Więcej ludzi ucieka przed ekstremalną pogodą, niż przed wojnami
Nie wojny, a ekstremalne zjawiska pogodowe były głównym powodem, dla którego ludzie musieli uciekać z domów w 2020 r. - wynika z danych Internal Displacement Monitoring Centre, organizacji pozarządowej z Genewy.
Problem jest na tyle poważny, że prezydent Joe Biden właśnie nakazał agencjom federalnym opracowanie w ciągu 120 dni kompleksowej rządowej strategii w zakresie ryzyka klimatycznego. Ma ocenić możliwe straty osób fizycznych, firm, rządu federalnego i systemu finansowego USA.
- Amerykanie muszą znać rzeczywiste ryzyko, jakie ekstremalne warunki pogodowe i podnoszący się poziom morza stanowią dla domów, w które zainwestowali lub dla małych firm, które stworzyli - wyjaśniała doradczyni Białego Domu ds. klimatu Gina McCarthy.
Ryzyko dotyczy nie tylko Amerykanów. Ekstremalne zjawiska pogodowe powiązane ze zmianami klimatu i masowe ewakuacje zagrożonych nimi ludzi już dziś sprawiają, że tysiące rodzin muszą uciekać z własnych domów. I wiele z nich - wedle raportu Internal Displacement Monitoring Centre (IDMC) - nowego domu szybko nie znajdzie.
Z danych zebranych przez tę organizację wynika, że w 2020 r. około 98 proc. wszystkich zmuszonych do ucieczki z domów zrobiło to nie z powodu wojen, czy lokalnych konfliktów, a przez zagrożenie, jakie stanowiły katastrofy powiązane z ekstremalną pogodą.
Uciekać musiały zarówno australijskie rodziny, które straciły domy podczas potężnych pożarów lasów, jak i mieszkańcy wysp na Pacyfiku dotknięci cyklonem Harold. To także 5 mln. mieszkańców Azji Południowej ewakuowanych przed uderzeniem cyklonu Amphan, którzy nadal nie są w stanie wrócić do siebie. - Mogą się znajdować w tej sytuacji przez wiele miesięcy czy nawet lat - twierdzi Alexandra Bilak, dyrektor IDMC.
Jej zdaniem problem dotyczy tylko krajów ubogich, ale coraz częściej ofiarami takich kataklizmów stają się mieszkańców państw bogatych. Przykładem mogą być amerykańskie rodziny, coraz częściej narażone na uderzenia przybierających na sile huraganów na Atlantyku. - Nawet dla tych, którzy mogą wkrótce wrócić do domów, ta sytuacja jest szokująca - mówi Bilak.
W 2020 r. na świecie 55 mln ludzi musiało migrować wewnątrz własnych krajów. To rekordowa liczba. Niewielu z nich uciekało jednak powodu konfliktów i wojen. W Etiopii pół miliona ludzi uciekło z powodu walk w regionie Tigraj. W Burkina Faso liczba wewnętrznych migrantów wzrosła w ostatnich dwóch latach dziesięciokrotnie i dziś przekracza milion.
Niezwykle intensywne burze i powodzie, które uderzały w różnych regionach w ubiegłym roku, doprowadziły do przesiedlenia, w tym czasowego, znacznie większej mas ludzi. - Szczególnie niepokojące jest to, że te liczby pojawiają się w kontekście pandemii COVID-19, kiedy ograniczenia w możliwości przemieszczania się utrudniły nam zbieranie danych, a mniej ludzi zgłaszało się do punktów udzielających pomocy z obawy przed zakażeniem - wyjaśniała Bilak.
Jan Egeland, sekretarz generalny Norweskiej Rady Uchodźczej podkreśla, że pandemia nie doprowadziła do ograniczenia skali konfliktów. Jego zdaniem raport IDMC to "skan stanu ludzkości", z którego jasno wynika, że to wciąż najbiedniejsi w największym stopniu odczuwają skutki ekstremalnych zjawisk pogodowych, konfliktów czy związanego z pandemią kryzysu gospodarczego. - Ludzie żyjący za dolara dziennie stracili tego dolara na skutek lockdownów i paraliżu gospodarczego - mówi Egeland. - 2020 r. był gospodarczą katastrofą dla przesiedleńców.
Bilak podkreśla, że żeby zapobiec rosnącej skali przesiedleń wywołanych przez warunki pogodowe, rządy potrzebują lepszych danych pozwalających na przygotowanie do takich zjawisk. Chodzi zwłaszcza o analizy ryzyka pozwalające przewidzieć, jak niektóre zagrożenia mogą wpłynąć na konkretne obszary. Takie opracowania mogą nie ograniczyć łącznej liczby ewakuowanych, ale mogą pomóc skrócić czas ich przymusowego przesiedlenia.
Pomocne są też systemy wczesnego ostrzegania. - Różnica między Mozambikiem i Japonią jest taka, że choć oba kraje są narażone na liczne kataklizmy, którym towarzyszy duża liczba ewakuowanych, liczba tych, którzy pod koniec roku nadal nie mogą wrócić do domów jest zupełnie inna - twierdzi Bilak.
Szefowa badań IDMC Bina Desai mówi, że poważnym problemem jest również to, iż asilający się kryzys klimatyczny sprawia, że wiele narażonych na kataklizmy regionów może stać się trwale niezdatnych do zamieszkania. Rosnące poziomy mórz, susza i inne wywołane globalnym ociepleniem problemy narastają. - Ludzie coraz częściej nie będą w stanie nigdy wrócić do regionów trwale zmienionych przez zmiany klimatyczne - mówi Desai.