater Chicxulub na półwyspie Jukatan
Krater Chicxulub na półwyspie JukatanNASA

Krater Chicxulub na półwyspie Jukatan i dnie Zatoki Meksykańskiej, który powstał 66 mln lat temu, ma średnicę 180 km. Uderzenie wywołało falę tsunami, która spustoszyła wybrzeża Zatoki Meksykańskiej i Morza Karaibskiego, ale także - co miało znacznie poważniejsze skutki - spowodowało emisję milionów ton dwutlenku węgla i związków siarki, bo obiekt trafił w zawierające złoża siarki skały węglanowe. CO2 podgrzało klimat, SO2 w postaci aerozoli zablokowało promienie słoneczne zatrzymując fotosyntezę i gwałtownie ochładzając klimat. Dinozaury, które przeżyły pierwsze uderzenie, podczas którego mogły się upiec żywcem, oraz uniknęły śmierci od fali tsunami, później mogły rozpuścić się żywcem od kwaśnych deszczy albo padły z głodu. Większość z nich zabiło jednak załamanie się ekosystemu spowodowane szalonymi wahaniami klimatu.

Czym dokładnie był tajemniczy obiekt, który w mgnieniu oka zmienił świat? Od lat 80. głównym podejrzanym jest ogromna asteroida, która mogła być większa od Mount Everestu. Opublikowane właśnie badanie astronomów z Uniwersytetu Harvarda wskazuje na inną możliwość. Astronomowie Amir Siraj i Avi Loeb obserwowali ruch różnych obiektów w Układzie Słonecznym. Doszli do wniosku, że asteroida wcale nie musi być głównym podejrzanym.

"Pracuję nad analizą uderzeń asteroid w powierzchnię podobnych do Ziemi planet pozasłonecznych, a moja praca sprawiła, że zainteresowałem się własnościami uderzeń komet" - pisze Siraj dodając: "Nie ma lepszego sposobu na zrozumienie planet podobnych do Ziemi, niż... badanie naszego Układu Słonecznego." Obserwując go naukowiec zauważył, że stosunkowo często, po minięciu Słońca, nadlatujące z daleka komety przelatują bardzo blisko Ziemi. Czasami niepokojąco blisko.

Większość odwiedzających naszą okolicę komet jest o wiele mniejsza od tej, która uderzyła w Jukatan. Zdaniem naukowców obiekt, który doprowadził do powstania krateru Chicxulub musiał mieć około 14 km średnicy. Kometa Halleya ma jądro o średnicy 10 km, a to całkiem duża kometa. Wiemy, że jednak zdarzają się komety znacznie większe. Hale'a-Boppa, która na przełomie 1996 i 1997 r. była widoczna aż przez półtora roku, miała 60 km średnicy, a  daleko, w tak zwanym obłoku Oorta, czyli gruzowisku pozostałym po powstaniu Układu Słonecznego za orbitą Plutona, potencjalnie mogą się pojawiać jeszcze większe obiekty. 

Kometa Hale’a-Boppa, 29 marca 1997, Chorwacja
Kometa Hale’a-Boppa, 29 marca 1997, ChorwacjaWikimedia

Potencjalne, bo żeby taki obiekt opuścił obłok Oorta, musi wydarzyć się coś niezwykłego. Na przykład blisko przechodząca obca gwiazda może swoim oddziaływaniem grawitacyjnym pchnąć taką kosmiczną bryłę w stronę Słońca. Kiedy takie ogromne bryły pyłu i lodu zbliżają się do niego, ich podróż rzadko kończy się happy endem. Potężne siły grawitacyjne mogą rozerwać kometę na strzępy, a skomplikowane rozgrywki między polami grawitacyjnymi Słońca i planet, zwłaszcza Jowisza, mogą następnie wystrzelić odłamki w różne strony. “To jak maszyna do pinballa" pisze Siraj. “Rozpadając się, komety tworzą całe pola kometarnych szrapneli". Ich odłamki mogą nadal liczyć wiele kilometrów średnicy.

Zdaniem astronomów, kilka wskazówek przemawia za tym, że obiekt, który doprowadził do wyginięcia dinozaurów, był właśnie ogromną kometą. Może o tym świadczyć jego prędkość, trajektoria i skład. Badacze wskazują, że obiekt zawierał chondryty węglowe, rodzaj skał spotykany w prymitywnych asteroidach pochodzących z samego początku Układu Słonecznego. Próbki zebrane przez sondę kosmiczną z komety Wild 2 w 2006 r. wskazują, że minerały te są powszechne także na powierzchni komet. Ślady chondrytów odkryto także w ogromnych kraterach Vredefort w RPA i Żamanszyng w Kazachstanie. One też, zdaniem astronomów z Harvarda, mogą być skutkiem uderzeń komet.

"Fakt, że długookresowe komety mogą być zbudowane z materiału znajdowanego głęboko w tych kraterach wspiera nasz model" - pisze dr Loeb. Nie wszystkich ten argument jednak przekona. Uderzeniu z Chucxulub towarzyszył jeden, charakterystyczny efekt geologiczny. Na całym świecie epokę dinozaurów od następnej oddziela cieniutka, ale wszechobecna warstewka irydu. To pierwiastek rzadko występujący na Ziemi, ale stosunkowo powszechny na asteroidach, a niekoniecznie na kometach. Ciągle nie mamy więc "dymiącej spluwy" wskazującej na podejrzanego o doprowadzenie do wyginięcia dinozaurów.

123RF/PICSEL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas