Wody mamy w Polsce coraz mniej, a konstruktywnej debaty o problemie brak

​Polska pustynnieje. Wraz z rosnącymi temperaturami coraz szybciej tracimy wodę, której nasz kraj i tak nie miał za wiele. Kryzys jest coraz poważniejszy, a rząd i ekolodzy nie mogą dojść do porozumienia, co właściwie powinniśmy z nim zrobić.

IMGW: Tegoroczna susza będzie jedną z najtrudniejszych
IMGW: Tegoroczna susza będzie jedną z najtrudniejszychPolska PressEast News
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze
INTERIA.PL

Nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć ślady destrukcyjnego wpływu ludzkiej bezmyślności na stan polskich rzek, czy jezior. Wystarczy przyjrzeć się temu, co dzieje się na ich brzegach. Zwłaszcza teraz, kiedy jeszcze hałd śmieci nie przesłoniły rozwijające się liście ani trawa. - Będziemy mieli dużo śmieci z pandemii, jednorazowych i nie jednorazowych - mówi Izabela Sałamacha, pracująca w sztabie głównym Operacji Czysta Rzeka.

Rzeki w opłakanym stanie

Uczestnicy "Operacji Czysta Rzeka" chcą wziąć sprawy we własne ręce. To organizowana od 2019 r. akcja, której celem jest zadbanie o stan polskich rzek i usunięcie z nich ton odpadków zalegających na brzegach i w ich pobliżu. Do udziału w akcji zgłosiło się już ponad 150 sztabów i ponad tysiąc wolontariuszy. Rejestracja trwa jeszcze do 6 kwietnia (dla sztabów) i do 10 kwietnia (dla wolontariuszy). W poprzedniej edycji udział wzięły 2 tys. ochotników. - W pierwszym roku udało się nam zebrać ponad 16 tys. worków śmieci - mówi Janek Chrostowski, współorganizator akcji.

Polskie rzeki są w opłakanym stanie, choć woda w naszym kraju powinna być szczególnie chroniona, bo jest jej zdecydowanie za mało. - To jest łącznie około 62 mld metrów sześciennych - mówi Krzysztof Woś, zastępca prezesa Wód Polskich ds. Ochrony przed powodziami i suszą: - Z tego jesteśmy w stanie złapać w zbiornikach retencyjnych i każdej innej retencji około 4 mld.

To za mało, jak na tak duży kraj. Skutek to postępujące stepowienie, które w największym stopniu dziś odczuwają rolnicy, zwłaszcza ci ze środkowego pasa województw, w których opadów i retencji jest najmniej. - Od lipca, często od czerwca mamy okres suszy, który trwa do końca sierpnia i opadów tam wówczas nie ma - tłumaczy Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych: - Potem deszcze przychodzą, ale najczęściej już po okresie wegetacji. I powodują ogromne zniszczenia plonów.

Straty rolników sięgają kilkudziesięciu procent plonów. Tymczasem jeszcze do lat 80. susze w Polsce zdarzały się raz na pięć lat. Na przełomie wieków - między 1982 r. a 2011 r. - już co dwa lata. Od 2013 r. suszę mamy co roku. - Zrobiliśmy to sobie sami, na własne życzenie - mówi Jacek Engel z Fundacji Greenmind i Koalicji Ratujmy Rzeki.

Mamy za mało wody

Dzieje się tak, bo od ponad stulecia gospodarka wodą w Polsce skupiała się na odprowadzaniu, a nie zatrzymaniu wody. Polskie pola, poprzecinane rowami melioracyjnymi, są skutecznie osuszane nawet wtedy, gdy woda byłaby najbardziej potrzebna. Brakuje nam naturalnych, dzikich obszarów podmokłych, które zwykle najskuteczniej zatrzymują wodę. - Uregulowaliśmy rzeki i osuszyliśmy mokradła żeby zwiększyć powierzchnię rolną, ale teraz odczuwamy tego skutki - mówi prof. Wiktor Kozłowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Tymczasem problemy z wodą dramatycznie pogłębiają się przez zmiany klimatyczne. W ciągu stu lat średnia temperatura w Polsce wzrosła o ponad dwa stopnie. Warszawa ma dziś klimat taki, jak Węgry kilkadziesiąt lat temu.

Zmieniają się też opady. Spada coraz mniej śniegu, który powoli topniejąc nawadniał glebę na wiosnę. Średnio opadów jest tyle samo, ale zamiast padać regularnie i często, przychodzą one w postaci nieprzewidywalnych nawałnic. - Spada nam wtedy taka ilość wody, jaka wcześniej spadała w ciągu miesiąca czy dwóch - tłumaczy Jacek Engel. I spływa kanałami do rzek albo wyparowuje. Parowanie odbywa się szybciej, im wyższa jest temperatura powietrza.

Nowe pole bitwy: Siarzewo

Przedstawiciele Wód Polskich najlepsze rozwiązanie problemów z wodą widzą w budowie zbiorników retencyjnych.- Bez nich nie jesteśmy w stanie zagwarantować właściwego bezpieczeństwa powodziowego - zapewnia Krzysztof Woś.

Najnowszym polem bitwy o wodę jest dolina Wisły w Siarzewie koło Ciechocinka. Ma tu powstać nowa zapora na Wiśle. - Cały obszar działania przeciwpowodziowego i przeciwsuszowego przemawia za tym, żeby ta inwestycja była realizowana - mówił na konferencji towarzyszącej oficjalnemu rozpoczęciu projektu wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk.

Według rządu, nowy zbiornik ma pomóc chronić dolinę Wisły przed powodzią i dać wodę okolicznym rolnikom, ale przede wszystkim uratować zaporę we Włocławku. Tama sprzed pół wieku jest w niebezpieczeństwie, bo na skutek erozji dna poziom wody pod nią obniżył się o kilka metrów i nic jej nie podpiera. Tymczasem woda z położonego nad nią zbiornika nadal naciska na nią z taką samą siłą, powodując duże obciążenie konstrukcji. - Stopień wodny we Włocławku mógłby po prostu się zawalić i dopiero to stworzyłoby naprawdę wielkie zagrożenie - tłumaczy Woś.

Ekolodzy odpowiadają, że zbiornik Siarzewo zgromadzi mniej wody, niż mogłaby to zrobić otaczająca rzekę dolina. - Proszę sobie wyobrazić, że mamy dwie wanny: szeroką i pustą, w której nie ma w niej wody oraz wannę wąską i prawie całkiem napełniona wodą - opisuje Engel: - To jest właśnie sytuacja jaką mamy do czynienia. Ten pierwszy scenariusz to jest szerokie i puste koryto Wisły z obwałowaniami, a ten drugi to zbiornik Siarzewo. To jest pytanie dla ucznia szóstej klasy, w której wannie zmieści się więcej wody.

Problem dopiero nadchodzi

Ekolodzy twierdzą też, że tamy na Wiśle paradoksalnie mogą zwiększać ryzyko powodzi zimowych, zwłaszcza w rejonie Płocka, bo przed zaporą woda płynie wolniej, zamarza szybciej, a kra nie ma gdzie spływać.

Decyzja jednak zapadła, a proces przygotowań do wartej 4,5 mld budowy ruszył. Planowanie i przygotowania mają zakończyć się około 2023 lub 2024 r. i wtedy zacznie się zasadnicza budowa.

Nasze problemy z wodą dopiero się jednak zaczną. - Nie mamy czasu, musimy działać tu i teraz. Kryzys klimatyczno-ekologiczny trwa - przestrzega prof. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Według prognoz, już w latach 30. fale niespotykanych dotąd upałów będą zdarzały się co drugi rok. Wysuszając Polskę jeszcze bardziej.

Wojciech Brzeziński, Polsat News

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas