Spór o Turów, spór w Sejmie

Czy woda płynie w górę? - pytał Marek Suski w sprawie sporu o kopalnię Turów podczas posiedzenia sejmowej komisji do spraw energii, klimatu i aktywów państwowych. Znów doszło do przepychanek słownych, a na koniec komisja uznała, że decyzja TSUE ws. kopalni jest sprzeczna z zasadami Unii.

Kopalnia Węgla Brunatnego Turów w Bogatyni
Kopalnia Węgla Brunatnego Turów w BogatyniPAP
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Na początku posiedzenia, jego przewodniczący zauważył, że w marcu odbyło się połączone posiedzenie trzech komisji, na którym przez wiele godzin dyskutowano o tej sprawie. Marek Suski zapytał, czy oprócz orzeczenia TSUE, stało się coś jeszcze. - Chciałem, żebyśmy usłyszeli, jak wygląda sytuacja, czy  coś się zmieniło, czy rzeczywiście woda zaczęła płynąć pod górę, bo z tej informacji poprzednio wynikało, że ona nie płynie do kopalni z terenów czeskich, tam, gdzie wyschły studnie, ale może coś uległo zmianie - powiedział Suski.

Z obrad wykluczona została Dominika Lasota. Aktywistka z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego otrzymała zaproszenie do zdalnego wzięcia udziału w posiedzeniu komisji, jednak kiedy chciała zadać pytanie, wyłączono jej dostęp.

To nie pierwsza taka sytuacja na posiedzeniu w sprawie Turowa. Podczas marcowych obrad połączonych komisji ds. energii, klimatu i aktywów państwowych, a także środowiska i spraw zagranicznych, do dyskusji nie dopuszczono Greenpeace. Komisja obradowała krótko po proteście ekologów w kopalni, gdzie wspięli się na jedną z maszyn i przez kilkadziesiąt godzin ją okupowali.

Podczas obrad komisji, posłowie wysłuchali informacji Ministerstwa Aktywów Państwowych ws. sytuacji w Turowie. Zdaniem wiceszefa resortu Artura Sobonia, na ten moment nie ma mowy o sankcjach za niewykonanie decyzji TSUE. Z kolei wiceminister klimatu i środowiska Piotr Dziadzio mówił, że wstrzymanie wydobycia w kopalni oznaczałoby zaprzestanie produkcji prądu dla 4 mln polskich domów. Jego zdaniem dużo groźniejsze skutki środowiskowe miałoby wstrzymanie eksploatacji złóż oraz towarzyszącego temu odpompowywania wody. To zdaniem wiceministra doprowadziłoby do osunięć ziemi.

Wiceprezes Polskiej Grupy Energetycznej Wanda Buk zaznaczyła, że zanim sprawa trafiła do TSUE, przez trzy miesiące były prowadzone mediacje przed Komisją Europejską. Zdaniem Buk, KE w swojej opinii nie uznała za udowodnione twierdzeń strony czeskiej odnośnie wpływu kopalni na lustro wody. Wiceprezes poinformowała też, że w ramach protokołu uzgodnień przy przedłużaniu koncesji Czesi zażądali wykonania ekranu. Uzgodniony termin jego realizacji to 2023 r., natomiast - jak mówiła - ekran jest już prawie gotowy.

- Wszyscy już wiemy, że delegacja czeska 12 lutego przyjechała do Polski, by rozmawiać o Turowie. Wtedy Czesi przedstawili pięć konkretnych postulatów, które chcieliby z polskim rządem omawiać. Niestety, reprezentanci polskiego rządu po prostu zignorowali głos Czechów, co spowodowało, że ci poszli do TSUE - odpowiadała Małgorzata Tracz, przewodnicząca Partii Zieloni.

Tracz stwierdziła także, że od kilku dni trwa "publiczny polityczny ping-pong między polskim rządem a stroną czeską". Posłanka przypominając zamieszanie informacyjne, w związku z porozumieniem między Warszawą a Pragą podczas posiedzenia dopytywała, na jakim etapie są rozmowy. Wiceminister Soboń odpowiedział, że w poniedziałek odbyło się spotkaniem ze stroną czeską, które zakończyło się podpisaniem protokołu, który obejmuje wspólne projekty inwestycyjne. Teraz umowę bilateralną mają przygotować Czesi. Zdaniem Sobonia, przyjęcie i podpisanie umowy jest kwestią najbliższych tygodni.

Na koniec obrad komisja przyjęła stanowisko, w którym uznała, że decyzja TSUE jest sprzeczna z podstawowymi zasadami Unii i nie powinna być wykonana.

Tydzień temu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów. Decyzja obowiązuje do czasu rozstrzygnięcia skargi Czech w tej sprawie. Praga uważa, że przez odkrywkę zmniejszył się poziom wód gruntowych na terenach przygranicznych. Pretensje wobec kopalni mają także mieszkańcy pobliskiego niemieckiego miasta Zittau, którzy twierdzą, że przez odkrywkę zapada się ziemia pod ich domami.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas